31.10.2013

Top 5 forever! | Vichy; Yves Rocher; Bioderma; Sesa; Carmex

Nadszedł koniec października, więc przyszła także pora na małe podsumowanie Top 5. Do tej pory wybierałam kosmetyki, które polubiłam lub używałam najczęściej w danym miesiącu. Tym razem chcę Wam pokazać produkty, do których bardzo często wracam i to jest moja ulubiona piątka forever. Chociaż nie ukrywam, że takich piątek mam wiele, więc na pewno inne jeszcze się pojawią ;) 


Moment de Bonheur - Yves Rocher
Po tę wodę perfumowaną sięgam najczęściej i zawsze mam jeden zapasowy flakon. Jest to też zasługa firmy, ponieważ często proponują mi jako gratis do zakupów. Bardzo się z tego cieszę, ponieważ nie należy do najtańszych- 50ml kosztuje 175zł. Uwielbiam czuć ją na sobie i być otulona subtelną różaną wonią, dlatego nie zawahałabym się zapłacić pełnej kwoty. Nie jest to typowa róża, jest bardziej świeża, zielona, ale też wyrazista, więc nie każdemu przypadnie do gustu. Jeżeli chcecie spróbować to polecam najpierw skusić się na dezodorant, który również długo i identycznie pachnie, a jest trochę tańszy.  Jednak prostota i elegancja opakowania dodatkowo urzeka, więc sami musicie podjąć decyzję. 


Żel do mycia twarzy - Vichy Normaderm
Mój jeden jedyny, najlepszy, a to jest kolejna wielka 400 ml butla! Świetnie oczyszcza resztki makijażu, kurz i sebum po całym dniu. Nie pomaga całkowicie w walce z zaskórnikami, ale kontroluje pryszcze i grudki. Kiedy go używam po prostu ich nie mam, niezależnie jakiego kosmetyku używam do twarzy. Na dodatek jest bardzo wydajny i pięknie owocowo pachnie. Wystarcza mi na pół roku używania, bo do umycia twarzy używam małej ilości kosmetyku. Niektórzy skarżą się, że potrafi wysuszyć skórę. Mi nic takiego się nie przytrafiło, jednak codziennie rano i wieczorem używam kremu, więc może dlatego. Za każdym razem kiedy go odstawiam cierpię i po ostatniej dwumiesięcznej przerwie już wiem, że nigdy więcej tego nie zrobię ;)


Balsam do ust- Carmex jaśmin i zielona herbata
O Carmexie przynudzam już od dłuższego czasu, ale nic na to nie poradzę, skoro jest najlepszy. Moja ulubiona wersja to wiśniowa, koniecznie w tubce. Teraz kupiłam jaśminową z zieloną herbatą i jest w porządku. Zapach i smak ma całkiem neutralny, jednak moich zachwytów pod tym względem nie wzbudził. Skończę i wrócę do wiśni. A za co go tak lubię? Ponieważ nareszcie pozbyłam się na dobre objawów opryszczki, czyli zimna. Wcześniej wyskakiwało mi przy każdym najmniejszym osłabieniu, teraz maksymalnie raz w roku. Używam go już od kilku lat, więc to nie są pochopne słowa. On naprawdę działa a kosztuje raptem 10 zł i wystarczy że użyję go raz dziennie (najczęściej przy porannym makijażu).


Płyn micelarny - Bioderma
Na wstępie napiszę, że chodzi mi tu o wersję Sensibio, bo na zdjęciu jest Sebium, które dostałam całkiem niedawno. Tego jeszcze nie używałam, więc nie mogę się wypowiedzieć czy jest faktycznie lepsze. Natomiast Sensibio zużyłam kilka ładnych butelek i według mnie jest najlepsza. Ma prosty skład, świetnie pielęgnuję cerę i idealnie zmywa makijaż, nie powodując podrażnień czy zatarć. Większość narzeka na jej cenę, ale jeżeli używa się jej do wszystkiego, czyli zmywania makijażu i tonizowania, to kalkulując pojemność i wydajność, jest naprawdę przyzwoicie.  Wychodzę z założenia że czasami lepiej wyłuskać te kilka gorszy więcej niż kupować przeciętniaki, czyli kupić raz a dobrze. 


Olejek do włosów - Sesa
To stały element mojej pielęgnacji włosów. Odżywki mogą się zmieniać, ale olejek jest tylko jeden! Oczywiście używam na przemian z innymi, bo taka moja wrodzona kosmetyczna natura. Sesa jednak zawsze stoi na półce i sięgam po nią, kiedy inne nie dają rady. Faktycznie wzmacnia włosy przy regularnym stosowaniu. W końcu zawiera aż 18 wyciągów z ziół, więc taka mikstura musi pomóc ;) Dodatkowo zawiera aż 5 różnych olejków, dzięki czemu włosy po olejowaniu są miękkie, błyszczące, wygładzone (ale nie przyklapnięte), widocznie odżywione. Odstraszyć może tylko intensywny zapach oryginalnej wersji, ale  egzotycznej (na zdjęciu) jest trochę subtelniejszy, więc stosuję na zmianę, żeby mi się nie znudził. 


