29.02.2012

Gąbeczka Konjac

Wypatrzyłam ją jakiś czas temu na You Tubie i od razu wpadła mi w oko. Chciałam wrzucić Wam link do filmiku, który ostatecznie mnie do niej przekonał, ale niestety został już usunięty. Wielka szkoda, bo był bardzo rzeczowy i doskonale ukazywał właściwości gąbeczki. Kupiłam ją w Rossmannie za 15 zł.


Konjac to produkt całkowicie naturalny, uzyskiwany z korzenia drzewa azjatyckiego o nazwie konjac. Powszechnie stosowany jest w celach spożywczych na wzór naszej żelatyny, a w formie proszku często używany do zabiegów kosmetycznych. Ma on sporą zdolność magazynowania dużej ilości wody, dlatego jest idealny do zabiegów pielęgnacyjnych twarz i oczyszczania ciała. Początkowo gąbeczki były przeznaczone dla delikatnej skóry niemowląt, dopiero później zyskały powszechne uznanie. Gąbka jest w 100% biodegradowalna. Zawiera naturalny środek myjący, który pomaga wyrównać odczyn pH skóry i posiada właściwości nawilżające.


Jak jej używać? Wystarczy zmoczyć solidnie w ciepłej wodzie i oczyścić nią twarz. Podobno świetnie sprawdza się przy demakijażu twarzy i jak wspomniałam wcześniej, ma w sobie naturalny środek myjący, więc teoretycznie nie trzeba używać żelu. Po skończeniu użytkowania wystarczy ją wypłukać i pozostawić do wyschnięcia. Raz na jakiś czas powinno się ją uprać w temperaturze do 60 stopni, bez używania płynu zmiękczającego. Wydaje się to wszystko fajne i przyjemne :)

Taka wilgotna, że nawet na folii się skrapla woda :D
Zalety gąbki konjac, przytoczone przez dystrybutora:
  • wykonana w 100% z włókna naturalnego
  • całkowicie biodegradowalna
  • nie zawiera barwników i sztucznych dodatków
  • włókna są cieńsze niż u gąbek syntetycznych i frotte
  • przeznaczona jest do wszystkich typów skóry, idealna do cery trądzikowej i z problemami dermatologicznymi
  • nie podrażnia skóry w trakcie oczyszczania
  • nawilża w sposób naturalny, czyni skórę miękką i elastyczną 
  • pobudza krążenie krwi {edit: dzięki masażowi, więc tutaj dystrybutor sie rozbujał ^^!}
  • zapobiega zanieczyszczeniom skóry

Jak dla mnie wszystko brzmi rewelacyjnie i liczę na to, że gąbeczka się u mnie sprawdzi. Mam nadzieję, że zastąpi mi szczoteczkę do mycia twarzy z Rossmana, która szybko staje się twarda i dla mnie bezużyteczna. Przetestuję i na pewno dam Wam znać co to warte.
A Wy co sądzicie o Kojaku??? :D

28.02.2012

Maski

Ostatnio miałam okazję używać kilku różnych masek do włosów. Tego czego od nich przede wszystkim wymagam, to dobre nawilżenie. Mogłyby też unosić włosy, sprawić aby były miękkie, ale nie przyklapnięte oraz nadawać połysk. W zasadzie same podstawy, cudów nie wymagam. Chcę tylko aby moja czupryna była w dobrej kondycji :) Oprócz masek olejuję też włosy oraz codziennie używam odżywki, ale potrzebuję jeszcze extra nawilżenia.


L'biotica Biovax Intensywnie Regenerująca maseczka do włosów przetłuszczających się - niestety nie zrobiła nic z moimi włosami. Mimo regularnego stosowania nie poprawiła w ogóle ich stanu, na dodatek powodowała ich plątanie. Nie nawilżyła, nie pomogła przy przetłuszczaniu, wręcz wzmożyła  wydzielanie sebum. Włosy były miękkie, ale nie sprężyste, nawet fryzjerka zwróciła mi uwagę, że są w gorszej kondycji. Jedyne co mi się w niej spodobało to przyjemny owocowy zapach, który dosyć długo się utrzymywał. Gdyby nie przetłuszczała włosów, mogłabym ją używać na co dzień, ze względu na same "zdrowe" składniki. Ale niestety więcej już do nie nie wrócę. Tak samo niestety było z szamponem z tej serii, o którym pisałam TUTAJ .


