31.08.2013

Skarby z drogerii DM / BALEA, ALVERDE

Jak wiecie z poprzedniego posta, miałam okazję zrobić zakupy w czeskiej drogerii DM. To było oczywiste, że spędzając urlop blisko granicy, wybiorę się na buszowanie po kosmetycznych półkach. Niedostępne u nas marki, jak Alverde i Balea były jednym z głównych powodów, dla którego postanowiłam wybrać się do Ostravy :) 


Kosmetyki te niewiele różnią się od dobrze nam znanej Isany czy Alterry. Jednak wybór towaru jest o wiele większy. Mimo tego, że byłam przygotowana do zakupów i miałam ze sobą listę, to widząc rząd kolorowych opakowań trochę się zapomniałam ;) Do koszyka wpadło kilka nadliczbowych rzeczy, bo taka okazja szybko się nie powtórzy.


Nie przedłużając, w koszyku znalazła się zachwalana wszem i wobec odżywka Alverde z amarantusem (64,90czk) oraz Balea z olejkami (42,90czk). Nie mogło też zabraknąć samych olejków. Alverde kusiło nowymi zapachami i wybrałam różany oraz kokosowy (oba po 99czk).


Wzięłam jeszcze balsam do ciała Balea o zapachu kokosa i kwiatu tiare (52,90), masło Alverde z olejem makadamia i masłem shea (109czk); a także limitowany krem do ciała Balea o zapachu borówki (62,90czk). 


Dwufazowy płyn do demakijażu Balea (62,90czk) kupiłam w sumie z potrzeby (na wyjazd zabrałam Clarinsa, który okazał się koszmarem). Poza tym Balea do stóp z 10% urea (42,90czk) oraz limitowane mydełko borówkowe (37,90czk). Bardzo spodobał mi się zapach tej limitowanej serii i teraz żałuję, że nie wzięłam jeszcze żelu pod prysznic oraz balsamu do rąk. 


Ostatnie drobiazgi to odżywka do rzęs Alverde (119czk), bio masło shea (84czk), kamuflaż Alverde w najjaśniejszym odcieniu Sand (129czk) oraz lakier Rimmel Rose Libertine (39,90 w promocji). I z tego ostatniego cieszę się najbardziej, bo ten kolor przestał być u nas dostępny, a marzył mi się już od dawna.

Dla zainteresowanych fotki z przykładowymi cenami:
(100czk to około 16zł)




Byłoby fajnie, gdyby sieć tych drogerii była dostępna też u nas :) 

27.08.2013

Co kupić w DM?

Witam Was wakacyjnie :) Obecnie jestem w Międzybrodziu Bialskim, gdzie spędzam część mojego urlopu. Ponieważ mam niedaleko do granicy z Czechami chcę się przejechać do drogerii DM. I stąd moja prośba,  żebyście polecili mi kilka kosmetyków, które sprawdziły się u Was. W planach mam już odżywkę do rzęs z Alverde, odżywkę do włosów Balea (z olejkami) i kolorówkę p2, ale o reszcie mam mgliste pojęcie. Dlatego dajcie znać w komentarzach na co jeszcze mam zwrócić uwagę :) Jeżeli chcecie być ze mną na bieżąco,  to zapraszam na Instagram, gdzie pojawiam się jako Iwettos. [EDIT: Moje zakupy /klik/ ]

23.08.2013

Bingo! / THE BODY SHOP, BINGO SPA

Kupujecie jeszcze kosmetyki w ciemno? Sądzę, że większość z Was zagląda tu po to, żeby mieć jako takie rozeznanie. Ja też często czytam recenzje przed zakupem, albo chociaż sprawdzam w KWC. Jednak nie lubię się ograniczać, więc czasami idę na żywioł. Ostatnio tak było z odżywkami do włosów.


Rainforest Balance z The Body Shop skusiła mnie promocyjną ceną. Normalnie kosztuje 39 zł, ja dorwałam ją za niecałe 20zł. Chyba więcej nie byłabym w stanie zapłacić, mimo tego że to duża, 400-sto mililitrowa pojemność. 
Przeznaczona jest do włosów przetłuszczających się. Już na drugim miejscu w składzie znajduje się glinka. Do tej pory tylko czytałam o jej zbawiennym wpływie na skórę głowy, ale nie miałam okazji przekonać się o tym osobiście. Muszę przyznać że wykonuje kawał dobrej roboty. Dzięki niej włosy są uniesione u nasady i wolniej się przetłuszczają. To są główne zalety maski, reszta jest już przeciętna. Zapach całkiem przyjemny, konsystencja gęsta, ale dobrze się rozprowadza. Ogromnym minusem za to jest opakowanie. Geniusz, który wpadł na pomysł umieszczenia odżywki w butelce, powinien za karę używać jej do końca życia. 


