29.09.2012

Purplelized // CATRICE #430

Przedstawiam Wam mojego kolejnego jesiennego faworyta, czyli lakier Catrice 430 Purplelized. Uwielbiam go nie tylko za kolor, ale także za jakość, której się po nim nie spodziewałam.


Zadziwiająco długo utrzymuje się na paznokciach, bo aż 4 dni bez żadnego topa. Nie ma też problemu ze ścierającymi się końcówkami, trzyma się po prostu na mur beton. Kolor to ciemny fiolet, coś na pograniczu bakłażanu i antracytu, ze srebrnym shimmerem.



Przypuszczam, że nie jest już dostępny, bo sama kupiłam go na wyprzedaży w drogerii Natura. Kosztował niecałe 10 zł i to był naprawdę trafny zakup, szczególnie że według mnie ma idealny pędzelek. Nie za wąski, nie za szeroki -> w sam raz! I do tego odpowiednio włochaty. Dzięki niemu aplikacja nie przysparza większych problemów, tak samo konsystencja. Jest dosyć lejąca, ale nie za gęsta, więc pokrywa płytkę paznokcia równomiernie, ale dopiero za drugim razem. Pierwsza warstwa wychodzi transparentnie, ale druga w zupełności pozostawia jednolity efekt na moich krótkich paznokciach. Przypuszczam, że dłuższe musiałabym hojniej pomalować lakierem ;) Ze zmywaniem jest już mały problem, no bo wiadomo- shimmer, ale folia nie jest wyamagana, schodzi przy pomocy płatka bawełnianego z większą ilością zmywacza.


Nie ukrywam, że jest to mój jedyny lakier tej marki, ale coś czuję że dołączy do niego jeszcze kilka. Będę wdzięczna jeżeli polecicie mi jakieś fajne kolorki z Catrice  :)

28.09.2012

Tanie zmywanie // Płyn dwufazowy do demakijażu BIELENDA, ZIAJA, MARION

Płyn dwufazowy to podstawa w mojej codziennej pielęgnacji. Nie mam jakiegoś konkretnego faworyta w tej kwestii i często zmieniam produkty do demakijażu oczu. Ostatnio miałam okazję korzystać z kosmetyków marki Ziaja, Marion i Bielenda. 


Do płynu dwufazowego Ziaji wróciłam po bardzo długim czasie. Nie skłamię jeśli napiszę, że nasza rozłąka trwała ponad rok. Kiedyś stosowałam ją nagminnie, bo jest tania i ogólnodostępna, świetnie też zmywała makijaż. Jednak po kilku buteleczkach zużytych pod rząd uczuliła mnie. Odstawiłam ją zupełnie i problem nie tylko zniknął, ale też do tej pory nie powrócił. Obecnie stosuję ją z ostrożnością, uważając czy uczulenie nie pojawi się ponownie. Mam nadzieję, że stosując ją sporadycznie nie będę miała już kłopotów. 

Bielenda natomiast jest całkiem droga jak na tego typu produkt. W regularnej cenie widziałam ją za 8-9zł, mimo to udało mi się trafić ją w Biedronce za 6zł. Sprawuje się całkiem nieźle, chociaż nie spodobała mi się na tyle żebym miała po nią sięgnąć ponownie. Tak samo było z wersją z awokado. Chyba najbardziej nie lubię w nich tego, że trudno połączyć ze sobą oba składniki oraz to, że są mniej oleiste od pozostałych (co dla niektórych na pewno będzie ogromną zaletą).

Dwufaza Marion w pełni mnie usatysfakcjonowała. Jest też najtańsza z zebranej tu gromadki, bo zapłaciłam za nią około 5zł. Problemem jest z jej dostępność, bo ogólnie ciężko kupić produkty tej firmy. Ja standardowo dorwałam ją na Allegro, ale aby koszt przesyłki się zamortyzowały zamówiłam większą ilość. Jeżeli będziecie miały okazję, to koniecznie ją wypróbujcie, chyba że nie lubicie tego typu kosmetyków?

