Baptiste brytyjskiej marki Illamasqua jest jednym z nielicznych lakierów do którego wracam tylko jesienią. Uważam że jest piękny i zasługuje na częste pokazywanie, ale najlepiej czuję się z nim właśnie w takim chłodniejszym okresie. Może to wynikać z tego, że jego oryginalny kolor zyskuje na atrakcyjności głównie przy sztucznym świetle. Mianowicie na paznokciach w ciągu dnia wygląda jak ciemny fiolet, czasami nawet przypomina czerń złamaną jedynie odrobiną fioletu. Natomiast silne światło uwydatnia zatopione w nim drobinki, które mienią się na czerwono, fioletowo i różowo, co dodaje mu trójwymiarowego efektu. Całość prezentuje się niepowtarzalnie, ale tylko dla wtajemniczonych ;)
Niestety kosmetyki Illamasqua nie są w Polsce bezpośrednio dostępne, ale można je zamówić na firmowej stronie (wysyłają do Polski). Obecnie lakier kosztuje 88 zł (15 ml), jednak z tego co pamiętam upolowałam go w znacznie niższej cenie podczas wyprzedaży. Jest świetnej jakości, więc naprawdę warto. Kryje już przy przy dwóch warstwach. Posiada bardzo cienki pędzelek, więc wymaga częstego dobierania podczas malowania. Producent zaleca nakładanie lakieru na płytkę w trzech etapach: najpierw na środek, a później po prawej i lewej stronie. Pędzelek jak i lakier nie przysparzają większych problemów, więc całkiem szybko oraz sprawnie maluje się paznokcie bez smużenia czy ścierania. Konsystencja jest dosyć wodnista, lekko kremowa. Przy niewprawnej ręce może rozlać się na skórki. Nie wymaga stosowania top coatu, ponieważ sam błyskawicznie wysycha (kilka minut i można wrócić do poprzednich czynności), ma piękne lustrzane wykończenie oraz jest trwały - ściera się jedynie na końcach, ale nie odpryskuje. Dlatego pomimo swojej wysokiej ceny uważam, że jest godny polecenia. Tutaj muszę jeszcze nadmienić, że mój egzemplarz ma już ponad dwa lata i cały czas jest jak nowy. Nie zmienił w ogóle swojej konsystencji i zachował wszystkie właściwości.
Jestem ciekawa czy lubicie takie odcienie? Znacie kosmetyki Illamasqua?