Jest wykonana z mocnego plastiku, a że zawartość jest gęsta, to jej wydobycie przysparza wiele problemów. Sama nie spływa, a wycisnąć ciężko, więc rano trzeba się trochę nagimnastykować.
Ogólnie oceniam ją dobrze, ale coś czuję  że każda tańsza odżywka z dosypaną glinką sprawdzi się tak samo. Na pewno będę testować taki mix w przyszłości, więc dam Wam znać czy działa. Co do TBS, to nie uważam jej za główny punkt mojej włosowej pielęgnacji, więc wrócę do niej, po warunkiem że znowu trafię taniej.


Maska do włosów z masłem Shea (karite) i pięcioma algami marki BingoSpa trafiłam w Tesco za całe 7 zł. Jak za 500g produktów, to przyznacie że nie jest to wygórowana kwota.  Stosowałam ją nie tylko zgodnie z przeznaczeniem, ale też jako odżywkę. W obu przypadkach działała świetnie. Dobrze się rozprowadzała i miałam wrażenie, że wnikała we włosy. Faktycznie nawilżała, poprawiała elastyczność i sprężystość, dodatkowo wygładzała, ale nie obciążała. Co najlepsze były po niej bardziej mięsiste, a niewiele produktów potrafi to zrobić z moimi cienkimi włosami. Jak dla mnie ideał i nie mam do czego się przyczepić. Nawet zapach mi się podobał, bo był subtelny i przyjemny. Chyba następnym razem zrobię większy zapas ;) 

Wiadomo, że z tego typu produktami bywa różnie, więc nie u każdego się sprawdzą. Osobiście jestem z nich zadowolona. Na pewno rozejrzę się za innymi maskami z BingoSpa, bo cena zachęca do testów. Jeżeli macie jakiegoś faworyta z tej marki, napiszcie mi o tym koniecznie w komentarzu :) 

21.08.2013

Truskawkowe zakupy / JOHN MASTERS ORGANICS, KIEHL'S, KORRES, GUERLAIN

Jakiś czas temu podjęłam decyzję o złożeniu zamówienia na StrawberryNET.com. Dla tych co nie mają rozeznania, jest to międzynarodowa drogeria internetowa, w której można trafić drogie kosmetyki w niskich cenach. Charakteryzuje się ogormnym asortymentem i dużymi promocjami, czyli tym co zawsze mnie przyciąga. 


Dlaczego dopiero teraz się zdecydowałam, skoro znam tę stronę od dawna? Chyba jak zwykle obawiałam się zakupów międzynarodowych. Nigdy nie ma się pewności czy paczka dojdzie, no i czy celnicy nie położą na niej łapek. Mimo wszystko cieszę się, że się odważyłam, bo jestem całkowicie zadowolona z obsługi i mojego zamówienia. Do tej pory złożyłam dwa i obie paczki przyszły bardzo szybko (3 dni!), mimo tego że wysyłka jest za darmo. Zawartość była dobrze zabezpieczona, a kosmetyki świeże.


W pierwszej paczce zamówiłam wybielający krem to mycia twarzy Kiehl's (Ultimate White Brightening Cleansing Cream). Liczę na to, że pomoże mi pozbyć się przebarwień z twarzy po krostkach czy innych wypryskach. Do tego regulujące serum z mącznicy lekarskiej John Masters Organics ( Bearberry Oily Skin Balancing Face Serum), które ma mi pomóc ze strefą T i wydzielaniem sebum. Nie mogło też zabraknąć czegoś na zmary, więc skusiłam się na krem greckiej marki Korres z SPF 10 (Quercetin and Oak Antiageing Antiwrinkle Day Cream Normal/Combination). 
W gratisie dostałam korektor Bourjois w odcieniu dla mulatów oraz błyszczyk Calvin Klein (ten mogłam wybrać). 


Za drugim razem skusiłam się na promocję dnia, czyli kulki Guerlain w odcieniu 01 Teint Rose (Meteorites Perles Iluminating Powder). Miałam już wcześniej odsypkę i ich zakup był naturalną koleją rzeczy. Poza tym dorwałam je za pół ceny! Grzechem byłoby nie kupić. Gratis dorzucili mi cień Calvin Klein. 