26.09.2012

O mało ważnych rzeczach // ZWIERCIADŁO, SELAH SUE

Postanowiłam przerwać zastój na blogu notką zupełnie offtopową. Mam ochotę dzisiaj pisać o bzdetach, na przykład o moim nowym torebkowym kalendarzu. Dostępny jest w dwóch szatach graficznych z magazynem Zwierciadło. Całość kosztowała 11,90 i mam nadzieję że pomoże mi w systematycznym blogowaniu ;)


Kolejną zdobyczą ostatnich dni są bransoletki Goti. Pastelowe kolory nie pozwalają mi zapomnieć o minionym lecie, mimo coraz chłodniejszych dni.


Natomiast Clinique dzisiaj na swoim fanpagu ogłosił ciekawą akcję z wymianą podkładu. Wystarczy przynieść do Sephory swój stary fluid, a w zamian można otrzymać 5 PRÓBEK jednego z dwóch podkładów Clinique: Even Better Makeup SPF 15 (odcień Neutral) lub Superbalanced Makeup (odcień Vanilla). Akcja z wymianą trwa od jutra, czyli 27 września. Superbalanced miałam i nie wywołał we mnie ekscytacji, wręcz odwrotnie - mocno się na nim zawiodłam, więc warto skorzystać z próbek, zamiast inwestować w pełnowymiarowe opakowanie. 

I na koniec jak dla mnie najlepsza wiadomość tego dnia, 
czyli nowy singiel Selah Sue. Podoba mi się i męczę non stop ;)





18.09.2012

Purple Obsession // L'OREAL Infaillibel #005

To właśnie od tego cienia zaczęła się moja przygoda z cieniami Loreal Color Infaillible. O jakości, trwałości i i innych zaletach pisałam w tym poście KLIK. W tym wpisie będzie tylko o kolorze, czyli głębokim nasyconym fiolecie. 




Aparat trochę spłycił jego odcień, ale na oku wygląda tak samo jak w opakowaniu. 
Polecam obejrzeć też swatche Shinodki , ponieważ cień lubi zmieniać swój odcień 
w zależności od padającego światła. Mi wyszedł przydymiony, 
wpadający w szarość ze względu na chłodne światło. 




Mój zdecydowany faworyt z całej gromadki. 
A Wam jak się podoba?

16.09.2012

Ach te promocje :) // YVES ROCHER, Super Pharm

Uzbierało mi się ich tyle, że mając dzisiaj dzień wolny postanowiłam zajrzeć do pobliskiej galerii. W planach miałam odwiedzenie Empiku, Yves Rocher, Super Pharm oraz Douglasa. Do YR wybrałam się w celu zmacania podkładu. Miałam świetny kupon rabatowy, jednak okazało się, że nie mogę przy jego pomocy kupić fluidu, bo jest oznaczony zielonym punktem. Ale nic straconego, dobrałam sobie odcień i zamówię go online, gdzie też mam całkiem ciekawą ofertę promocyjną :) 



Do Super Pharm wpadłam obejrzeć lakiery Essie. Jak zwykle odezwał się mój lakieroholizm i mimo tego, że pisałam Wam, że absolutnie nie skorzystam z rabatu -25% na wszystkie lakiery, to jeden sam praktycznie wpadł do koszyka ;) Island Hopping bardzo polubiłam od pierwszego wejrzenia,bo jest to śliczny niezobowiązujący róż. A skoro już jesteśmy przy różu, to skusiłam się także na promocję Maybelline Dream Touch Blush, czyli róż w musie w odcieniu 05. Stwierdziłam że ma świetną kremową konsystencję. Do tej pory nie miałam tego typu kosmetyku, więc postanowiłam w końcu spróbować.


Na kulkę Vichy tym razem miałam kupon, który dostałam dzięki karcie Life Style. Z tym, że nie wzięłam go ze sobą, ale nic straconego. Wystarczyło podejść do kogoś z obsługi i poprosić o wydrukowanie. Dzięki temu zamiast 40zł, zapłaciłam 25 :) A dwufaza Ziaji została zakupiona z wiadomych powodów ;) 
Później jak już dotarłam do domu okazało się, że dostałam jeszcze kilka gratisów  do zakupów.


