31.07.2013

TOP 5 / ESSIE, BURT'S BEES, SVR, BOURJOIS, L'OREAL

I nastał ten dzień, kiedy wyrobiłam się z ulubieńcami na koniec miesiąca. Jak dla mnie to nie lada wyczyn, bo tego typu podsumowania robię nieregularnie i nigdy w terminie, czyli jak większość rzeczy :P Wpływ na to miały w zasadzie produkty, których używałam. To jest topowa piątka z prawdziwego zdarzenia! 


Wybór był oczywisty, nie zastanawiałam się nawet chwili. Otworzyłam szufladę i po prostu wyciągnęłam z niej te kosmetyki, których używałam bardzo intensywnie. Jesteście ciekawi jakie? Zapraszam na dalszą część :) 


essie - dj play that song
Nowy nabytek o którym zapomniałam Wam wcześniej wspomnieć. Wykończenie trochę mu szwankuje, jest półmatowe, ale wybaczam mu za kolor- po prostu obłędny! Jak dla mnie kwintesencją kobiecości. Większość kobiet czuję się sexy z czerwienią, która nigdy mi się nie podobała (wewnętrzna bliżej nieokreślona awersja). Marka Essie stworzyła kolor idealny dla mnie, czyli intensywny fioleto-róż. Ubóstwiam i wielbię i zastanawiam się czy nie kupić buteleczki na zapas ;) Wkrótce pokażę bliżej, bo warto zwrócić na niego uwagę.


burt's bees - cytrynowe masełko do skórek
Szerzej opisywałam je w pełnej recenzji. Masełko rewelacyjnie sprawdza się przy pielęgnacji skórek, widzę natychmiastową poprawę. Noszę w torebce, aby zawsze mieć przy sobie, dlatego opakowanie się trochę wytarło. Ostatnio potrzebowałam ekstra nawilżenia i natłuszczenia skrzydełek nosa (męcząca alergia powoduje u mnie ciągły katar). Ponieważ masełko jest całkowicie naturalne, nie widziałam większych przeciwwskazań. Sprawdziło się znakomicie i sterczące skórki wokół nosa momentalnie zniknęły, a masełko zyskało wielofunkcyjność.


l'oreal- eyeliner w pisaku
Swojemu uwielbieniu dla tego produktu dałam upust w recenzji pt Super Liner. Używam go codziennie od miesiąca, ale już stał się moim faworytem ever. Serio, nie widzę wad, a jeżeli Wy je znacie- nie zdradzajcie ;) Nie chcę ich znać. Według mnie jest idealnie precyzyjny, trwały, kryjący oraz intensywnie czarny. Kreska zawsze wychodzi równomierna, a jej grubość mogę stopniować dzięki cienkiemu aplikatorowi. Nie ściera się, nie odbija, nie roluje, nie znika- po prostu super liner :) 


svr- mineralny filtr tonujący 
Wiadomo, że jak lato, to i słońce, więc ochrona też musi być wysoka. W tygodniu nie spędzam dużo czasu w pełnym nasłonecznieniu (taka praca), ale chciałam mieć coś na weekendy. Dla mnie okazał się bardzo dobry, nie tylko jako filtr, ale też jako krem tonujący. Odcień jasnego beżu dobrze komponuje się z moją karnacją. Krycie też jest przyzwoite, muszę tylko uważać w ciągu dnia na błyszczenie się skóry. Bibułki i puder mineralny załatwiają sprawę, a ja jestem spokojna że moje cera jest dobrze chroniona. Więcej o nim wkrótce!


Kolejny ideał! Podoba mi się wszystko od początku do końca- kolor, wykończenie, trwałość oraz brak smaku i zapachu. Czegoś takiego szukałam od dłuższego czasu i mam wrażenie, że Bourjois stworzyło ten kosmetyk dla mnie. Na dodatek cena nie jest wygórowana, bo raptem 25zł. Szkoda tylko, że nie pojawiły się w każdej szafie marki i trochę muszę się naszukać. Drugi kolor już w planach, a pełna recenzja na dniach.

Chętnie poznam też Wasz ulubiony kosmetyk minionego miesiąca, napiszcie o nim koniecznie! 