Malwa Studio Gloria Maska do włosów suchych, zniszczonych i farbowanych - została przeze mnie kupiona po przeczytaniu opinii na Wizażu. Produkt, który zbiera tak wysokie noty powinien być jednak lepszym kosmetykiem. Z nawilżaniem czy regeneracją ma niewiele wspólnego, natomiast to co robi genialnie to wygładza! Polecam ją wszystkim,  którzy mają problem z puszeniem się włosów, w tym celu sprawdza się bardzo dobrze! Natomiast jako właścicielka "przyklapniętej" fryzury, stosowałam ją tylko na końcówki włosów. W ten sposób zużyłam całe opakowanie, ale raczej do niej nie wrócę ze względu na intensywny zapach, który przypomina mi mydło. Ale nie taki przyjemny - kremowy, tylko naprawdę świdrujący nozdrza ;)


Naprawcza maseczka z minerałami z Morza Martwego z Avonu też niestety cudów nie zdziałała. Za to dobrze się rozprowadzała i ostatecznie bardziej sprawdziła się jako odżywka ;) Włosy po niej były sypkie i wygładzone, ale nie obciążone, więc doszłam do wniosku że nie zaszkodzi używanie jej codziennie. Nie przypadł mi do gustu zapach minerałów, bardziej przypominał mi męskie kosmetyki. Natomiast był dosyć neutralny i na włosach mniej wyczuwalny niż zapachy poprzednich masek.
Nie wiem czy jest jeszcze w sprzedaży (chociaż ostatnio z tej serii dostałam masło do ciała). Nawet gdyby była to raczej więcej jej nie kupię. W końcu kosmetyczny świat stoi otworem i będę szukać dalej tej jedynej i idealnej maski do moich włosów. 
Teraz pretenduje do tej roli kokosowa maska z Joanny, ale czy się sprawdzi? Zobaczymy. Na razie mogę Wam napisać, że zapach kokosa jest zniewalający, cena maski przystępna, a pojemność duża ;) 

A Wy macie już są swoją ulubioną maskę do włosów?

Get Fresh!

Swojego Rimmelowego faworyta zostawiłam na koniec. Dzisiaj ostatni swatch cienia w musie, którym jest 006 Get Fresh! Piękny róż opalizujący subtelnie na złoto. Świetny do codziennego makijażu!

I wprost idealnie komponuje się z paletką Oh So Special Sleek. To jest mój zdecydowanie ulubiony duet codziennego makijażu!



Gdybym miała polecić Wam jeden cień, to byłby to właśnie ten kolor!

27.02.2012

Snow Queen

Mój blogowy niebyt spowodowany był choróbskiem. Dopadło mnie na tyle, że poza podstawowymi funkcjami życiowymi byłam w stanie tępo łypać w telewizor lub laptopa. Już jest dobrze i mam nadzieję, że w najbliższym czasie nic nie stanie mi na drodze w dodawaniu nowych postów. 

Jeżeli chcecie być na bieżąco co u mnie słychać, to zapraszam na Twittera i Facebooka, oraz na fanpage bloga (jak to szumnie brzmi :P). Ponieważ ostatnio namiętnie gram na FB w The Sim Social radzę polubić stronę ;) 

A wracając do blogowych zaległości, zostały mi do pokazania Wam jeszcze dwa cienie z Rimmela :) Dzisiaj przedstawię biel w odcieniu Snow Queen. W zasadzie nazwa całkowicie opisuje kolor, chłodnego, opalizującego na niebiesko, skrzącego się śniegu ;) 



Jakość cienia w żaden sposób nie odbiega od innych, o których pisałam TUTAJ







Świetny kolor w połączeniu z wszelakimi grafitami i chłodnymi szarościami. 
Przynajmniej ja takie połączenie lubię najbardziej ;) 
Trzymajcie się ciepło i przede wszystkim życzę Wam dużo zdrowia :*

14.02.2012

Walentynkowy KissBox

Moje pierwsze pudełko i od razu taka niespodzianka. W tym miesiącu nie zostało zwyczajowo dostarczone 20 dnia miesiąca, tylko wcześniej z okazji walentynek.  I muszę przyznać, że otwierałam je z zapartym tchem, a to co ujrzałam w środku przerosło moje najśmielsze oczekiwania. 


Za pudełko zapłaciłam 25 zł, z tego co mi wiadomo mają niestety zdrożeć. Aby dostać pudełko należy na stronie Kissbox.pl 20 dnia miesiąca o godzinie 20 zapisać się na subskrypcję. Możecie zamówić jedno pudełko, trzy lub zapisać się na cały rok. Ja wzięłam jedno na próbę, ponieważ w każdej chwili (już bez zapisów przez internet) mogę przedłużyć subskrypcję  wysyłając wiadomość na info@kissbox.pl.
I wiecie co? Przedłużę ;)


W środku same dobroci i kosmetyki, które naprawdę przypadły mi do gustu, jak np. krem Bandi (z kwasem pirogronowym,azelainowym i salicylowym), który od dłuższego czasu chciałam wypróbować. Do tego słodkie serduszko do rozgrzewania rąk.