Grzebień ze spinkami na pewno się przyda, tak samo pokrowiec na podpaski, ale bransoletkę oddam małej kuzynce ;) 
Odwiedziłam też Douglasa, bo w ten weekend organizowana była akcja wymiany tuszu. Wystarczyło zanieść swój stary, a w zamian można było wybrać jedną miniaturę tuszu Clinique




Klasyczny High Impact już miałam, więc tym razem postanowiłam się skusić na wersję podkręcają, czyli High Impact Curling Mascara. Do wyboru jest jeszcze High Lenghts Mascara, czyli wydłużający z silikonową szczoteczką. Nie wiem do kiedy trwa wymiana, prawdopodobnie do wyczerpania miniaturek, więc warto jeszcze jutro spróbować :) 
Kolejne promo na które się skusiłam, było organizowane przez Empik :) 


I to jest to co lubię! W dobie galopujących cen książek, trzecią dostałam za grosz :) Akcja trwa do 2 października i dostępna jest tylko w salonach sprzedaży, czyli nie obowiązuje sklepu online. Oczywiście dotyczy tylko działu fantastyka, a że ja jestem wielbicielką, więc na moją półkę trafiły trzy nowe tomiszcza.


Odwiedziłam jeszcze Home & You, sklepik z bibelotami do domu. W oko wpadły mi piękne podkładki, które kupiłam do salonu. Pięknie prezentują się na ciemnym stole, wprowadzając w jesienny klimat.


Podobnie jest z moim nowym wrzosem. Zeszłoroczny mi usechł, więc mam nadzieję, że tym razem mi się powiedzie i przetrwa do następnej jesieni. 


I na koniec moje łowy sprzed tygodnia. Zapomniałam Wam pokazać je wcześniej, ale chwaliłam się już nimi na Facebooku i Twiterze, więc jeżeli chcecie być na bieżąco to zapraszam do followania ;) 
W zeszły piątek miałam wizytę u dentysty, wyskoczyłam wcześniej z pracy i postanowiłam zajrzeć po drodze do drogerii. A tam znalazłam same cuda! Puder mineralny Lumene, który chodził mi po głowie od dłuższego czasu. Poza tym sławne Lip Buttery marki Revlon oraz bibułki matujące Dax Cosmetics


Aż żałuję, że tak rzadko mam okazję odwiedzać tą drogerię, bo aż mnie zaskoczyło jej zaopatrzenie. Tam też często wynajduję kosmetyki polskich marek jak np Delia czy Celia. Szkoda tylko, że pracuję w tych samych godzinach co otwarcie sklepu. No cóż przy następnej wizycie u dentysty, znowu będę miała sposobność aby tam zajrzeć. 
A Wam co udało się upolować przez weekend?

15.09.2012

Duża butla

Uwielbiam Ziaję za to, że w swojej ofercie posiada kosmetyki w dużych opakowaniach, a ich cena w większości nie przekracza 10zł. Pół litra produktu wystarcza na długo, a korzystać z nich może każdy :)


Najczęściej sięgam po żele do higieny intymnej. Miałam już chyba wszystkie dostępne na rynku, czy żelowe czy kremowe. Wszystkie z reguły pachniały subtelnie i dobrze się pieniły. Jednak najbardziej chyba przypadł mi do gustu mój ostatni nabytek, czyli żel oliwkowy. 

Ma najprzyjemniejszy, dla mnie owocowy zapach. Poza tym wydaje  mi się, że działa najlepiej, ponieważ pozostawia skórę nawilżoną, wręcz trochę natłuszczoną. Jest też bardzo wydajny, więc spokojnie korzystam z niego przez minimum miesiąc.

Szamponów z tej serii raczej nie kupuję. Używałam tylko kilka razy lawendowego do włosów przetłuszczających się i średnio przypadł mi do gustu. Przede wszystkim nie oczyszczał dobrze, więc to go szybko zdyskwalifikowało. Natomiast świetnie sprawdził się do czyszczenia pędzli. Włosie po nim było domyte, miękkie i sprężyste, więc czasami do niego wracam.