29.07.2013

Suche szampony vol 1 / RENE FURTERER, KLORANE, BATISTE, ORIFLAME

Każdy z nas boryka się z jakąś pielęgnacyjną bolączką. Moją są włosy, a w zasadzie przetłuszczająca się skóra głowy. Myję codziennie od niepamiętnych czasów. Przy takich upałach jest jeszcze trudniej utrzymać świeżość fryzury i tu z pomocą przychodzą  mi suche szampony. 


Taki kosmetyk daje mi nie tylko odświeżenie fryzury, ale też czasami zastępuje całkowicie mycie (w zależności od produktu, nie każdy działa tak dobrze). Czasami też pomaga mi w układaniu włosów. Wiadomo, że najlepsze są takie "na drugi dzień", a po tym specyfiku nie ma najmniejszego problemu z upinaniem. Nie dość że unosi je u nasady , to jeszcze odświeża na długo. Czasami lubię też użyć niewielką ilość zaraz po suszeniu, ponieważ daje efekt pełniejszej fryzury, a nie wiecznego "przyklapu"
Suche szampony można znaleźć w ofercie wielu marek. Skorzystałam z tych dostępnych u nas i o połowie z nich mogę już napisać coś więcej. 


Rene Furterer (150ml około 80 zł)- najdroższy z całej mojej gromadki, do kupienia w Sephorze. Miałam okazję korzystać z miniaturki (75ml) dodanej do Glossy Boxa, ale wystarczyła mi na kilka solidnych użyć. Muszę przyznać, że w kwestii odświeżania był naprawdę dobry, jednak nie na tyle, żebym mogła zastąpić nim mycie. Nie podobał mi się rozpylacz, ponieważ dawał zbyt skupiony promień. Proszek nie pokrywał włosów równomiernie, więc ciężko było dokładnie odświeżyć całą fryzurę. Pod koniec zaczął się też zacinać, ale może była to wina mniejszego opakowania. Zapach był przyjemny, nie duszący, dobrze się też wyczesywał. 
Mimo tego, że mniejsza wersja pozostawiła po sobie dobre wrażenie, to na pewno wiecie już co go dyskwalifikuje- cena. 


Klorane na bazie wyciągu z owsa (150ml około 40 zł)-  dostępny głównie w aptekach. Korzystałam z miniaturki 50 ml, z wakacyjnego zestawu tej marki. Jest najlepszy pod względem rozpylania, bo tworzył praktycznie mgiełkę, a zawarty w nim dodatkowo talk był bardzo drobny. Osadzał się na włosach równomiernie i bez problemu się wyczesywał. Pod tym względem był według mnie najlepszy, jednak nie pomagał na długo. Sprawdza się tylko w sytuacjach awaryjnych, nie zastąpi typowego mycia. Za to upodobałam go sobie przy codziennej pielęgnacji. Może jeszcze kiedyś kupię, jeżeli będzie w promocyjnej cenie. 


Batiste (200 ml 17-20zł )- bezpośrednio dostępny w perfumeriach Marionnaud, w sieci można go kupić na Allegro lub w drogeriach internetowych (np Minti Shop, Cocolita, Alledrogeria). Nie będę owijać w bawełnę i napiszę wprost, że według mnie jest jak na razie najlepszy. Pomimo tego, że najtrudniej go wyczesać, daje najlepsze efekty i całkowicie zastępuje mycie. Dodatkowo unosi włosy u nasady, sprawdza się też przy układaniu włosów- po nim mam najbardziej puszystą czuprynę. Prawdopodobnie zawiera najwięcej talku i stąd ta jego "rewelacyjność". Jest najbardziej konkurencyjny pod względem ceny, dostępnych wersji zapachowych, pojemności i jakości. Biały nalot jest bardzo widoczny, ale Batiste ma w swoim zanadrzu prawdziwą perełkę, czyli wersję Dark. Różni się tym od pozostałych,  że ma brązowy proszek zamiast białego. Przy następnych zakupach skuszę się na pewno na tę wersję.
Obecnie używam wersji Cherry, która jest bardzo przyjemna. Nie dusi i nie mdli zapachem, nie wyczuwam go bardzo na włosach po aplikacji. Do tej wersji na pewno będę wracać.

