28.02.2013

Topowa piątka! // AVENE TRIACNEAL, ESSENCE, YVES ROCHER, NAIL TEK, WELLNESS & BEAUTY

Postanowiłam co miesiąc dzielić się z Wami moimi obecnymi hiciorami. Znajdziecie tu kosmetyki, które mnie zachwyciły i które szczerze polecam. Ograniczyłam się do pięciu produktów, jednak nie jest wykluczone że pojawi się ich więcej lub mniej - w zależności od nastroju :) W lutym najczęściej sięgałam po:


  • Przeżywam  zauroczenie kremem marki Avene Triacneal. Nie miałam po nim takiego wysypu jak po La Roche Posay, a świetnie oczyszcza cerę i nie przesusza. Widzę znaczną poprawę kondycji mojej skóry. Używam go co drugi dzień na noc. Jak skończę tubkę napiszę o nim więcej. Teraz jednak już wiem, że zdetronizuje mojego obecnego faworyta, którym jest DUO z La Roche Posay
  • Krem do rąk Essence bardzo pomógł mi w walce z przesuszonymi dłońmi i skórkami. Ma bardzo bogatą konsystencję, ale wchłania się szybko i praktycznie do zera. Pozostawia na skórze miłe uczucie miękkości. Jego zaletą jest także kombinacja zapachowa, czyli miks czekolady i karmelu- zimową porą po prostu bomba! Używam go także do stóp i tu też świetnie sobie radzi :) Żałuję, że to wersja limitowana, ale widziałam w Naturze inne kremy tej marki. Jeżeli będą działać tak jak ten, to na stałe zagoszczą w mojej kosmetyczce. 

  • Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek pokażę Wam jakiś inny zapach niż kwiatowo- owocowy!  O ile mocniejsze kompozycje toleruję w produktach do ciała, to skraplać wolę się subtelniejszymi zapachami. Miniaturkę Vanille de Noire z Yves Rocher, czyli wody perfumowanej dostałam w prezencie od mamy i użyłam jej z ciekawości. Świetnie się czuję kiedy mam je na sobie,  bo to nie jest ta słodka wanilia znana mi z kosmetyków. Jest to bardziej pudrowy zapach, przyjemny, otulający i  wbrew pozorom subtelny. Jak widać warto czasami przekonać się do zapachu na własnej skórze ;)
  • Ostatnio borykałam się z osłabioną i rozdwajającą płytką paznokci. Od kilku lat jestem wierna odżywce Nail Tek Intensive Therapy II i zawsze kiedy moje paznokcie są w gorszym stanie momentalnie je reanimuje. Tym razem także pomogła, wystarczył tydzień i problem zniknął. Kiedyś stosowałam ją także jako baza pod lakier kolorowy, jednak odkryłam że nie każdy dobrze się na niej trzyma. Niektóre jak Essie czy Zoya schodzą z niej wręcz płatami. Dlatego używam jej sporadycznie, kiedy widzę że sprawa z paznokciami ma się kiepsko. Polecam spróbować, szczególnie że odkąd stała się popularna jej cena znacząco zmalała (szczególnie na Allegro). 
  • Masło Wellness&Beauty prezentuje się niepozornie, ale pachnie bosko i upajam się jego zapachem. Połączenie jogurtu z pomarańczą było bardzo trafne. Niby czuć orzeźwiającą nutkę, ale złamana jest maślanym, bardzo przyjemnym aromatem. Zostało także zaakceptowane przez głównego niuchacza, czyli mojego narzeczonego, a to bardzo rzadko się zdarza. Jeżeli będziecie w Rossmannie,  zdejmijcie zakrętkę i powąchajcie przez sreberko zabezpieczające. Jest gęste i zbite, ale przed nałożeniem na skórę rozcieram je w dłoniach, dzięki czemu łatwo się rozprowadza. Zaskoczyło mnie że tak szybko się wchłania i nie pozostawia lepkiej warstwy. Musicie spróbować! 


Dajcie znać co sądzicie o moich faworytach. A przy okazji chciałam Wam serdecznie podziękować za to że do mnie zaglądacie i "lajkujecie" na Facebooku. Czuję się wręcz rozpieszczana i niesamowicie zmotywowana do pisania :) Fajnie, że jesteście :* :* :*


26.02.2013

Serum do rzęs // EVELINE Advance Volumiere Eyelashes Activator

Wychodzę z  założenia, że o rzęsy należy dbać tak samo jak o włosy. Jeżeli mają pięknie się prezentować, być długie i sprężyste, to potrzebna jest im odpowiednia pielęgnacja. Po pozytywnych odczuciach związanych z kremem regenerującym L'biotici chciałam spróbować czegoś wygodniejszego w aplikacji. Już od dłuższego czasu miałam oko na skoncentrowane serum Eveline- Advanced Volumiere, które przypomina tradycyjny tusz. 