Moim zdecydowanymi faworytami są mydła pod prysznic. Chyba miałam już wszystkie, ale najbardziej polecam kozie mleko, kakaowe i serię dla dzieci maziajki. Wszystkie pielęgnują tak samo, mam wrażenie że trochę wysuszają, ale aromaty mają bardzo przyjemne. Tak samo jest z balsamami do ciała.

Mój ostatni ulubieniec to "Blubel na liliowo". Kupiłam go z myślą o letnim okresie, gdzie wolę korzystać z lekkich konsystencji, niż gęstych maseł. I ten balsam spełnił całkowicie moje oczekiwania. Pachnie owocowo, niby jagodowo-porzeczkowo. Jednak zapach jest przyjemny i nienachalny. Konsystencja to kremowa emulsja, ale zbita więc nie spływa z dłoni. Szybko się wchłania i dobrze rozprowadza, a ciało pozostaje dobrze nawilżone. Wydajność też jest całkiem niezła, a zapłaciłam za niego około 6zł.


Natomiast z serii PRO miałam mleczko do demakijażu. Kupiłam je na targach, ale z tego co widziałam serię profesjonalną można kupić bez problemu w internecie. Jak dla mnie mleczko nie różniło się niczym od mniejszych i ogólnodostępnych produktów tej marki. Tak samo się z nim nie polubiłam, jak z pozostałymi. A to między innymi przez to, że przy demakijażu dawały takie tępe uczucie i często podrażniały (zacierały, jeśli wiecie co mam na myśli). Poza tym  wszystkie w składzie na drugim miejscu mają parafinę, której zaczęłam unikać, bo ma negatywny wpływ na moją cerę. Jeżeli lubicie mleczka dostępne w sklepach, to to na pewno Wam się spodoba, bo napis PRO niczym go od nich nie wyróżnia.

Przy zakupie warto zwrócić uwagę, czy dany produkt ma pompkę. Nie wiem dlaczego firma nie stosuje jej przy każdym kosmetyku, tylko niektóre mają zwykłe zamknięcie. Jest to zdecydowanie niewygodne przy codziennym użytkowaniu, dlatego warto zostawić sobie pompkę na później. Wszystkie duże butle Ziaji mają taki sam gwint, więc korki czy pompki można przekładać dowolnie. Ja mam zawsze kilka w szufladzie, żeby nie ograniczać swojego wyboru tym jak kosmetyk jest zamykany.

Jak widzicie jakość produktów z Ziaji jest zróżnicowana, jednak sądzę że warto każdy sprawdzić na sobie. Szczególnie, że często taką dużą butlę 500ml można kupić za 5 zł! Takie familijne opakowanie pozwoli zaoszczędzić kilka złotych w domowym budżecie i pozostawić satysfakcjonujący efekt na skórze :)
Używacie?

12.09.2012

Cienie Loreal Infaillible

Cienie innych firm przestały właśnie dla mnie istnieć. Jeżeli boicie się o zasoby portfela, to odradzam czytanie dalszej części, bo będzie tylko w samych superlatywach ;)


To się nazywa miłość od pierwszego użycia. Kupiłam jeden cień na próbę, a później poszło lawiną i ciągle mi  mało ;) Żałuję że część kolorów nie jest u nas dostępna, bo Infaillible są warte każdej złotówki za każdy 3,5 gramowy słoiczek. Ich regularna cena to coś około 40 zł, w promocji można je capnąć za 25-35zł, ja poszłam na łatwiznę i kupiłam je na Allegro. Ceny wahały się od 10zł za sztukę do 23zł, ale kilka z nich to testery. 


Opakowanie jest bardzo wygodne w użyciu. Mają okienko z kolorem, dzięki któremu szybko można podejrzeć odcień. Na wieczku jest też podany rodzaj wykończenia, co ułatwia zakup.