Oriflame HairX Pure Balance (150 ml 25 zł) - to już produkt z zamierzchłych czasów, ponieważ nawet nie ma go na zdjęciu. Chciałam tylko o nim wspomnieć, gdyby kogoś kusił jego zakup. Według mnie najgorszy jaki do tej pory miałam. Nie wiem jakim cudem, ale sklejał i przetłuszczał mi włosy. 
Miałam go już jakiś czas temu, więc jeżeli jego formuła się zmieniła, napiszcie mi o tym koniecznie. 


Suche szampony mają też swoją wadę. Użyte w większej ilości pozostawiają matowy nalot, ale coś za coś. Do wyczesywania najlepiej sprawdzi się szczotka z naturalnym włosiem. Później sama niestety  wymaga dokładniejszego czyszczenia.
Jeżeli potrzebujecie tylko odświeżenia fryzury to każdy z nich na pewno się sprawdzi. Sama obecnie zaraz po umyciu, spryskuję włosy, dzięki temu wszystko trzyma się nienagannie przez cały dzień. Nie potrzebuję już więcej poprawek, więc polecam ten sposób osobom z podobnym problemem.
Druga część recenzji oczywiście pojawi się za jakiś czas, będzie o szamponie Isana, John Frieda, Batiste Lace. Jak widzicie zagościły na stałe w mojej pielęgnacji i nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej.
Dajcie znać czy któryś mieliście i co sądzicie!

27.07.2013

Tanie lakiery Essie :)

Uprzejmie donoszę, że obecnie w Hebe można trafić lakiery Essie po 16 zł. Dowiedziałam się o tym dzięki Madzi z bloga Magda na wakacjach i popędziłam czym prędzej na zakupy. Promocja obejmuje lakiery z wiosennej kolekcji, ale u mnie dostępne były tylko cztery z sześciu: Go Ginza, Avenue Maintain, Maximillian Strasse Her i Bond With Whomever, który wybrałam dla siebie :) 

Gratis dostałam próbkę wody Beyonce

Z samym lakierem nie mogłam wyjść, nie opłacałoby się jechać w ogóle :P Ponieważ pędzle to taka moja mała obsesja (tak- zaraz po kosmetykach, lakierach, kolczykach i książkach) przygarnęłam za 12 zł cudo do pudru z Sense&Body. Z reguły przechodzę obok nich obojętnie, ale po pierwsze była promocja, więc od razu przykuła moją uwagę, a po drugie wydał mi się niesamowicie miękki i sprężysty. Jest wykonany z syntetycznego włosia, które preferuję najbardziej i naprawdę niezły z niego puchacz. Poszedł w ruch jak tylko wróciłam do domu i muszę przyznać, że zapowiada się bardzo dobrze. 
Przy okazji wpadł jeszcze micel z L'oreal przeceniony z 15 zł na 10,50. Kończę właśnie pierwszą butlę i jestem z niego niesamowicie zadowolona. Drugi egzemplarz był nieunikniony i mam nadzieję w tym tygodniu zamieścić recenzję. 


Jeszcze mały offtop dla zainteresowanych. Przyszły moje kolorowe nakładki na telefon z Ebay. Pokazywałam je na Facebooku i zdjęcia były bardzo kuszące. Wybrałam dwie i chyba dobrze zrobiłam, że nie kupiłam więcej. 


W porównaniu do mojej wcześniejszej- marki Nillkin, te wykonane są z cienkiego, przezroczystego plastiku. Kolorowy nadruk jest nałożony z zewnątrz i mam małe obawy, że będzie się ścierać. Na dodatek ta w "azteckie" wzory troszeczkę różni się kolorem od tego przedstawionego na aukcji. Mimo wszystko obie bardzo mi się podobają, jednak nie wiem czy na dzień dzisiejszy jest sens inwestować w kolejne dwie sztuki. Przetestuję i zobaczę ile mi posłużą ;) 





26.07.2013

Aqua Brow / MAKE UP FOR EVER

Ostatnio wspominałam Wam o żelach do brwi. Z reguły mają tylko utrwalić, ale niektóre dają też delikatny kolor. W moim przypadku jest to niewystarczające, ponieważ mam bardzo rzadkie, jasne i nierówne brwi. Muszę dosłownie je rysować i od dłuższego czasu poszukuję czegoś co będzie wyglądało w miarę naturalnie.