Kupiłam je na Allegro za jakieś 10zł, a ostatnio widziałam także w Biedronce. Kosmetyki Eveline pojawiają się tam ostatnio często , więc sądzę że będzie dostępna jeszcze nie raz. Odżywka ma klasyczną silikonową szczoteczkę, a swoją formułą przypomina krem. Na rzęsach daje początkowo biały efekt. Według mnie jest  to bardzo przydatne, bo pozwala na dokładniejszą aplikację przy krótszych i mniej widocznych rzęsach. Po krótkim czasie staje się transparentna i niewidoczna gołym okiem ;)


Jeżeli chodzi o samo działanie, to odżywce mogę tylko przyklasnąć. Świetnie wpływa na kondycję rzęs, efekt wzmocnienia jest praktycznie natychmiastowy. Między nią a L'bioticą miałam krótką przerwę, przez co ponownie ich stan się pogorszył (przede wszystkim zaczęły wypadać). Po tygodniu stosowania Eveline nie zauważyłam, aby ta sytuacja się powtórzyła. Dodatkowo włoski stały się elastyczne i łatwiej poddawały się zalotce oraz tuszowi.


Tutaj muszę wspomnieć, że można ją stosować także jako bazę pod maskarę. Osobiście nie odczuwałam potrzeby używania jej w tym celu, więc nie powiem czy się sprawdza. Było to też spowodowane tym, że potrafiła mnie trochę podrażnić jeżeli nałożyłam jej za dużo. Wolałam nie ryzykować przy porannym makijażu, bo uczucie swędzenia mija dopiero po przemyciu wodą.


Z tego powodu zaczęłam Eveline nakładać oszczędniej na same rzęsy, aby nie miała kontaktu ze skórą. Aplikowałam ją regularnie na noc i szybko dostrzegłam pozytywne efekty. Stały się grubsze, bardziej elastyczne oraz dłuższe (rosły i nie wypadały). Ostatnio zaczęłam stosować ją także na brwi, ale nie dostrzegłam jeszcze żadnej zmiany. Sądzę że w tej cenie warto się na nią skusić i przetestować naocznie, bo może okazać się świetnym sprzymierzeńcem. Ktoś już używał?

24.02.2013

Nalepki na paznokcie TUTORIAL // OPI Pure Lacquer Nail Apps Pink/Silver Lace

Miałam okazję bawić się już naklejkami na paznokcie, ale do tej pory były to małe wzorki. Z przyklejanym lakierem, który zakrywa całą płytkę spotkałam się pierwszy raz. W moje ręce wpadły naklejki OPI. Na pierwsze klejenie wybrałam Pink/Silver Lace. Jeżeli jesteście ciekawi co z tego wynikło to zapraszam do lektury.


W zestawie znajduje się 16 naklejek, po 8 na jedną dłoń. Każdy z nas ma inny rozmiar płytki, a dzięki takiemu wyborowi można w miarę dopasować szerokość. Poza tym gdyby coś się nie udało przy klejeniu- jest zapas. Sądziłam, że będą się bardzo kleić do palców, ale okazały się zupełnie inne. Porównałabym je do cienkiej folii, która przywiera do paznokcia. Nie przerywa się tak łatwo, więc nie ma obawy że przy naklejaniu ulegnie uszkodzeniu.


Wydawało mi się że aplikacja będzie wymagała większej precyzji, jednak wszystko poszło bardzo sprawnie.  Na pewno zajęła więcej czasu niż typowe malowanie dwóch warstw płynnym lakierem. Najistotniejszą kwestią przy nakładaniu było dopasowanie wielkości i równomierne przyklejenie. Chociaż gdy mi coś nie wyszło, to bez problemu mogłam oderwać i jeszcze raz przypasować naklejkę. W trakcie robiły się   fałdki, nierówności, które po dociśnięciu palcem bez problemu się wyrównywały. Całość oczywiście zabezpieczyłam top coatem,  bo miałam wrażenie że długo nie ponoszę tych naklejek.


Trwałość tego manicuru jednak mnie zadziwiła, bo wytrzymał cały tydzień! Lepiłam je w zeszłą niedzielę, a w  tą dopiero zmyłam. Widać tylko lekkie starcie na końcówkach i przyrost paznokcia, a tak poza tym zero ubytków. Naklejka jak przywarła tydzień temu, tak trzymała się cały czas!

Górne pazury zaraz po lepieniu wieczorem i następnego dnia rano.
Dolne po tygodniu.