Ogólnie jestem bardzo zadowolona i na pewno skuszę się jeszcze nie raz. Szczególnie na dzienne promocje, bo jak widać można trafić prawdziwe perełki w niskich cenach ;) 
Robiliście już zakup na truskawie? Jakie macie doświadczenia z tą drogerią? 

17.08.2013

Jak pozbyć się zaskórników / BEAUTY FORMULAS

Zaskórniki to moja zmora, jak ja ich nie cierpię! Generalnie staram się ich nie ruszać, tylko niwelować przy pomocy kosmetyków (peelingi, żele i inne oczyszczacze) . Ale czasami potknie mi się nóżka i jakiś kosmetyk zadziała odwrotnie niż powinien, czyli wzmoże produkcję czarnych kropek. Na tyle, że robią się nieestetycznie wystające. Wtedy odpieram atak! 


Robię to też przy pomocy kosmetyków, bo nie jestem zdolna do samodzielnego dziubania ;) W jednym pokładałam szczególnie wielkie nadzieje po przeczytaniu wielu pochlebnych opinii. Mianowicie jakiś czas temu dużo osób zachwalało The Face Shop Black head ex nose clay mask. Zasada jest prosta, nakłada się ją na zanieczyszczony obszar, odczekuje kilka minut i ściąga zdecydowanym ruchem ręki jak peel-off.  Za 15 zł byłam skłonna spróbować, dlatego zdecydowałam się na zakupienie jej przez Ebay.


Przy ściąganiu z twarzy powinna też wyciągnąć zanieczyszczenia. Niestety w moim przypadku tego nie robi! Nie usunęła nawet najmniejszej czarnej kropki. Zawód był ogromny. Mało tego okazało się, że na naszym rynku jest coś bardzo podobnego i znajdziemy ją w ofercie Avonu. Maska Japanese Sake and Rice (stara wersja, bo nowej nie miałam) ma identyczną lepką konsystencję, tak samo zastyga na skórze, tak samo się ją ściąga, ale przyjemniej pachnie. Tylko działanie ma inne, bo powinna wygładzać skórę. Ogólnie niewiele się różni od tej z The Face Shop. Ciekawostka prawda?




Po tego typu przygodach darowałam sobie eksperymenty i sięgnęłam po mój sprawdzony produkt. Są to plastry na nos marki Beauty Formulas, które można kupić w Naturze lub Super Pharm. Do tej pory używałam zwykłych białych i dobrze się sprawdzały. Ostatnio jednak sięgnęłam po czarne, czyli głęboko oczyszczające z aktywnym węglem. Po zużyciu trzech byłam zadowolona z efektów. Nie oczyściły mi zupełnie nosa, na to nie liczyłam, ale usunęły te wystające kropki, które wyglądały nieestetycznie. Jestem pełna podziwu dla ich działania.



Uprzedzam, że należy je dobrze nakleić. Czasami aplikowałam je z rozpędu, co skutkowało zerową zdobyczą, bo plaster nie przyczepiał się do skóry. Druga sprawa to zostawiają czarny nalot, ale bez problemu zmywa się go wodą. Więcej minusów nie widzę, chociaż są to bardziej niuanse niż wady produktu.


W międzyczasie próbowałam jeszcze robić plastry z żelatyny, ale szybko mi się odechciało. Nie mam cierpliwości do tego typu zabaw i po kilku nieudanych podejściach darowałam sobie. Wolę raz na jakiś czas kupić opakowanie Beauty Formulas i mieć święty spokój ;) Kosztują około 15 zł i w opakowaniu jest 6 sztuk. 
Też macie problem z kropkami, jak sobie z nimi radzicie? 

14.08.2013

Matujący pyłek / VICHY Dermablend, BIOCHEMIA URODY Puder bambusowy

Nie lubię zbytnio sypkich kosmetyków, ponieważ przy codziennym makijażu dłużej schodzi z ich aplikacją. Wyjątek robię tylko dla pudru, ponieważ czuję się skuszona przez obietnicę długiego matowienia, utrwalenia oraz naturalnego wykończenia makijażu. Potrafi się pylić, ale z pędzlem typu "flat top" aplikacja nie jest już tak uciążliwa. 