Taką nadzieję dał mi produkt Aqua Brow Waterproof Eyebrow Corrector z Make Up For Ever, czyli wodoodporny cień do brwi w kremie. Robiłam do niego aż trzy podejścia, bo chciałam dobrać idealny kolor. Dostępnych jest aż 5 odcieni (albo 7) i miałam okazję testować na sobie 3. Zaczęłam od 20, później była 25, a obecnie jest 35. Taaak i żadna mi nie pasuje ;) W każdym przypadku wyłażą z nich pomarańczowe tony, co niesamowicie się odznacza przy moim chłodnym odcieniu skóry. 


Może powinnam jeszcze spróbować najciemniejszej 40, jednak szczerze mi się nie chce. Jest bardzo napigmentowana i boję się, że rano w pośpiechu zrobię sobie krzaczory.  Zniechęciło mnie też ścieranie się farbki. Owszem tam gdzie są włoski trzyma się nienagannie, jednak w tych miejscach gdzie muszę ich sporo domalować ściera się podczas upałów. 


Aplikacja nie nastręcza większych problemów. Próbowałam różnych sposobów (polecam film Maxineczki) i stwierdzam z dużym bólem, że nie jest to produkt dla mnie. Za dużo w nim pomarańczu, za mało trwałości i ciężko uzyskać w moim przypadku naturalny efekt. Jestem na nie! Szczególnie że za 5gr farbki należy zapłacić około 100zł. 
Uważam, że sprawdzi się u tych osób, które mają cieplejszą karnację i gęste brwi wymagające tylko uzupełnienia, a nie obrysowania. No cóż... pozostanę przy kredce Illamasqua, ale jestem otwarta na wszelkie podpowiedzi z Waszej strony. Może znacie coś podobnego o czym nie wiem? 

24.07.2013

Fenomen TANGLE TEEZER

Mimo tego, że moje włosy są proste, to jednak mają dużą tendencję do kołtunienia się. Skusiłam się na Tangle Teezer, bo miała gwarantować bezbolesne czesanie, nawet mokrych włosów.  



Wybrałam wersję kompaktową, czyli do torebki, ponieważ w domu używam szczotki z naturalnym włosiem. Mimo tego że jest świetna, bardzo szybko się brudzi, wręcz przyciąga kurz, dlatego nie do końca byłam przekonana do noszenia jej w torbie. Niestety po próbie z Tangle Teezer chyba będę musiała.



Nie będę owijać w bawełnę- TT w porównaniu do naturalnej szczotki to kawałek drapiącego plastiku. Nie rozczesuje moich włosów tak dobrze i podrażnia skórę głowy (co jak wiadomo przy przetłuszczającym się skalpie nie jest dobroczynne, bo wzmaga jeszcze bardziej wydzielanie łoju). Czuję się po prostu jakbym przejeżdżała grabiami po głowie. 
Spotkałam się też z opinią, że kompaktowa wersja jest gorsza od tej tradycyjnej. Z moich obserwacji wynika, że jest między innymi mniejsza (mieści się w dłoni), ale ma też grubsze i twardsze wypustki. To są tylko moje przypuszczenia, więc jeżeli macie obie, chętnie dowiem się czy faktycznie tak jest.


Generalnie mimo tego, że kupiłam sobie szczotkę za 50zł nie mam zamiaru jej wyrzucać czy oddawać, bo znalazłam dla niej dobre zastosowanie. Mianowicie świetnie sprawdza się przy nakładaniu odżywki, a jak wiadomo z tym szczotka naturalna sobie nie poradzi. TT równomiernie rozprowadza kosmetyk na całej długości i nie ściąga go z włosów. Atutem w tym przypadku jest też materiał z jakiego została wykonana, bo można ją bez większych problemów umyć, a nawet zdezynfekować. Używam jej raz dziennie, więc drapanie też nie ma jakiegoś większego wpływu, a może nawet powoduje lepsze działanie odżywki przez pobudzanie krążenia i nawilżanie skóry (tak sobie dumam, nie bierzcie tego na serio).
Jak widzicie nie do końca spisałam ją na straty, co nie zmienia faktu że spodziewałam się czegoś lepszego i nie podzielam fenomenu Tangle Teezer. Natomiast serdecznie polecam Wam szczotki z włosiem z dzika. Możecie o nich poczytać w postach:

Szczotki z włosia dzika
Osobisty dzik

Na koniec jeszcze ciekawostka, czyli Tangled Angel! To paskudztwo wycenili na 13 funtów ;)


22.07.2013

Nareszcie puste! / ALTERRA, KLORANE, VICHY, LA ROCHE POSAY

Rzadko publikuję posty z zużytymi kosmetykami, bo z reguły wyrzucam je na bieżąco. Tym razem zawzięłam się na kilka produktów, które mi zalegały i jestem dumna, że udało mi się je wykończyć do ostatniej kropelki.  Przedstawię Wam pokrótce czego się w końcu pozbyłam :)


Nareszcie wzięłam się za siebie i systematycznie zużywam próbki. Dzięki temu nie mam z nimi już takiego problemu, jaki Wam opisywałam w poście Wszędobylskie próbki. Nivea i Ziaja nie wywarły na mnie jakiegoś większego wrażenia. W sumie takie przeciętne mazidła, raczej nie skuszę się na pełny wymiar. 


Luksja- balsam pod prysznic, czyli wersja dla leniwych. Jak na produkt, który ma dodatkowo pielęgnować skórę, to jest naprawdę średni. W zasadzie nie różni się niczym od kremowego żelu pod prysznic. Marketingowcy ponownie chcą wcisnąć ten sam produkt pod inną nazwą. Mył, ale nie nawilżał, nawet mojej niewymagającej skóry. Na pewno nie kupię pełnowymiarowego opakowania.


Mila- maska z proteinami mleka.  Jej zapach początkowo uzależniał, a po dłuższym czasie zaczął męczyć. Litrowe opakowanie wystarczyło mi na naprawdę długo, mimo tego że trochę jej rozdałam. Ogólnie byłam zadowolona i kiedyś pewnie do niej wrócę, ale tylko w mniejszej pojemności ;)

Klorane- szampon na bazie mleczka  z owsa [recenzja]. Bardzo dobrze radził sobie z moją przetłuszczającą się skórą głowy oraz włosami. Fryzura była długo świeża, a włosy miękkie i nieprzesuszone. Już rozglądam się za kolejnym opakowaniem :) 

Ziaja- kremowa odżywka wygładzająca [recenzja]. Miała bardzo przyjemny zapach, z resztą jak wszystkie kosmetyki z tej serii. Wygładzała całkiem dobrze, ale nie jest to kosmetyk godny polecenia. Taki przeciętniak i raczej więcej po nią nie sięgnę.


Salvatore Fearragamo- Incanto Bloom. To już mój drugi flakonik i już za nim tęsknię. Przyjemny kwiatowy zapach, który jest mieszanką frezji, magnolii oraz kwiatów grejpfrutowych. Idealny na okres wiosenno- letni i rozstaję się z dużym żalem. Ponowny zakup jest nieunikniony ;)

Lady Speed Stick- Fruit Splash- antyperspirant w żelu. Sięgam zawsze po niego, kiedy nie mam kulki z Vichy. Jak dla mnie jeden z lepszych na drogeryjnej półce, poza tym uwielbiam jego żelową formułę. Lepszy od niego był tylko damski Gillette, ale został wycofany z polskiego rynku. Szkoda, bo bardzo lubiłam kosmetyki tej marki. Za to do Lady Speed Stick wracam od nastoletnich lat i zawsze jestem zadowolona.

Essence- krem do rąk. Karmelowa wersja limitowana. Bardzo przyjemnie pachniał i dobrze sobie radził nie tylko z dłońmi, ale też stopami. Już nie dostępny, ale może wypuszczą jeszcze coś podobnego.