Ze zmywaniem też nie było większych problemów. To znaczy z racji tego że Pink/Silver Lace to wzorek brokatowy, to zmywał się tak jak inne tego typu produkty. Musiałam pomęczyć się z folią aluminiową, ale po usunięciu płytka nie była odbarwiona czy uszkodzona, mimo tego że nie użyłam lakieru zabezpieczającego.


Zaletą tego typu zdobienia jest na pewno efekt, którego nie uzyskałabym tak szybko zwykłym lakierem. W tym przypadku jest bardzo brokatowy, ale gładki na powierzchni. Nie ma tej chropowatej struktury, która lubi się zaczepiać o sweter. Dodatkowo po przyklejeniu nic się nie odbija i nie trzeba czekać na wyschnięcie. Nałożenie zajęło trochę więcej czasu niż pomalowanie paznokci, ale dla kolorowego efektu warto było się pomęczyć. No i jeszcze ta trwałość! Spokój miałam na cały tydzień. Pierwszą przygodę z lepieniem uważam za bardo udaną i już nie mogę doczekać się co wyniknie z kolejnej. 
Mieliście do czynienia  z taką formą manicuru? Co o tym sądzicie?

23.02.2013

JOY pełen zniżek // KUPONY RABATOWE

Słyszałyście już o tym, że w najnowszym marcowym numerze JOY jest sporo zniżek? Kupony zajmują 7 stron i wydaje mi się, że są godne uwagi. Firm jest wiele, większość znanych i ogólnodostępnych. Są obniżki na ciuchy, biżuterię, kosmetyki i usługi. Koszt gazety to tylko 3,99 , ale sprawdźcie przed zakupem czy z jakiegoś skorzystacie, bo dla samej treści nie warto tego kupować :P Obowiązują tylko w weekend 16-17 marca. 


Kuponów kosmetycznych jest mało, więc postanowiłam wszystkie tutaj wrzucić:

KLIKNIJ żeby powiększyć!

Najbardziej zainteresował mnie ten do Pat&Rub, z którego może skorzystać każdy (bez gazety). Wystarczy że w tych dniach przy robieniu zamówienia online wpiszecie kod JOY, a otrzymacie 20% na całe zakupy. 


Skorzystacie czy odpuścicie?


22.02.2013

Zaginiona paczka // CHERRY CULTURE, NYX, BEAUTY BLENDER, LA COLORS

Może Was zdziwię, ale pierwszy raz przytrafiło mi się żeby poczta zapodziała moją paczkę. Co najzabawniejsze nie zgubili jej w USA, ani przy rozdysponowaniu w Europie, nie wcięło jej też w Polsce, tylko na mojej poczcie. A jak to się stało? Pan listonosz wolał klepnąć "mieszkanie zamknięte" niż dostarczyć ją na górę ;) Nawet mi opisywał przy okienku jak wyglądała, kiedy pojawiłam się z awizo po odbiór. Doprawdy przezabawne! Odnaleźli ją po kilku dniach i zadzwonili do mnie, że mogę stawić się u nich ponownie. Szkoda, że nie wpadli na pomysł żeby mi ją dostarczyć :P Nie zrozumcie mnie źle- nie wylewam żali, ale naprawdę zależało mi na zawartości, bo  złożyłam znowu zamówienie na Cherry Culture :) A tam same cudeńka: 


Po moich przygodach z chińskim jajem [KLIK] postanowiłam zamówić oryginalne Beauty Blender. Na Cherry Culture nie dość że wychodziło taniej niż u polskiego dystrybutora, to jeszcze była promocja -20 % na całe zakupy ;) W ten sposób stałam się szczęśliwą posiadaczką jarzącego różem jajka.


Żeby jajko nie czuło się osamotnione podróżując w paczce, dokooptowałam mu jeszcze małe towarzystwo :) Lakiery bardzo kusiły! Sugerowane odcienie na stronie bardzo różnią się od tych realnych. Poszukałam trochę w necie i wybrałam dwa z LA Colors. W przeliczeniu na złotówki  kosztowały 5 zł za sztukę, a że miałam już z nimi do czynienia, to wiedziałam o ich dobrej jakości.


Nie mogło zabraknąć też czegoś z NYXa. Niby mamy już do niego dostęp w Polsce, ale ceny są nieporównywalne ;) Za kredkę do ust w salonie życzą sobie około 20 zł, na Cherry za jedną płaciłam około 5 zł. Wzięłam jeszcze z ciekawości żelową do oczu w odcieniu Gun Metal (cudny kolor) oraz automatyczną do ust, bardziej z ciekawości czy w jakiś istotny sposób różni się od tych zwykłych - temperowanych. 