Po wielu zasłyszanych zachwytach kupiłam puder utrwalający Vichy Dermablend. Zapłaciłam za niego około 70 zł w aptece. Opakowanie zawiera 28 g białego proszku, który na skórze robi się transparentny. Cena nie byłaby według mnie wygórowana, gdyby spełnił moje oczekiwania i zapewnienia z ulotki:
Puder sypki utrwalający, przedłuża trwałość podkładu korygującego do 16 godzin. Transparentny po nałożeniu, zmikronizowany, nie podkreśla nierówności powierzchni skóry. Bez środków zapachowych. Testowany na skórze wrażliwej. Stosowany przez dermatologów i chirurgów plastycznych. Hipoalergiczny. Nie powoduje powstawania zaskórników. Nie wywołuje trądziku.
Tak się jednak nie stało. Pierwsze  co mi się nie spodobało to efekt jaki pozostawiał  na skórze. Płaski mat w całkowitym wydaniu, wręcz taki pudrowy, podkreślający pory, suche miejsca oraz niedoskonałości. Nawet nałożony w mniejszej ilości pozostawiał na skórze tę charakterystyczną warstewkę.


Ponieważ mam cerę mieszaną, zależy mi na zmatowieniu strefy T. Przy większej ilości faktycznie to robił, jednak krótkotrwale. Pogorszył też stan skóry. Moja ma wybitne zdolności do zapychania i przy regularnym stosowaniu Vichy pojawiły się podskórne grudki. Zakładam, że głównym winowajcą był talk. Obecnie unikam go w pudrach i widzę że moja cera ma się dzięki temu lepiej.


Bardzo lubię kosmetyki Vichy i mam wśród nich naprawdę wielu faworytów, do których zawsze wracam. Niestety puder Dermablend do nich nie należy i z czystym sumieniem pozbyłam się go, przekazując dalej. Na jego miejsce sprawiłam sobie bambusowy puder z Biochemii Urody, dodatkowo wzbogacony tlenkiem cynku, który zapewnia ochronę przeciwsłoneczną.
Puder bambusowy zawiera ponad 90% krzemionki. Puder posiada intensywne właściwości matujące. 
Dzięki wysokiej zawartości krzemionki, oprócz działania wygładzająco-matującego, puder bambusowy wykazuje dodatkowo właściwości pielęgnujące skórę. Działa antybakteryjnie, łagodząco, wspomaga gojenie i reguluje aktywność gruczołów łojowych. Puder może z powodzeniem zastąpić talk, mikę, skrobie lub glinki stanowiące bazę pudrów sypkich lub prasowanych. Jest to składnik neutralny, który może być bez obaw stosowany do matowienia kremów z filtrami przeciwsłonecznymi.
Nie powoduje zatykania porów (niekomedogenny).




14 gramów kosztuje niecałe 20 zł. Jest wydajny, więc polecam zakup na spółkę (jedna osoba nie jest chyba w stanie zużyć go na własne potrzeby przed upływem daty ważności). Z tego kosmetyku jestem znacznie bardziej zadowolona. Na pewno cena miała na to wpływ- tańszemu zawsze się więcej wybaczy. Bardzo lubię używać go do przyprószenia fluidu, aby scalić i utrwalić makijaż twarzy. Efekt jest bardzo naturalny, nie ma tego ciężkiego wykończenia co Dermablend. Mimo tego, że nie matowi na długo, to bardzo go polubiłam. Ma też bardzo dobre działanie na moją cerę, ponieważ nie mam problemu z dodatkowymi niespodziankami. Nie destabilizuje filtrów, więc sprawdzi się świetnie w okresie letnim.

Jak widać nie zawsze to co droższe jest lepsze. Nie zawsze też polecany kosmetyk sprawdzi się u każdego z nas. Warto jednak szukać i mieć na uwadze, że tańsze też może być dobre :)

12.08.2013

Czyścik / DERMALOGICA Mulivitamin Thermafoliant

Coraz bardziej przekonuję się do kosmetyków amerykańskiej marki Dermalogica. Opisywałam już olejek do mycia twarzy, który totalnie zdetronizował wszystkie inne produkty do zmywania makijażu, a teraz przyszła pora na nowe cudo. Mam tu na myśli peeling mechaniczno-enzymatyczny o działaniu rozgrzewającym do cer dojrzałych (Age Smart Multivitamin Thermafoliant). Nazwa jest bardzo złożona, ale jednym słowem nie da się go opisać, bo jest to kosmetyk wielozadaniowy i do tej pory nie miałam przyjemności używać czegoś podobnego.