Jak Wam się podoba moja ulubiona piątka? Co o niej sądzicie, mieliście któryś z tych kosmetyków? 

29.10.2013

Bye bye | Real Techniques Duo-Fiber Collection

Uwielbiam pędzle Real Techniques i dlatego połaszczyłam się na białą edycję limitowaną Duo-Fiber Collection. Opisywałam ją wstępnie zaraz po zakupie [klik] przedstawiając każdy pędzel po kolei, więc tam znajdziecie szczegółowe informacje. Teraz natomiast nadeszła pora, żeby wypowiedzieć się szerzej na temat funkcjonalności. 


Każdy pędzel z mojej dotychczasowej kolekcji Real Techniques ułatwiał mi codzienny makijaż i nie miałam żadnych zastrzeżeń. Natomiast w tym przypadku mam mieszane uczucia. Pierwsze co mi się nie spodobało to materiał z jakiego zostały wykonane trzonki, które przywodzą mi na myśl zwykłą metalową, białą rurę. Dla mnie nic przyjemnego i na dodatek mało estetycznego. Reszta wykonana jest solidnie, to znaczy włosie trzyma się całkiem dobrze i nie wypada. Świetnie też się domywa, nawet z tłustych konsystencji. Dodatkowo jest bardzo miękkie niczym piórko. Ich kształt też jest dosyć oryginalny, ponieważ z reguły duo-fiber kojarzy się z flat topem. W tym przypadku akurat włosie jest przycięte półkoliście, a całość nie ma przekroju okrągłego (oprócz najmniejszego), tylko jest płaska.


Początkowo próbowałam nimi nakładać zwykłe suche kosmetyki, ale nabierały zbyt mało produktu i efekt był bardzo subtelny. Jest też druga strona medalu, bo dzięki temu sprawdzą się do bardzo napigmentowanych kosmetyków. W takim przypadku uzyska się naturalne i delikatne wykończenie. Analogicznie pomogą też przy rozcieraniu. U mnie najlepiej spisały się przy kremowych konsystencjach.
Najbardziej do gustu przypadł mi średni pędzel Duo-Fiber Contour Brush, który okazał się idealny do nakładania różu lub brązera w kremie. Mały pędzelek Duo-Fiber Eye Brush sprawdził się do korektora. Z dużym Duo-Fiber Face Brush miałam największe utrapienie, bo dla mnie był za duży do czegokolwiek. Do pudru się nie nadawał, tak samo do podkładu. Mogłam nakładać nim zwykły róż lub rozświetlacz, jednak w tym celu mam inne o wiele fajniejsze egzemplarze. I głównie z tego powodu postanowiłam rozstać się z zestawem. Doszłam do wniosku, że szkoda go trzymać, skoro najczęściej sięgam tylko po jeden, a reszta się kurzy. 

Do moich codziennych celów niestety się nie sprawdził i poleciał w świat. Nie twierdzę, że zestaw jest zły, ale prędzej sprawdzi się w rękach profesjonalisty niż moich. Wydaje mi się, że właśnie z tego powodu zbiera tyle różnych opinii. Trochę szkoda mi tego średniaka, ale bardzo podobny jest w zestawie Core (który mam w planach), więc nie mam co żałować ;) 

 - Produkty wegańskie, nietestowane na zwierzętach.

28.10.2013

Świetna sprawa- blogerska kawa :D

W sobotę w lokalu Kava&Vino odbyło się VI spotkanie warszawskich blogerek urodowych . Nareszcie miałam okazję poznać je osobiście. Sprawiło mi to ogromną radochę, bo z reguły mamy kontakt przez komentarze tudzież maile. Tym razem mogłyśmy na żywo pogadać o kosmetykach, a także pośmiać się i pożartować. Atmosfera była naprawdę rewelacyjna i dawno nie bawiłam się tak dobrze :) Z resztą wszytko widać na zdjęciach, na przykład na tym szczerzę się do Oli :) 


Pierwszym punktem programu była prezentacja kosmetyków Mary Kay:


Nacieramy łapki:


Krótka prezentacja kosmetyków do makijażu:


Drugim punktem był pokaz kolorówki Vipera Cosmetics i ich magnetycznych palet:


swatchyki 


Lakieromaniaczki ;)


Smile :)


I to co tygryski lubią najbardziej:


Na koniec cała śmietanka: 


Wielkie podziękowania dla organizatorek- Pauli i Sylwii za zaproszenie :* 
Basket of Kisses 
Lacquer –maniacs 


oraz dla Marty za świetne zdjęcia :* 


27.10.2013

Polecane-zdenkowane

W ostatnim czasie udało mi się zużyć całkiem sporo kosmetyków i większość opinii już pojawiła się na blogu. Dzisiaj chciałabym się skupić tylko na tych, do których na pewno wrócę, bo o przeciętniakach nie ma co się rozwodzić ;) Koszyk wypchany po brzegi, więc cieszę się że w końcu go opróżnię! 