Odczułabym wielki żal, gdyby paczka do mnie nie dotarła. Na szczęście się udało, a ja postanowiłam wyciągnąć wniosek i wstrzymać swoje zakupy wysyłkowe, dopóki nie wróci mój wcześniejszy listonosz :) Wam też kiedyś zgubili paczkę?

21.02.2013

Krem BB podejście drugie // LIOELE Veil Vita Dollish #1 Gorgeous purple

Na samym początku famy kremów BB, czyli kilka lat temu skusiłam się na sławny Skin 79 Pink. Niestety bardzo mnie rozczarował i o tych kremach postanowiłam zapomnieć. Nie pozwoliła mi na to Hexxana, która podesłała mi ostatnio odlewkę Lioele Veil Vita Dollish w wersji fioletowej. Czytałam o nim tyle pozytywnych recenzji, że chciałam się sama przekonać czy może rezygnując z poszukiwań wśród kremów BB czegoś nie tracę. Musiałam spróbować jeszcze raz. 


Bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Przede wszystkim kolorem, bo z fioletu magicznie przemienia się w beż z różowymi tonami. Jest to odcień idealny dla mojego chłodnego odcienia karnacji, na tyle że czuję jakby to była moja druga skóra. Stapia się z nią idealnie, na dodatek bez problemu mogę go stopniować, zakrywając niedoskonałości czy zaczerwienienia. Mimo większej kryjącej warstwy nie tworzy nieestetycznych plam, nie ciemnieje, po prostu zakrywa. Nie ściera się też tak szybko w przeciągu dnia, a dzięki matowemu wykończeniu nie muszę go utrwalać pudrem. Pozostawia bardzo naturalny efekt, przyjemny dla oka i uwielbiam to jak wygląda po nim moja cera. Zakrył moje roszczerzone pory i wszystko ujednolicił, poczułam się jakbym znowu miała cerę nastolatki.  Jeszcze w życiu żaden fluid nie wprawił mnie w takie zadowolenie.


Dopóki nie wyszło szydło z worka i mydlana bańka pełna zachwytów nie prysła. Zapchał mnie ;] Tak okrutnie, że dopiero wtedy zajrzałam do składu, który ekhm... jest bardzo imponujący:

Skład: /Gorgeous Purple/ Water, Cyclopentasiloxane, Titanium Dioxide, Glycerin, Dipropylene Glycol, Ethylhexyl Methoxycinnamate, PEG-10 Dimethicone, Zinc Oxide, Hexydecyl Myristoyl Methylaminopropionate, Dimethicone/Vinyl Dimethicone Crosspolymer, Dimethicone, Ethylhexyl Sailcylate, Talc, Disteardimonium Hectorite, Betaine, Portulaca Oleracea Extract, Jojoba Esters, Tocopheryl Acetate, Tocopheryl Linoleate, Hydrogenated Vegetable Oil, Cyclomethicone, Magnesium Sulfate, Dipentaerythrityl Hexahydroxystearate/Hexastearate/Hexarosinate, Calcium Aluminum Borosilicate, Mica, C12-14 Pareth-3, Vinyl Dimethicone/Methicone Silsesquioxane Crosspolymer, Silica, Glycosyl Trehalose, Polyester-1, Methicone, Acrylates/Dimethicone Copolymer, Palmitic Acid, Silica Dimethyl Silylate, Hydrogenated Starch Hydrolysate, Aluminum Stearate, PEG-200, Retinol, Biotin, Ascorbyl Glucoside, Pearl Powder, Panthenol, Aluminum silicate, Ceramide 3, Cholesterol, BHT, Fragrance, Phenoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Ultramarines, Iron Oxides (CI 77492), Iron Oxides (CI 77491), Iron Oxides (CI 77499).

I jak zwykle pojawia się gliceryna, która mi bardzo nie służy, a w połączeniu z silikonami sieje wręcz spustoszenie. Czar prysł, koniec magii! Jestem pełna rozpaczy nad jego negatywnym wpływem na moją cerę. Wręcz wściekła i sfrustrowana, bo same pewnie wiecie jak ciężko odnaleźć wśród tylu podkładów, fluidów czy innych kremów tonujących ten o właściwym kolorze i wykończeniu. Kremy BB jednak nie są stworzone dla mojej buźki i pozostaje mi omijać je szerokim łukiem.
Jakie są Wasze doświadczenia z nimi? Sprawdziły się?

19.02.2013

Baza doskonała // BIODERMA SEBIUM Pore Refiner

Osoby borykające się z rozszerzonymi porami wiedzą jak potrafią uprzykrzyć życie. Codziennie oglądałam swoje kratery i zaczynałam już powątpiewać czy kiedykolwiek zmaleją. Chciałam je zniwelować lub chociaż  zakryć. Kosmetyki kolorowe niestety tylko pogarszały sytuację, tak samo bazy silikonowe, ponieważ dodatkowo zanieczyszczały moją skórę. Zrozumiałam że jest to błędne koło i zaczęłam szukać pomocy w kosmetykach aptecznych. W końcu szczęście mi dopisało i trafiłam na produkt marki Bioderma, czyli Sebium Pore Refiner.