Mam zaledwie 15 ml produktu, czyli miniaturkę, ale uwierzcie mi że poznałam się na nim bardzo dobrze. Dlaczego? Bo ten kosmetyk działa od razu. Cera natychmiastowo staje się idealnie czysta, aż czuć to w dotyku. Wszelkie zanieczyszczenie, sebum, resztki kosmetyków znikają jak za dotknięciem magicznej różdżki. Dogłębnie oczyszcza, ale nie podrażnia cery, jest po nim miękka i gotowa do następnych zabiegów upiększających. 


Od producenta:
Inteligentne złuszczanie skóry dojrzałej i przedwcześnie starzejącej się. Zastosowana technologia termiczna w połączeniu z niezwykle aktywnymi czynnikami chemicznymi oraz fizycznymi zapewnia skórze mocny efekt złuszczający. Efekt rozgrzewający uaktywnia się w kontakcie z wodą lub skórą, w wyniku czego ułatwia penetrację multiwitaminowych składników w głąb skóry. Retinol połączony z kwasem salicylowym doskonale rozpuszcza martwe komórki naskórka, a zawarte w peelingu mikrogranulki pozwalają na ich usunięcie z powierzchni skóry. Biała herbata zawarta w formule dodatkowo przyczynia się do zahamowania degradacji kolagenu. Witaminy A, C i E rozjaśniają koloryt, zapewniają ochroną antyoksydacyjną przed działaniem wolnych rodników, stymulują syntezę kolagenu. Kwas mlekowy stymuluje proces odnowy naskórka. W efekcie odsłania nową, gładką oraz młodo wyglądającą świeżą skórę. Zaraz po zastosowaniu skóra staje się niezwykle rozjaśniona, oraz rozświetlona, doskonale przygotowana do dalszej pielęgnacji.
Dla kogo:
Peeling przeznaczony jest do pielęgnacji skóry dojrzałej, odwodnionej oraz przedwcześnie starzejącej się. Daje silnie i natychmiastowe efekty złuszczające co doskonale wpływa na kondycję skóry.
Stosowanie:
Peeling może być stosowany zarówno rano jak i wieczorem, 2-3 razy w tygodniu. Peeling może być wykonywany na sucho (mocny efekt) lub na mokro (efekt delikatniejszy). Należy nanieść niewielką ilość na twarz, a następnie masować ok.1-2 minut, po czym obficie spłukać wodą. Należy omijać okolice oczu.


Niby jest dedykowany dla starszej skóry niż moja, ale po zużyciu całej tubki nie zauważyłam, żeby miał jakieś negatywne działanie. Wręcz odwrotnie! Dokładny masaż twarzy i termiczne właściwości kosmetyku pobudzały krążenie i pozwalały na lepsze działanie składników.


Peeling ma ciekawą strukturę. Konsystencją przypomina gęstą maść, natomiast ma w sobie miliony drobinek, które pucują buźkę. Spotkałam się z czymś podobny w produktach do mikrodermabrazji. 
Czyli mamy tu połączenie peelingu mechanicznego, enzymatycznego i na dodatek rozgrzewającego, co tworzy mieszankę iście czyszczącą! Używałam go na sucho i skóra była trochę zaczerwieniona, ale ten efekt znikał kiedy "ostygła". 
Nie jest to produkt tani, bo pełnowymiarowe opakowanie 75 ml kosztuje około 200zł, jednak jest bardzo wydajny. Niewielka ilość w kształcie orzechu nerkowca pozwala wykonać masaż całej twarzy. Z racji tego, że należy korzystać z tego kosmetyku 2-3 razy w tygodniu, wydaje mi się że spokojnie wystarczy na pół roku albo nawet dłużej.
Sądzę, że nie sprawdzi się przy cerach suchych, ale normalne, mieszane i tłuste będą mu wdzięczne za dobroczynne działanie. Moja przeżywa swoje drugie życie i mam nadzieję wkrótce zaopatrzyć się w większą tubę. Oprócz ceny nie dostrzegam żadnych wad. Jeżeli będziecie mieć kiedyś okazję- szczerze polecam. Chętnie też poznam tańsze odpowiedniki, jeśli jakieś znacie ;)

10.08.2013

Świetlik / MAC Mineralize Skinfinish Lightscapade

Oniemiałam kiedy zobaczyłam jeden z rozświetlaczy MACa. Wydał mi się idealnie zimnym odcieniem do mojej chłodnej karnacji. Naprawdę rzadko takie spotykam, bo z reguły większość to typowe złoto. Dlatego Mineralize Skinfinish w odcieniu Lighscapade od razu skradł moje serce! 