La Roche Posay- woda termalna. Nie zauważyłam jej zbawiennego wpływu na moją cerę, więc raczej już do niej nie wrócę. Jest tyle podobnych produktów innych marek, że naprawdę mam w czym przebierać i będę szukać tej odpowiedniej. Używałam zamiast toniku, latem dla ochłody, na podrażnienia, zwilżałam nią pędzle, więc jak widać zastosowań ma wiele ;)

Vichy Normaderm- żel do mycia twarzy [recenzja]. Najlepszy! To jest mój numer jeden wśród żeli do mycia twarzy. Uwielbiam go za wydajność, zapach i działanie, cena też do przeżycia. Robię sobie teraz mały odpoczynek od niego, ale wrócę z wielką przyjemnością.


Vanilla - balsam do ciała. Pochodzi z zestawu podarunkowego, który zakupiony był w Douglasie. Szczerze mówiąc to nie wiem jak oni mogą coś takiego sprzedawać w swoich poniekąd renomowanych perfumeriach. Skład kiepski, bielił skórę i mazał się strasznie, za to miał przyjemny zapach. Sama raczej tego nie kupię.

Alterra- śmietankowy żel pod prysznic LE [recenzja]. Średniej jakości kosmetyk, zużyłam go ostatecznie do mycia rąk. Zapach całkiem przyjemny, ale pozostałe cechy nie zachęciły mnie do ponownego zakupu jakiegokolwiek żelu z Alterry.

Alterra- Olejek brzoza i pomarańcza. Bardzo polubiłam się z jego lekką konsystencją i przyjemnym, orzeźwiającym zapachem. Plus za to że nie utrzymywał się on długo na skórze i nie kolidował z moimi perfumami. Dobrze pielęgnował i moja skóra była po nim długo miękka i zabezpieczona przed wysuszeniem.

Yves Rocher- peeling do ciała Tradition de Hammam [recenzja]. Uwielbiam za zapach! Cała seria tych kosmetyków pachnie dla mnie niesamowicie przyjemnie, mimo że nie jestem fanką orientalnych kompozycji. Sam peeling też był dobry, dlatego jeszcze nie raz wpadnie do koszyka.


Yves Rocher- Elixir 7.9 serum do twarzy [recenzja]. Mogłabym śmiało napisać, że jest to mój kosmetyczny bubel. Naprawdę nie zauważyłam po nim żadnych zmian, ani pozytywnych ani negatywnych. Na mojej skórze nie robił nic, więc cieszę że mam go już za sobą.

Carmex- Moisture Plus Pink [recenzja]. Świetne połączenie mojego ulubionego balsamu z pomadką koloryzującą. Dawał lekki kolor, a dodatkowo pielęgnował i nawilżał, a ten zapach mlecznych draży powodował apetyt na jeszcze większe spożycie! Długi odwyk nie jest wskazany, więc na pewno wkrótce ponownie do mnie trafi.

Yves Rocher Teint Creme Confort- kremowy fluid z krokoszem [recenzja]. Ogólnie napiszę, że się nie polubiliśmy. Współpraca nie była najgorsza, jednak było więcej minusów niż plusów. Na dodatek opakowanie mimo tego że oryginalne, to bardzo upierdliwe w wydostaniu kosmetyku. Pod sam koniec to już były istne kombinacje z patyczakami do uszu XD

L'Occitane Immortelle Creme Nuit Precieuse- drogocenny krem do twarzy- dobrze nawilżał i nic ponad to. Nie zauważyłam żadnych zbawiennych skutków, nawet nie wywabił mi przebarwień. Zapach jak dla mnie zbyt intensywny, szczególnie że to kosmetyk na noc. Jak na drogocenny krem (300 zł za 50ml) to mocny z niego przeciętniak. 


Koniec! Nareszcie mogę to wszystko wyrzucić! Ulga i radość jednocześnie ;) 

20.07.2013

Oszukaniec! / ESSIE Dive Bar

Lakier Essie Dive Bar uwiódł mnie niczym typowy barowy podrywacz. Zanęcił, puścił oczko z drogeryjnej półki, więc się skusiłam. No jak tu się oprzeć takiej ciemnej i migotliwej postawie. Nie da się!



Przyznacie- niezły z niego żuczek! Ale rozczarowanie przyszło kiedy poszliśmy do stolika.