Wspominałam Wam już o nim wcześniej [KLIK] i początkowo zaczęłam używać go tylko na noc. Trochę zniecierpliwił mnie brak efektów i to skłoniło mnie do użycia jej pod makijaż.  Lekka emulsja wchłania się praktycznie do matu, więc stwierdziłam- co mi szkodzi? I tu nastąpiło wielkie WOW! Moja cera jeszcze nigdy nie wyglądała tak dobrze i nie prezentowała się tak równomiernie. Pory faktycznie stały się mniej widoczne, dodatkowo drobne przebarwienia zostały dokładniej zakamuflowane, bo nie ścierał się z nich podkład. No właśnie, trwałość podkładu także się przedłużyła i lepiej się rozprowadzał na Pore Refiner.  Zauważyłam też zmniejszenie się wydzielania sebum w strefie T. Mimo mieszanej cery nie miałam z tym nigdy bardzo dużego problemu, jednak Bioderma  zniwelowała go do zera. Bibułki matujące [KLIK] poszły w odstawkę ;)


Decydując się na kurację  Sebium Pore Refiner nie przypuszczałam, że znajdę swoją bazę idealną. 
Niestety nie zmniejszyła porów, w tej kwestii pomogła tylko doraźnie, jednak jej ogromną zaletą jest niekomadogenność. Nie spowodowała wysypu zaskórników czy podskórnych grudek, co dla mnie było bardzo zbawienne.  Dodatkowo jest niesamowicie wydajna, bo odrobina wystarczy na rozprowadzenie jej na całej twarzy.  Minusem teoretycznie jest cena, ale od czego są promocje (Super Pharm, Hebe)? W mojej toaletce na pewno zagości na stałe. Nie tylko polepszyła stan mojej cery, ale pozwoliła też cieszyć się nienagannym makijażem z zakamuflowanymi kraterami ;)

Jestem ciekawa Waszych opinii na temat tego kosmetyku, używacie w ogóle bazy pod makijaż?

17.02.2013

Makijaż pawie oko // URBAN DECAY Preen Palette

Weekend zawsze sprzyja moim makijażowym eksperymentom. Mam więcej czasu i mogę w końcu poświęcić więcej niż 20 minut na zmalowanie czegoś ciekawego. Tym razem sięgnęłam po pawią paletkę Urban Decay, którą już Wam pokazywałam na blogu [KLIK]. Szkoda tylko, że światło nie dopisało, ale skoro obiecałam to postanowiłam wrzucić klika zdjęć. 



W świetle dziennym kolory nie są niestety zbyt widoczne. 


W sztucznym trochę lepiej:


Ogólnie na ruchomej powiece są trzy kolory: w wewnętrznej części powieki zieleń Mildew, na środku niebieski Painkiller i w zewnętrznym kąciku fiolet Flash. Załamanie powieki i powyżej zaznaczyłam jaśniejszym brązem Toasted, natomiast dolną linię ciemniejszym cieniem Smog. W wewnętrznym kąciku nałożyłam odrobinę brokatowego Sntach'a. Kreskę wykonałam przy pomocy kredki Urban Decay 24/7 dołączonej do paletki. Makijaż miał prezentować się dziennie, więc nie jest bardzo mocny. 


Zdarza się Wam poszaleć kolorystycznie ? 

15.02.2013

Lakier do ust // L'OREAL Colour Riche Caresse Wet Shine Stain 101

Byłam bardzo ciekawa nowego produktu do ust marki L'oreal, mam tu na myśli Colour Riche Caresse Wet Shine Stain. Jestem zadowolona z pomadek z tej serii [KLIK], więc zakup błyszczyka był nieunikniony. Wybrałam dla siebie najbardziej naturalny kolor z całej gamy czyli Lolitę o numerze 101 . 


Od razu muszę zaznaczyć że wybór odcieni jest według mnie ubogi. Wszystkie są powtarzalne i szczerze zaczyna mnie to męczyć. Producenci mogliby dać nam jakiś szerszy wybór. Weźmy na przykład Lolitę, która jest praktycznie identycznego koloru co pomadka 101 Tempting Lilac Rouge Caresse. Jest to zgaszony pudrowy róż, bardzo naturalny z drobnym shimerem, który na ustach jest praktycznie niezauważalny. Musiałam je trochę rozjaśnić pudrem, żeby na zdjęciu można było dostrzec różnicę. Natomiast na naturalnych pozostawia tylko błyszczącą taflę. Trochę się zawiodłam w tej kwestii, liczyłam na bardziej widoczny efekt, bo na swatchach zapowiadał się lepiej. Mogłabym żałować, że nie wybrałam innego odcienia, ale pozostałe  nie były interesujące. 