W środku natomiast jest wieczko, które szczelnie zabezpiecza i domyka cień. Przydaje się też do wygładzenia powierzchni, kiedy wydziobiemy w nim dziurę ;) 


Aplikacja cieni to czysta poezja. Nie ma żadnej mowy o kruszeniu się czy osypywaniu. Wszystko dzięki ich specyficznej konsystencji, która sprawia wrażenie kremowej, czy nawet oleistej. W rzeczywistości są suche i  miękkie. Ciężko jest mi to wytłumaczyć, to trzeba po prostu zmacać ;) 


Świetnie łączą się z cieniami innych marek i nie ma przy nich żadnego problemu z rozcieraniem. Można bez problemu intensyfikować efekt na powiekach. Najbardziej nasycony makijaż wychodzi po wklepaniu palcem, natomiast subtelniejszy po roztarciu pędzlem, dzięki czemu mogę stopniować makijaż. W ten sposób nawet najciemniejszy cień z mojej kolekcji, czyli Burning Black z powodzeniem stosuję na dzień :) 


Kolejną ich ogromną zaletą jest trwałość. Używając ich można zapomnieć o bazie pod cienie. Trzymają się nienagannie przez cały dzień, a intensywność koloru jest taka sama co rano przy wykonywaniu makijażu. Nie bledną w przeciągu dnia jak cienie innych marek, cały czas wyglądają nieskazitelnie. Nie ma też mowy o zbieraniu się w załamaniu czy ścieraniu. 


Cechuje je także wydajność. Wystarczy naprawdę niewielka ilość na pokrycie całej powieki, pigmentacja jest po prostu zniewalająca ;) Mistrzostwo!


Jak dla mnie cienie Loral Infaillible, to magiczny pył. Są niczym typowe pigmenty, tylko pozbawione ich najgorszej cechy, czyli sypkiej konsystencji, której nie znoszę. Koniecznie maźnijcie sobie tester przy najbliższej okazji, a jeżeli jesteście ciekawe jak prezentują się na oku, to będziecie mogły wkrótce zobaczyć  je na blogu :)

9.09.2012

Niedzielny relaks :)

Niedzielny wieczór to ostatni moment na naładowanie akumulatorów. Po powrocie ze spaceru zrobiłam sobie pożywne smoothie z jabłka, szpinaku,melona i ananasa, a później nadeszła pora na domowe spa oraz ulubiony serial tudzież książka :) Wizytę w domowym spa już odbyłam, teraz pora na górne partie czyli twarz i włosy :) 


Na włosy kładę olejek dla kobiet w ciąży Babydream z Rossmanna. Początkowo kupiłam go z myślą o pielęgnacji ciała, jednak na jakimś blogu przeczytałam, że świetnie sprawdza się też do włosów. I to był strzał w dziesiątkę, bo olejek sprawuje się lepiej niż dotychczas stosowana przeze mnie Sesa! Włosy są po nim sypkie i lśniące, nie obciąża ich i nie powoduje przetłuszczania skóry głowy. Bez problemu też się zmywa szamponem dla dzieci Babydream, już po jednym myciu. Jednorazowo stosuję około 10ml produktu i tyle w zupełności mi wystarcza, aby włosy wyglądały zdrowo i błyszcząco. Dużym plusem jest też przyjemny i subtelny zapach. Nie ukrywam, że jest to miła odskocznia od intensywnej Sesy ;) 

Z maską Isany będę miała dzisiaj do czynienia pierwszy raz. Nałożę ją na końcówki po tym jak zrobię kompres z proteinowej maski Mila. Słyszałam o niej same pozytywne opinie, więc liczę na to że sprawdzi się u mnie tak samo dobrze :)

Przy okazji chciałam Wam polecić ręcznik na głowę, czyli taki zapinany turban. Dostępny jest w Drogeriach Natura za niecałe 7zł. Zakładam go po naolejowaniu włosów, aby wszystkiego dookoła nie pobrudzić tłustymi plamami. Jest o tyle lepszy od czepka kąpielowego, że przepuszcza powietrze, dzięki czemu woda  z włosów odparowuje. Poza tym szczelnie się trzyma i nie spada, więc można spokojnie w nim funkcjonować.


Na twarzy ostatnio u mnie ląduje maseczka miętowa Queen Helene, której chyba nikomu nie muszę przedstawiać ;) Szczerze mówiąc nie zaobserwowałam u siebie jej zbawiennego wpływu. Obecnie usiłuję zużyć tę wielką tubę i się zastanawiam co mnie podkusiło żeby zamówić ponad 200g.