Micel L'oreal to ostatnio mój zdecydowany faworyt. Jak na drogeryjny produkt spisuje się wyśmienicie do demakijażu twarzy, a także przy pielęgnacji cery. To jest już druga butelka, kolejne na pewno jeszcze się pojawią, tak samo jak następne tubki peelingu do twarzy Himalaya. Świetnie skrobał i oczyszczał, dzięki naturalnym drobinom z pestek moreli. 


Ostatnia tubka balsamu perfumowanego Masaki Cherry (dzięki Stri :*) wyzionęła ducha. Ten zapach nieziemsko mi się podoba i poluję na niego na truskawie. U nas nie widziałam, ale jeżeli się mylę dajcie mi znać! Odżywka Nail Tek służyła mi długo i wiernie, nawet jako baza. Obecnie dzięki Alimce, zainwestowałam w Kinetics, ale powrót gwarantowany. 


Obie maski bardzo dobrze pielęgnowały moje włosy. Bingo Spa z algami i karite nawilżała, natomiast Kallos Latte odżywiał i wygładzał. Generalnie miały dobroczynny wpływ i przy najbliższej możliwej okazji kupię kolejne. 


Jeżeli czytacie już trochę mojego bloga to na pewno wiecie, że szampony Joanna Naturia są stałym punktem mojej pielęgnacji. Dobrze oczyszczają i za to najbardziej je lubię. Wersja z pokrzywą i zieloną herbatą należy do moich ulubionych, zaraz po migdałowej. Skoro mówimy już o zapachach to niekwestionowanym ulubieńcem jest żel Isana Med z olejkiem pomarańczowym. Żałuję, że mam taki zapas kosmetyków do mycia ciała, bo chętnie używałabym go non stop. Niepozorna butelka, ale skrywa w sobie cudowny aromat! 


Jeżeli są na sali faworyci ostrego tarcia skóry, to muszą wypróbować peeling Wellness&Beauty. Naprawdę się nim podrapałam, więc trzeba uważać przy szorowaniu ;) Kulka Vichy to mój nieodzowny kompan, dający mi gwarancję suchości i przyjemnego zapachu. 


Carmex wiśniowy obecnie zastąpiłam jaśminem z zieloną herbatą i żałuję. Tamten zdecydowanie miał lepszy aromat i jego użytkowanie sprawiało mi prawdziwą przyjemność. Jedna aplikacja codziennie rano pozwoliła mi pozbyć się opryszczki praktycznie na dobre. Ci co borykają się z tym wirusem, wiedzą jak potrafi uprzykrzyć życie, dlatego Carmex będzie numerem jeden na wieki. Tak samo jak baza pod cienie Too Faced, która trzymała każdy cień na mur-beton. Na pewno skorzystam z jej pomocy jeszcze nie raz. Natomiast próbkę zapachu Pure DKNY A Drop of Rose zastąpiłam już pełnowymiarowym opakowaniem.

A teraz wszystko leci do kosza :) Idzie nowe!

25.10.2013

Kwiaty od L'occitane / Kremy do rąk

Lubię przyjemnie pachnące kosmetyki, szczególnie kwiatowe wonie. Dlatego też oferta marki L'occitane przykuła moją uwagę, szczególnie seria z kwiatem wiśni oraz piwonią. Już jakiś czas temu trafiłam na ciekawą wyprzedaż i dwa kremy do rąk udało mi się kupić po 10 zł za sztukę. Uwierzcie mi ze to dobry deal, bo ich regularna cena to około 30zł ;)


Tubki są niewielkie, bo zawierają 30 ml kosmetyku, ale skrywają prawdziwe aromaty! Oba zapachy są lekkie, kwiatowe i świeże. Co najlepsze utrzymują się długo, więc ta przyjemność nie znika tak szybko. Kremy są ciekawym uzupełnieniem linii zapachowej i dzięki nim mam ochotę na małe flakoniki perfum, aby czuć je przez cały czas.