Konsystencja i zapach są bardzo przyjemne. To samo tyczy się aplikatora, który idealnie rozprowadza kosmetyk na wargach. Jego "nowatorski" kształt doskonale dopasowuje się do moich ust, dzięki czemu nakładanie błyszczyka nie wymaga lusterka. Nie wysusza ust, chociaż spotkałam się z tego typu opiniami. Smarowałam się nim przez cały dzień i nie odczułam żadnego dyskomfortu.
Opakowanie także przykuwa oko i zaspokaja wewnętrzne poczucie estetyki. Bardzo kobiece, błyszczące, ergonomiczne i złote- designerzy z Loreal wiedzą jak zwabić żeńskie spojrzenie ;) 


Absolutnie nie jestem fanką błyszczyków, nie lubię ich lepkiej, mażącej się konsystencji. Lakier Shine Caresse klei się, ale tylko trochę. Czuć go na ustach, bo zastyga na długo, dzięki czemu jest trwały. Coś za coś jak to mówią. Nie zostaje na ustach na wiele godzin, bo nie jest to koloryzujący tint. Za to jest trwalszy od przeciętnego błyszczyka.


Ogólnie trochę się zawiodłam, ponieważ błyszczyk za prawie 40 zł powinien bardziej koloryzować usta. Mimo wszystko znalazłam na niego świetny sposób. Aplikuję go na pomadkę, co nie tylko podbija jej kolor, nabłyszcza, ale także przedłuża trwałość. Jak dla mnie połączenie idealne :) 
Zwolenniczki naturalnego efektu będą zadowolone,dzięki niemu uzyskacie efekt naturalnie mokrych ust- w końcu imię Lolita do czegoś zobowiązuje ;) Będą wyglądały dziewczęco, kusząco, powabnie,  jednak czy nie znamy wielu innych kosmetyków które to czynią? 

Kadr z filmu "Lolita" który gorąco polecam :) 

14.02.2013

Pędzle Zoeva - prezentacja // ZOEVA MAKEUP BRUSHES 142 / 223 / 225 / 227 / 317

Jeszcze zanim opisałam swoją przygodę z pędzlami Hakuro, zamówiłam dzięki Hexx anie pierwszą partię pędzli z Zoevy. Nie słyszałam o nich wiele, ale wystarczyła mi całkowicie rekomendacja zamawiającej ;) Podczas wyboru kierowałam się najpilniejszymi potrzebami, którymi okazały  się pędzle do makijażu oczu. 


Dostępne są online na ich niemieckiej stronie. Ceny nie są wygórowane, raczej średnie. Mniejsze pędzle kosztowały około 5-6 euro, większe około 7. Skusiłam się też na żelową kredkę Graphic Eyes w odcieniu Hypnotic, czyli fioletowym. Teraz żałuję, że nie skusiłam się na jeszcze jeden odcień, bo jest miękka, świetnie napigmentowana i całkiem trwała.


Co do pędzelków to każdy przyszedł w oddzielnym opakowaniu, które porównałabym do torebki strunowej. Dodatkowo każdy był jeszcze w koszulce foliowej. Wszystko prezentowało się schludnie, czyli tak jak lubię, a na opakowaniach zamieszczono naklejki z informacją na temat zawartości. 

142 / 223 / 225 / 227 / 317

Przejdźmy do sedna, czyli co dla siebie wybrałam:
  • #142 Concealer Buffer -puchata zbita kulka do korektora. Do precyzyjnych aplikacji raczej się nie nadaje, za to bardzo dobrze rozciera się nią korektor pod oczami, a także aplikuje kremowy róż (chociaż lepszy byłby większy rozmiar ;)
  • #223 Petit Eye Blender - mała puchata kuleczka do rozcierania cieni. Miałam nadzieję że jednak będzie mniejsza, do mojej dolnej linii rzęs jest trochę za duża. Nic straconego, ponieważ jest wykonana tak samo jak ta do korektora, więc będę jej używać do kamuflażu drobniejszych niedoskonałości albo do precyzyjniejszego nakładania cieni w załamaniu.
  • #225 Eye Blender - pędzelek do rozcierania cieni w załamaniu, o okrągłym przekroju. Miękki i elastyczny i wspaniale spełnia się w swej roli.
  • #227 Soft Definer - to bardziej języczkowy puchacz do rozcierania granic między cieniami. Praca z nim to prawdziwa przyjemność.
  • #317 Wing Liner - ścięty pędzelek do brwi lub oczu. Tak jak mała kulka okazał się trochę za duży do moich oczu. Nic straconego, ponieważ Zoeva ma mniejszą wersję. Teraz trochę żałuję że jej nie kupiłam, ale tak to jest przy zakupach online. 
142 / 223 / 225 / 227 / 317
Ogólnie jestem z nich bardzo zadowolona... na razie ;) Żaden włosek nie wypadł, domywają się idealnie, świetnie mi się nimi operuje. Widać także lepsze wykonanie samych trzonków, poza tym są trochę cięższe od znanych mi do tej pory. Przyjemnie leżą w dłoni, mimo tego że są krótsze. Zobaczymy jednak co będzie po dłuższym czasie ;)