Nie może też zabraknąć zapachowego umilacza, czyli ciasteczkowej świeczki z Ikei :) Żegnam się właśnie z ostatnimi sztukami. Podobno teraz wyszła jakaś nowa seria zapachowa i mam nadzieję, że zdążę je kupić, bo te ze zdjęcia rozeszły się w mgnieniu oka ;) Pachną obłędnie i chciałabym je widzieć w stałym asortymencie, a nie tylko sezonowym. 

I chyba zdecydowałam się, że poczytam książkę ;) Obecnie moją lekturą jest Życie jak w Tochigi, napisaną przez polecaną przeze mnie blogerkę KLIK


Książka całkowicie spełniła moje oczekiwania, czyli jest napisana w takiej samej szczerej formie co blog. Kilka faktów już znałam, bo "Na wsi w Japonii" przeczytałam od deski do deski ;) Jednak jest też kilka chronologicznie wcześniejszych faktów, o których nie miałam pojęcia. Książkę polecam każdemu, nie tylko tym zapatrzonym w kraj kwitnącej wiśni. Na pewno spodoba Wam się bezpośredni styl autorki, a także jej kobiece spojrzenie na kulturę, życie i historię Japonii. Przy czym nie są to absolutnie suche fakty czy przynudzanie, po prostu życie :) Poza tym sama książka jest świetnie wydana, czyli w twardej oprawie i szyta! Aż miło się po nią sięga :)  

A Wy jak lubicie spędzać ostatnie wolne chwile przed nowym tygodniem?

7.09.2012

Pistacjowe...

Niestety nie pokochałam lakieru Wibo Express Growth nr 413. O ile kolor może wydać się ciekawy, to jego aplikacja jest na tyle trudna, że pożegnałam się z nim na dobre!


Wydaje się, że wykończenie ma kremowe, jednak zatopiony jest w nim drobny shimmer, który na paznokciach staje się praktycznie niewidoczny. Niestety lakier jest transparentny i potrzebne są 3 solidne warstwy dla pełnego krycia. Już dawno nie trafiłam z tej marki na takiego trolla ;( Zaletą pozostaje tylko cena i pędzelek, którym jak zwykle dobrze rozprowadzało się lakier.

Chcąc dostrzec shimmer, podążaj za strzałkami ;)
Jeżeli chodzi o kolor to jest identyczny co opakowanie żelu pod prysznic Dove zielona herbata i ogórek , który gościł w mojej urlopowej kosmetyczce :)


Sam żel przypadł mi do gustu :) Nie jestem bardzo wymagająca w tej kwestii: świeżo i miło pachniał, dobrze się pienił i był wydajny. Może kiedyś skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie, chociaż wolę tańsze odpowiedniki.


Mam nadzieję, że mój następny lakierowy zakup będzie bardziej trafiony :) A słyszałyście już że w Super Pharm jest -25% na wszystkie lakiery, w tym Essie? Osobiście się nie skuszę, bo dzisiaj będąc u dentysty wstąpiłam do drogerii i wpadły mi trzy nowe kosmetyki, więc od Super Pharm tym bardziej muszę trzymać się z daleka ;) Poza tym na wrzesień mam jeszcze zaplanowane zamówienie z Yves Rocher :P 
A Wam trafił się ostatnio jakiś trollowy lakier?

5.09.2012

To działa!

Jakiś czas temu jęczałam na twiterze, że moje rzęsy są krótkie, cienkie i bardzo wypadają. Dziewczyny polecały mi dosyć drogiego Rapidlasha, ale ja postanowiłam spróbować czegoś na moją kieszeń. Opinie były różne na temat Lbiotici: u niektórych działała, u innych nie. Zaryzykowałam i  przy zakupach w Super Pharm do koszyka wpadła owa tubka za około 15zł.