Konsystencja to bardziej żelowa emulsja niż typowy krem. Gładko rozsmarowuje się na dłoniach i szybko wchłania (ideał w ciągu dnia). Można by przypuszczać, że taka formuła niewiele zdziała, ale zadziwiająco dobrze pielęgnuje, szczególnie przy regularnym smarowaniu. Skóra jest momentalnie nawilżona, miękka i elastyczna. Oba kremy pomogły mi też przy skórkach wokół paznokci, których nie pielęgnowałam ostatnio pieczołowicie. Dzięki nim sukcesywnie wracały do dobrego stanu, bez dodatkowych zabiegów. Muszę jeszcze wspomnieć, że używałam ich tylko na noc, ale aplikowałam hojnie. Tym bardziej jestem zadowolona z działania, ponieważ dobry stan moich dłoni utrzymywał się naprawdę długo.


Zniechęca mnie tyko opakowanie, bo metalowa tubka nie jest najwygodniejszą formą. Tak samo zakrętka, która wyślizguje się z nakremowanych rąk i ciężko ją założyć ponownie. Mimo tego oba kremy spełniają się w swojej roli całkowicie i dodatkowo pięknie pachną, więc chyba każdy będzie z nich zadowolony.


Jednak więcej nie sięgnę po kosmetyki tej marki. Wszyscy wiedzą, że do najtańszych nie należy. Spróbowałam kilku ich produktów jak krem i mgiełka do twarzy, olejek pod prysznic, czy krem do stóp i nie odczuwam uwielbienia. Wszystko to można znaleźć na drogeryjnych półkach i być tak samo zadowolonym. A Wy co sądzicie o L'occitane? 

24.10.2013

Zagraniczne nowości / KIKO, GUERLAIN, MAC

Zagraniczna paczuszka dotarła do mnie już ponad miesiąc temu, ale ciągle zapominałam wspomnieć o niej na blogu. Ponownie przy zakupie pomogła mi Hexxana (:*) i dzięki niej zrealizowałam kilka kosmetycznych marzeń. Większość nie jest u nas dostępna, nawet ciężko zamówić je przez internet, dlatego moja radość po rozpakowaniu była ogromna :) 


Skupiłam się głównie na włoskiej marce KIKO. Mają swoje sklepy stacjonarne i internetowe w UK i DE, ale nie wysyłają do naszego kraju. Przemilczę tę kwestię... 
Bardzo mi zależało na limitowanej paletce cieni Colour Party Palette 02 Generous Earth. Zauroczyła mnie swoją kolorystyką oraz wykonaniem. Stwierdziłam, że będzie ciekawą alternatywą dla paletki Urban Decay Basic, nad którą do tej pory się zastanawiałam. Ta z Kiko pasuje mi kolorystycznie i jakościowo, będzie idealna na wyjazdy :) Teraz żałuję, że nie dokupiłam z tej serii jeszcze różu. Oh well... 



Nie mogło też zabraknąć kilku innych cieni, jak bardzo popularny pojedynczy Water Eyeshadow 228 Taupe oraz Long Lasting Stick Eyeshadow 05 Rosy Brown w formie kredki. A tak spoza listy skusiłam się jeszcze na  Skin Glow Light Effect Day Cream, bo byłam ciekawa czy pielęgnacyjne kosmetyki mają tak samo dobre co kolorówka. 



I drugi ważny punkt programu to Guerlain Meteorites UV Shield Pressed Powder SPF 35 00 Blanc de Perle. W skrócie matująco- rozświetlający puder prasowany z dodatkową ochroną przeciwsłoneczną. Produkowany tylko na azjatycki rynek, ale był dostępny online w Debenhamsie (do nas też nie wysyłają).  Po przygodzie z kulkami zachciało mi się prasowanego odpowiednika, ale żeby nie powielać tego samego kosmetyku wymarzyłam sobie taką perełkę :) 


Od Hexxany dostałam jeszcze sypki puder utrwalający MAC Prep+Prime, Transparent Finishing Powder nad którym rozmyślałam od dłuższego czasu. Po przygodzie z Vichy Dermablend, szukałam lepszego zmiennika i muszę przyznać, że znalazłam :) 


A do tego jeszcze kilka miniaturek i próbek: 


I tyle! Chciejstwo zaspokojone :D 

.

JAKO AUTORKA BLOGA NIE WYRAŻAM ZGODY NA KOPIOWANIE, POWIELANIE LUB JAKIEKOLWIEK INNE WYKORZYSTYWANIE W CAŁOŚCI LUB WE FRAGMENTACH TEKSTÓW I ZDJĘĆ Z SERWISU INTERNETOWEGO www.iwetto.com BEZ MOJEJ WIEDZY I ZGODY (PODSTAWA PRAWNA: DZ. U. 94 NR 24 POZ. 83, SPROST.: DZ. U. 94 NR 43 POZ. 170).