Tymczasem chciałam Was poprosić o wszelkie sugestie dotyczące nowego wyglądu bloga. Dajcie znać czy wszystko działa. Mam nadzieję, że nowy szablon przypadł Wam do gustu. Zmiany są potrzebne, ważne żeby były na lepsze. 

11.02.2013

Różowe pąsy // Maybelline Dream Touch Blush 05 Mauve

Do różu w kremie zawsze byłam nastawiona sceptycznie. Przywykłam do typowej formy, czyli prasowanej, bo innej szczerze się obawiałam. Sądziłam że prędzej zrobię sobie wypieki zamiast podkreślić ładnie policzki. Bałam się tego czego nie znałam, więc spróbowałam różu w kremie Maybelline Dream Touch Blush.


Wybrałam dla siebie odcień 05 Mauve, czyli dosyć chłodny róż, który nie zawiera żadnych drobinek. Kosmetyk ma bardzo przyjemną konsystencję. Nie jest to pianka ani mus, a raczej żelowo-kremowa forma. W każdym razie idealnie miękka, ale nie na tyle żeby palec się w niej zatapiał. Zdziwiłam się, bo dosyć szybko mi pękł, chyba już po miesiącu. Z reguły jest to oznaka wysychania, jednak od tamtej pory nie nastąpiła inna zmiana.


Aplikacja jest bardzo przyjemna dzięki wygodnemu słoiczkowi, którego otwór jest idealnie dopasowany do palca. Z reguły nakładam go na twarz właśnie przy pomocy dłoni, chociaż świetnie sprawdzi się tu mały flat top lub puchata kulka do korektora. Mam tu na myśli coś podobnego do Hakuro H50S (chociaż go nie polecam :P) lub Zoevę  142. Planuję jednak dokupić do niego małe jajko z Real Techniques, ponieważ problem robi się kiedy mam dłuższe paznokcie i nie mogę go dotknąć opuszką palca.


Róż nakładam na skórę pokrytą fluidem. Istotne jest aby zachować umiar, więc umazanym palcem robię trzy kropki, które później rozcieram i nadaję ostateczny kształt. Jeżeli chcę uzyskać intensywniejszy kolor powtarzam całość ponownie,a jeżeli nałożę za dużo, to bez problemu mogę to zetrzeć. Po prostu rozcieram go do tego stopnia dopóki nie zniknie nadmiar. Ważne jest także oprószenie całości pudrem transparentnym lub wykańczającym, żeby utrwalić efekt. U mnie w tej kwestii sprawdza się bardzo dobrze puder bambusowy z Biochemii Urody lub mineralny z Lumene [KLIK]


I to co najbardziej spodobało mi się w tym różu to efekt jaki pozostawia. Na moich policzkach jest to bardzo naturalny dziewczęcy rumieniec, taki trochę satynowy, lekko błyszczący. Na dodatek jest trwały! Ostatnio marudziłam Wam o nietrwałości Hervany z Benefit i szukałam czegoś o podobnym odcieniu. Później sobie przypomniałam, że przecież mam Dream Touch Blush, który pozostawia na skórze bardzo podobny kolor. Jestem nim po prostu zachwycona! Jak widać róż za 30zł okazał się w moim przypadku trwalszy od tego za 150 ;) Może to też wynikać z tego że mam cerę mieszaną, czyli skóra na policzkach jest sucha i róż z niej nie spływa. Atutem jest także wydajność, bo Maybelline używam od września zeszłego roku [KLIK]  a ubytek jest znikomy. 


Moje obawy okazały się bezpodstawne albo dzięki Nokanami trafiłam po protu na róż, którym nie można zrobić sobie krzywdy. Wiem natomiast jedno: mogę Wam go szczerze polecić :) 

10.02.2013

Iwetto rozdaje po raz drugi - zamknięte.