Czar prysł! Pozostaje tylko czarna rozpacz ze świecącymi zielonymi drobinami. Zawiodłam się bardzo i żałuję, że nie zaciągnęłam wcześniej informacji na jego temat. 
 Miało być tak:

Źródło
A wyszło tak:

Źródło
P.S. Kto ogląda dzisiaj "Pamiętnik" z Ryanem? 

19.07.2013

KLORANE wakacyjnie

Dawno, dawno temu kiedy jeszcze nikt nie słyszał o suchych szamponach Batiste, najpopularniejszy był Klorane. Ponieważ borykam się z przetłuszczającą skórą głowy, postanowiłam zainwestować w miniaturkę produktu. A w zasadzie w trzy miniaturki, czyli zestaw wakacyjny. Za całość zapłaciłam około 30 zł w aptece internetowej. Z tego co widziałam można też kupić pojedyncze sztuki, gdyby ktoś był zainteresowany.


Suchy szampon przeznaczony jest do włosów normalnych i może z tego powodu działał średnio. To znaczy poprawa była natychmiastowa, ale powoli przegrywał walkę z "przetłuszczem" i włosy szybko robiły się nieestetyczne. Pomagał raptem na dwie godziny, czyli dobry jest tylko wtedy, kiedy potrzebna jest poprawa fryzury pod koniec dnia. Natomiast zupełnie nie sprawdził się przy całkowicie przetłuszczonych włosach, zamiast mycia.


Proszek miał bardzo lekką i dobrną konsystencję, dobrze rozprowadzał się na włosach. Mimo tego, że to miniaturka, miała niezły rozpylacz, więc pokrywała równomiernym strumieniem. Bez problemu wyczesywałam pozostałości i w sumie pod tym względem byłam  z niego najbardziej zadowolona. 
Jednak szukam czegoś mocniejszego i lepiej działającego, więc do niego nie wrócę.


Żel pod prysznic "Orzeźwiający poranek" to taki przeciętniak. Ich kosmetyki nie są tanie, więc pełnowymiarowego opakowania na pewno nie kupię. Pieni się dobrze, oczyszcza dzięki SLS i pachnie lekko cytrynowo. Ogólnie może być, ale według mnie nie jest wart 22 zł.


Szampon do włosów na bazie mleczka z owsa to prawdziwe objawienie. Naprawdę! Działał nie tylko zbawiennie na skórę głowy, ale także był przyjazny dla włosów. Niestety rzadko idzie to w parze, ale Klorane się udało. Przeznaczony jest dla całej rodziny i dzieci od 3 roku życia do codziennej higieny.
Polubiłam go za przyjemną i lekką konsystencję w postaci emulsji. Dobrze rozprowadzała się na włosach i pieniła, nie było też problemu z wypłukaniem. Włosy po myciu były miękkie i dobrze się rozczesywały, a dodatkowo fryzura była świeża przez cały dzień. Niezmiernie przypadł mi do gustu i znalazłam lepszą (niestety też droższą) wersję mojego ulubionego szamponu Joanna Naturia.
Mimo wszystko kupię na pewno pełen wymiar, bo jest tego warty. Dodam jeszcze że za pojemność 200 ml należy zapłacić około 20 zł, a za 400 ml - 40zł. Jednak na Allegro jest dużo miniaturek po 100 ml, które kosztują około 8 zł, więc te opłaca się kupować najbardziej ;)


Podsumowując: dzięki temu zestawowi odkryłam świetny szampon. Kuszą mnie inne wersje: z mango, z magnolią i z piwonią. Owies też był całkiem przyjemny, ale dosyć neutralny.
Słyszałyście o tej firmie? A może macie już jakieś doświadczenia z ich kosmetykami?

18.07.2013

Złoto pustyni / ISADORA Eyephoria 02 Golden Sand

Jak wiecie mam chłodny typ karnacji i już nieraz wspominałam, że średnio lubię złoto. Ale lubię migoczące cienie, a złote się do takich zaliczają. Do czego zmierzam- ciężko znaleźć cień w chłodnym odcieniu złota. Miałam już kilka wersji, jednak wszystkie były bardziej żółte i ciepłe.