Poza tym wzmacniający olejek do włosów Amargan Hair Therapy Oil, owocowy błyszczyk Fruity Amazing Glaze i tusz pogrubiająco- wydłużający marki  IsaDora ( Build-up Mascara Extra Volume).


I ostatnie dobroci to krem silnie nawilżający do dłoni i stóp HudSalva, o którym możecie przeczytać TUTAJ na blogu Queen of my body ;  oraz saszetka z odżywką i szamponem John Frieda Luxurious Volume, czyli seria zwiększająca objętość i pogrubiająca włosy. W moim przypadku z tą próbką strzelili w 10 ;)


Jestem bardzo zadowolona ze swojego pudełka, bo przyznam  że do  tych pierwszych byłam sceptycznie nastawiona ;) Cieszę się, że Team KissBoxa spełnił moje oczekiwania. 
A Wy jesteście zadowolone ze swojej zawartości ?

13.02.2012

Heaven

Kolejny punkt z kosmetycznej wish-listy został przeze mnie wykreślony ;) Długo zastanawiałam się na co zamienić moją kartę upominkową z Sephory, którą dostałam na urodziny. Jakoś nic szczególnego nie przychodziło mi do głowy, ale chciałam ją przeznaczyć na coś z kolorówki. I w sumie dobrze zrobiłam, że się wstrzymałam ;)


 
Dzięki temu w moje łapki wpadł nowy róż marki Benefit Hervana :D








Jest boski :D Idealny do codziennego makijażu.
Mix wszystkich czterech kolorów, daje efekt naturalnego, dziewczęcego rumieńca. 
Pozostawia satynowe wykończenie, a drobinki w ogóle nie są widoczne.
Do zakupów dostałam jeszcze dwie próbki, ale zapomniałam je sfotografować. Nowy kosmetyk pochłonął całą moją uwagę ;) Jego recenzja i swatche ukażą się później, bo za oknem rano było szaro i chmurno, nic nie widać: 


Heaven = Hervana :D

12.02.2012

Sassy

Kolejna odsłona cienia Rimmel Colour Mousse o których pisałam TUTAJ . Tym razem metaliczny brązik 008 w tubce. Świetny do szybkiego makijażu. Jest na tyle intensywny, że wystarczy wklepać w powiekę, dodać kreskę, tusz i makijaż oczu gotowy ;)



Tubka jest zdecydowanie lepsza od słoiczka, ponieważ estetyczniej wydobywa się cień z opakowania.



A tak poza tym to jak Wam mija niedziela? Ja dzisiaj miałam potrójne obchody urodzin :) Tak się składa, że mama i siostra mojego mężczyzny, jak i on sam urodzili się w lutym :) Miło spędziliśmy razem czas przy obiedzie, a później nadarzyła się okazja, żeby zrobić zakupy kosmetyczne ;) Nareszcie udało mi się odwiedzić Naturę oraz Sephorę. Moje zasoby z portfela oczywiście się uszczupliły, ale i tak żałuję, że nie było moich upatrzonych cieni z Kobo i Catrice. Może następnym razem mi się uda.
Haul już wkrótce ;) Buziaki :*

10.02.2012

Chill out

Po całym tygodniu nadeszła chwila wytchnienia, czyli piątkowy Chill out! 

 
Dla tych co jeszcze nie czytali, TUTAJ możecie przeczytać moją recenzję cieni Rimmel Colour Mousse.
Cień 003 zwany Chill out to odcień brudnego fioletu. Świetnie komponuje się z moim Inglotowym faworytem, czyli matowym 358. Do tego jeszcze Sketch z MACa (lub inny bakłażanowy kolor) i makijaż gotowy! Bardzo lubię to połączenie :)




A tutaj wspomniany mat 358 z Inglota:


A jak wygląda mój piątkowy chillout?  Dosyć prozaicznie: laptop, kolejny odcinek Gossip Girl, może You Tube, nowy numer Elle, który wyciągnęłam dzisiaj ze skrzynki i tylko ciepłej herbatki mi jeszcze brakuje ;D 
A Wy jak się relaksujecie? 


9.02.2012

Zmieszana

Fluidu Vichy Aera Teint używam od roku i właśnie kończę buteleczkę,a moje odczucia na jego temat są mieszane. Sam fakt, że dopiero teraz Wam o nim piszę wskazuje na to, że nijak nie wiem jak go ocenić. 