Chciałam Wam podziękować za to że do mnie zaglądacie i przygotowałam mały konkurs. Nie będziecie musieli robić nic więcej niż do tej pory, oprócz bycia publicznym obserwatorem i udzielenia odpowiedzi na pytanie. Możecie też spełnić dodatkowe kryteria, co wpłynie na zwiększenie szansy wygrania pudła pełnego kosmetyków. Gorąco Was zapraszam do wzięcia udziału i już pokazuję co można wygrać :) 



Przede wszystkim troszkę kolorówki, czyli paletka MUA, dwa cienie sypkie (jeden tylko znalazł się na zdjęciu, ale drugi jest w kolorze fioletowym), dwie pomadki i lakier. 


Bronzer MUA, róż Bell oraz dwie kredeczki Wet n Wild :)


Pędzelek do cieni No 7 oraz organizer na kosmetyki :)


Jest też coś dla ciała, czyli żel pod prysznic Yves Rocher oraz maseczka do twarzy. 
Dodatkowo próbka zapachu Loewe.


I jeszcze biżuteria, czyli bransoletka Goti oraz kolczyki OPIA.


Wszystko jest nowe 
Jeżeli chcecie zgarnąć pudło, zapraszam do zapoznania się z regulaminem i wypełnienia formularza.


Zasady:
  • osoby biorące udział muszą być publicznym obserwatorem bloga
  • należy podać adres email dzięki któremu będę mogła poinformować o ewentualnej wygranej
  • można polubić moje konto na FB [KLIK], co zwiększa szansę, w innym przypadku proszę wpisać NIE
  • można poinformować innych o rozdaniu na Facebooku, twitterze lub blogu (notka lub blogroll).  Proszę o podanie bezpośredniego linku do informacji. Jeżeli nie chcecie skorzystać z tej szansy wpiszcie NIE w formularzu
  • jeżeli posiadacie blog i polecacie mój (czyli jest w Waszym blogrollu link do Black Beauty Bag) wstawcie link do swojego bloga lub wpiszcie NIE
  • na koniec poproszę o polecenie mi Waszego ulubionego kosmetyku z uzasadnieniem wyboru. Lubię poznawać nowości, więc jestem ciekawa co mi zaproponujecie. Pytanie jest obowiązkowe
  • Zgłoszenia możecie wysyłać  od 10 lutego 2013 do godz 20:00 10 marca 2013. 
  • jedna osoba może wysłać tylko jedno zgłoszenie, jeżeli stwierdzicie że coś poszło nie tak wpiszcie wszystkie dane w komentarzu 
  • Osoby najczęściej komentujące moje posty z poniższej listy mają  większe szanse w wygranej :)







Udział w konkursie jest jednoznaczny z zaakceptowaniem regulaminu.

REGULAMIN KONKURSU
1.                  Konkurs trwa od 10 lutego 2013 do godz 20:00 10 marca 2013. Konkurs jest dla Obserwatorów mojego bloga, osoby małoletnie proszone są o zgodę rodziców. 
2.                  Warunkiem koniecznym do wzięcia udziału w konkursie jest udzielenie odpowiedzi na pytanie konkursowe. Wśród osób, które wezmą udział w wyłonię osobę, która otrzyma nagrodę.
3.                  Pseudonim zwycięzcy, pod którym wziął on udział w konkursie zostanie opublikowany na blogu w ciągu 5 dni od zakończenia konkursu.
4.                  Laureat proszony jest o wysłanie adresu do wysyłki nagrody na adres iwetto@gmail.com w terminie do siedmiu dni od ogłoszenia wyników na blogu. W razie niedopełnienia tego warunku, zostanie wyłoniona inna osoba.
5.                  Nagroda zostanie wysłana do zwycięzcy w ciągu tygodnia od otrzymania adresu.
6.                  Udział w konkursie jest równoznaczny z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych w celach związanych z organizacją konkursu.
7.                  Zgłoszenie udziału w konkursie jest jednoznaczne z przyjęciem warunków niniejszego regulaminu.
8.                 Jako organizator zastrzegam sobie prawo do dokonywania zmian w regulaminie.
9.                  Konkurs nie podlega Ustawie o Grach i Zakładach /Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn/zm z dn. 29/07/1992

Powodzenia ;D

.

JAKO AUTORKA BLOGA NIE WYRAŻAM ZGODY NA KOPIOWANIE, POWIELANIE LUB JAKIEKOLWIEK INNE WYKORZYSTYWANIE W CAŁOŚCI LUB WE FRAGMENTACH TEKSTÓW I ZDJĘĆ Z SERWISU INTERNETOWEGO www.iwetto.com BEZ MOJEJ WIEDZY I ZGODY (PODSTAWA PRAWNA: DZ. U. 94 NR 24 POZ. 83, SPROST.: DZ. U. 94 NR 43 POZ. 170).