Oczywiście znalazłam już kolor idealny wśród kosmetyków marki IsaDora. W sumie gdybym go nie dostała, to raczej sama nie zwróciłabym na niego uwagi. Na pierwszy rzut oka to typowe złoto, ale po nałożeniu jest bardziej beżowe i chłodne. Prezentuje się idealnie! 


Jest to cień Eyephoria w odcieniu nr 02 Golden Sand. Opakowanie zawiera 4 g produktu i kosztuje około 59 zł. Ma bardzo przyjemne metaliczne wykończenie, połyskujące, ale bez żadnych drobinek (czyli takie jakie najbardziej preferuję). Konsystencja jest lekko wilgotna. Producent opisuje ją jako pudrowo- żelową i coś w tym jest.
Wykończeniem przypomina mi trochę cienie L'Oreal z serii Infailible, jednak tamte mają trochę inną teksturę. Są jeszcze bardziej wilgotne i miałkie, dlatego mają dekielek, żeby móc je na nowo uklepać.
 Dobrze aplikuje się przy pomocy zwykłego języczkowego pędzla lub puchacza do rozcierania. Nie kruszy się i nie osypuje. Co do trwałości się nie wypowiem, bo zawsze używam bazy pod cienie. 


Dobrze współgra z kolorystyką paletki Urban Decay Naked 2 i świetnie ją uzupełnia. Niestety złotko zawarte w tej palecie, czyli Half Baked jest dla mnie zbyt ciepłe. Tak to już jest z dużymi paletami, przywykłam :) Na zdjęciu makijaż z Golden Sand w roli głównej oraz Snakebite w załamaniu.


Muszę przyznać, że jestem zadowolona z tego cienia, jednak chętnie poznałabym tańszy odpowiednik. Liczę na Wasze podpowiedzi w komentarzach! 

17.07.2013

Pompka do Revlon Colorstay

Jak wiecie w końcu kupiłam podkład Revlon Colorstay. I już wiem dlaczego tak długo z nim zwlekałam, mimo że słyszałam o nim mnóstwo pozytywnych opinii- nie cierpię podkładów bez pompki. Oczywiście już przy pierwszej aplikacji chlusnęłam za dużo. Jak będzie się to powtarzać, to zużyję go w miesiąc. Pompka jest mi niezbędna!


Wiem, że  pasuje do niego ta z serum na zniszczone końcówki marki Avon. Gdzieś wyczytałam też, że sprawdzą się z serum Marion, ale tych małych- 15ml. Jednak nie chcę kupować specjalnie kosmetyku po to, żeby wybebeszyć go z pompki i wylać zawartość. A zanim zużyję całość to minie trochę czasu... i tak zaczęłam szperać w  swoich szufladach. 


I tu nasuwa się pytanie: co ma wspólnego Colorstay z Alverde? POMPKĘ! Przypuszczam, że te z olejków Alterra też się sprawdzą, bo z tego co widziałam są takie same. Oczywiście najgorzej było ją domyć z tłustości, ale z drugiej strony bezpieczniej jest mi zaaplikować resztki olejku na twarz niż serum na końcówki, jeśli wiecie o co mi chodzi ;) 

Wiem, wygląda dziwnie, ale sprawdza się świetnie ;) 

Dobrze, że zachowałam tę buteleczkę. Miałam zamiar przelewać do niej inne olejki i nie spodziewałam się że będzie pasować do podkładu. Także zanim kupicie specjalnie kosmetyk dla pompki, poszukajcie wśród  tych posiadanych! I dajcie znać jakie jeszcze do niego pasują ;) 

.

JAKO AUTORKA BLOGA NIE WYRAŻAM ZGODY NA KOPIOWANIE, POWIELANIE LUB JAKIEKOLWIEK INNE WYKORZYSTYWANIE W CAŁOŚCI LUB WE FRAGMENTACH TEKSTÓW I ZDJĘĆ Z SERWISU INTERNETOWEGO www.iwetto.com BEZ MOJEJ WIEDZY I ZGODY (PODSTAWA PRAWNA: DZ. U. 94 NR 24 POZ. 83, SPROST.: DZ. U. 94 NR 43 POZ. 170).