Do produktu podchodziłam bardzo sceptycznie, ponieważ inne kosmetyki z tej firmy w ogóle się u mnie nie sprawdziły.  Na początku używałam odżywki bardzo nieregularnie, później natomiast pękło mi opakowanie na zgrzewie i siłą rzeczy zaczęłam ją stosować systematycznie, tylko na noc. I tak z dnia na dzień, miesiąc po miesiącu moje rzęsy faktycznie odżyły. Proces był niezauważalny w codziennym trybie, dopiero po jakimś czasie spłynęło na mnie objawienie. Z tego też powodu nie mam zdjęć z przebiegu całego procesu ;c


 Musicie mi wierzyć na słowo, że spełniły się wszystkie obietnice producenta! Rzęsy stały się mocniejsze, dłuższe, przestały w ogóle wypadać i co najważniejsze znacznie ich przybyło! Krem regenerujący stosuję również na brwi, ale tutaj nie zauważyłam jakiejś większej zmiany. W żaden sposób nie podrażnił mi oczu, chociaż polecam najpierw przeprowadzenie testów na skórze. Nigdy nie wiadomo na co można być uczulonym, a już po samym olejku rycynowym widziałam niezłe zaczerwienienia! 


Sama aplikacja jest bezproblemowa. Krem (chociaż to bardziej żel) dobrze się aplikuje i rozciera, a 10 ml kosmetyku wystarcza na bardzo długo ( minimum pół roku). Obecnie nie wyobrażam sobie swojej pielęgnacji bez L'biotici. Wychodzę z założenia, że tak samo jak pielęgnuje się włosy, tak samo powinno się dbać o rzęsy, które także narażone są na kurz, mycie, makijaż itd. Jeżeli do tej pory zastanawiałyście się czy spróbować, to gorąco Was zachęcam. 15zł to nie jest duży pieniądz, a efekty mogą przejść Wasze najśmielsze oczekiwania. Tylko uprzedzam: trzeba być systematycznym ;)



3.09.2012

Organizer na pomadki

Wiecie, że lubię udoskonalać swoją toaletkę. Tym razem skusiłam się na stojaczek na pomadki. Męczyło mnie już wieczne grzebanie w poszukiwaniu odpowiedniego koloru. Szczególnie, że większość pomadek w mojej kolekcji jest marki NYX, a ich opakowania są takie same i tylko z jednej strony widoczny jest kolor. 
Z pomocą przyszła mi Hania, która w swoim sklepiku Glam-Shop.pl sprzedaje pomadkowe organizery i nie tylko.


W tym pojemniczku mieszczą się 24 sztuki, wykonany jest z grubej plexy, a jedna przegródka ma wymiary 2,5cm na 2,5. Dzięki temu wchodzi każda pomadka. Brzegi natomiast są na tyle wysokie, że nie ma mowy o przewracaniu się czy wypadaniu, wszystko trzyma się stabilnie.


To cudo kosztowało mnie 25zł i w porównaniu do podobnych pojemników dostępnych w Rossmannie czy internecie, uważam że nie jest to wygórowana cena. Szczególnie, że teraz wszystko widać jak na dłoni, a ja mogę szybko sięgnąć po wybrany kolor. 


Przesyłka dotarła szybko i była dobrze zapakowana. Polecam Wam robienie zakupów w Glam Shopie, a także zachęcam do zajrzenia na You Tubowe konto Hani Digitalgirl13 oraz na oglądanie jej nowego programu w TLC Mistrzyni Makijażu . Odcinki emitowane są od poniedziałku do piątku o stałej porze, czyli o 16:30. Dzisiaj miałam okazję obejrzeć pierwszy i jestem pod wrażeniem z jaką naturalnością i fachowością Hania dzieli się swoją pasją makijażu. Gorąco Wam polecam, bo każda z nas znajdzie w tym programie coś dla siebie :) 

.

JAKO AUTORKA BLOGA NIE WYRAŻAM ZGODY NA KOPIOWANIE, POWIELANIE LUB JAKIEKOLWIEK INNE WYKORZYSTYWANIE W CAŁOŚCI LUB WE FRAGMENTACH TEKSTÓW I ZDJĘĆ Z SERWISU INTERNETOWEGO www.iwetto.com BEZ MOJEJ WIEDZY I ZGODY (PODSTAWA PRAWNA: DZ. U. 94 NR 24 POZ. 83, SPROST.: DZ. U. 94 NR 43 POZ. 170).