Ogólnie minusem tych fluidów jest gama kolorystyczna.
Wybrałam najjaśniejszy odcień 12 Opal i o dziwo jest dla mnie za jasny. Ciemniejszy niestety mi też nie pasował, więc wybrałam mniejsze zło ;) Zawsze łatwiej przyciemnić, niż rozjaśnić. Nie ukrywam też, że trochę się wściekłam, ponieważ kolejny raz nie mogłam dostać próbki. Irytuje mnie brak odlewek czy miniaturek, które można by było na spokojnie przetestować w domu. Nie oszukujmy się, ale większość kosmetyków kupujemy w ciemno i nie wiemy co nas czeka na dłuższą metę. Można oczywiście szukać próbek na własną rękę, ale to chyba sprzedawcy czy producentowi powinno zależeć, aby mieć szersze grono odbiorców.  Ciągle mam nadzieję, że to się zmieni...

Konsystencja tego fluidu jest bardzo płynna, więc trzeba zachować ostrożność przy aplikacji. Na szczęście pompka dozuje tyle produktu ile potrzeba. Ani razu nie miałam sytuacji, że chlusnęło mi się go za dużo, bo dozownik się przyciął. Co to, to nie. Przypuszczam, że z tego powodu też jest ekonomiczny, bo starczył mi na rok z małymi przerwami. Z racji jego płynnej konsystencji, wolałam aplikować go pędzlem. Dobrze się rozprowadzał i szybko wchłaniał, wyrównując koloryt skóry. Vichy Aera Teint na pewno nie należy do podkładów kryjących, daje typowe lekkie krycie. Większych zaczerwienień czy przebarwień na pewno nie ukryje. 



Niestety podkreśla też wszystkie niedoskonałości skóry, czyli krostki czy suche skórki stają się jeszcze bardziej widoczne. Natomiast bardzo dobrze prezentuje się na zdrowej skórze, wręcz daje taki porcelanowy look.  Dodatkowo na plus zaliczam mu brak zapachu oraz to, że jest niekomadogenny (i to było głównym powodem dla którego go kupiłam). A co do obietnic producenta, to nie nastawiajcie się na 12 godzinne krycie czy długi mat ;) Niestety to są obiecanki- cacanki.


Jego największą zaletą, co wyróżnia go też na tle innych fluidów, jest  poprawa kondycji skóry. Naprawdę zauważyłam różnicę po jego dłuższym stosowaniu. Cera dzięki niemu staje się zdrowsza, nawilżona, zanikają przebarwienia i inne niedoskonałości. Był moim lekarstwem po innych fluidowych niewypałach. I stąd moje zmieszanie... bo z chęcią używałabym go jako opatrunek, ale jako sam podkład sprawdza się kiepsko.

Ogólnie polecałabym go na lato (posiada SPF 20), osobom które nie mają nic do ukrycia i mają zdrowszą cerę lub chcą poprawić kondycję skóry. Niczego więcej raczej od niego nie oczekujcie. 

A czy Ja go jeszcze kupię? Myślę, że tak, ponieważ uzależniłam się od wyglądu mojej buźki po jego stosowaniu. Z tym, że następnym razem kupię chyba odcień ciemniejszy ;)


7.02.2012

Breezy

Pierwsza odsłona cienia Rimmel Colour Mousse to Breezy nr 007. Sam kolor to odcień szampana, wykończenie metaliczne, z bardzo drobnym shimerkiem. Moją opinię na temat tego produktu możecie przeczytać TUTAJ


Każde oryginalne opakowanie, jest szczelnie zabezpieczone:


Idealny do codziennego makijażu jako rozświetlacz kości policzkowych, wewnętrznego kącika oka czy pod łukiem brwiowym- wystarczy nanieść niewielką ilość i delikatnie rozetrzeć. Świetnie sprawdza się też jako baza pod cienie, ponieważ pięknie prezentuje się w połączeniu z perłowym brązem czy fioletem. Najczęściej stosuję go w duecie z paletką Sleek Oh So Special.




A tutaj przykład na to jak trudno pozbyć się tego cienia ;) Trwałość makijażu gwarantowana!



Pozdrawiam!

.

JAKO AUTORKA BLOGA NIE WYRAŻAM ZGODY NA KOPIOWANIE, POWIELANIE LUB JAKIEKOLWIEK INNE WYKORZYSTYWANIE W CAŁOŚCI LUB WE FRAGMENTACH TEKSTÓW I ZDJĘĆ Z SERWISU INTERNETOWEGO www.iwetto.com BEZ MOJEJ WIEDZY I ZGODY (PODSTAWA PRAWNA: DZ. U. 94 NR 24 POZ. 83, SPROST.: DZ. U. 94 NR 43 POZ. 170).