Na początku nie było z nim łatwo, wręcz byłam rozczarowana. Wydał mi się bardzo przeciętny i słabo napigmentowany. Później przypomniało mi się, że przecież to wypiekany produkt i pierwsze co trzeba zrobić to zetrzeć zewnętrzną powłokę. Tarłam paluchem aż dokopałam się do warstwy właściwej, czyli prawdziwego świetlika! 



Pozostawia bardzo subtelny efekt, nie jest to typowa tafla (jak np w przypadku Mary - Lou Manizer z The Balm). Na dodatek jest bardziej suchy i pudrowy, więc trudniej jest intensyfikować efekt. Ma to swoje zalety i wady. Nie da się przy jego pomocy uzyskać mocnego rozświetlenia, ale za to można go nakładać na całą twarz. Dzięki temu makijaż staje się świetlisty, cera bardziej promienna, z lekkim "glow". Z jego pomocą ukrywam zmęczenie i trud dnia codziennego, który potrafi odbić się na mojej twarzy. Przypomina mi  poniekąd kulki Guerlain, tyle że nie matuje tak jak one. 


Ciężko sklasyfikować kolor. Według mnie jest to bardzo jasny beżowy, szampański odcień z diamentowymi drobinkami. Sprawdzi się przy każdej karnacji, bo dobrze stapia się ze skórą. Mimo suchej konsystencji nie podkreśla rozszerzonych porów, daje miękkie wykończenie makijażu. Bardzo lubię go używać nie tylko jako pudru, ale też do standardowego rozświetlania kącików oczu, łuków brwiowych oraz łuku kupidyna. Nie lubię go natomiast stosować na kości policzkowe, ponieważ jest tam praktycznie niewidoczny.

Z lewej strony naturalne światło, z prawej sztuczne. Smarowane na bogato ;)


Początki były trudne, ale ostatecznie doceniłam jego zalety, szczególnie przy codziennym makijażu. Dopełnia go w subtelny sposób, dając lekki glow, bez przesadzonego efektu. Polecam go wszystkim osobom szukającym bardziej naturalnego i delikatnego rozświetlenia. 

9.08.2013

Jak mus to mus! / SLEEK, BOURJOIS

Jeżeli jesteście takimi samymi kosmetycznymi freakami jak ja, to wiecie że Bourjois wypuściło letnią kolekcję. Jak zwykle takie rarytasy nie są u nas dostępne. W skład Summer Riviera wchodzi baza brązująca, która jest bardzo podobna do tej z Chanel. Początkowo opierałam się i nie miałam w ogóle zamiaru jej kupować, jednak kobieta zmienną jest ;) 

źródło
Spotkałam się z wieloma pozytywnymi recenzjami na polskich blogach. Natomiast decyzję o zakupie podjęłam po przeczytaniu posta mojej You Tube Guru - Essie. Dodatkowo poinformowała, że Bronzing Primer jest obecnie przeceniony na Asos (kosztuje około 40 zł), a tam wysyłka jest za darmo... to ten tego ... grzechem byłoby nie kliknąć ;) Poza tym polubiłam się ostatnio z kolorowymi kosmetykach w formie musu. Lubię podkłady, róże, to najwyższy czas spróbować brązera! 

źródło

Z innych nowości, to czekam jeszcze na pojawienie się nowej limitki Sleeka - Vintage Romance.  Podoba mi się całość, włącznie z różem. Ma ukazać się we wrześniu i coś czuję że sprawię sobie urodzinowy prezent. Musowo! 

8.08.2013

Tanioszka / JOURSNA, SENSE&BODY Pędzle do makijażu

Moje zamiłowanie do pędzli rośnie razem z moją kolekcją ;) Dzisiaj dotarły do mnie kolejne Joursna zamówione z Ebay. Poprzednie, które pokazywałam w poście Chiński zamiennik sprawdziły się tak dobrze, że postanowiłam dokupić jeszcze dwa. Recenzja oczywiście się pojawi, ale jeżeli wahacie się czy warto, to daję Wam zielone światło :)


Według mnie są naprawdę solidnie i dobrze wykonane. Nic się z nimi nie dzieje, włosie nie wypada i bardzo dobrze się konserwują. Używam ich od miesiąca czy nawet dłużej, a moja wstępna opinia cały czas jest pozytywna. Włosie choć syntetyczne jest miękkie oraz elastyczne, świetnie współpracuje z różnymi kosmetykami. Sprawdzają się znakomicie i jestem z nich całkowicie zadowolona. 


Natomiast kolejne trzy pędzelki Sense&Body kupiłam w Hebe. Największym skarbem okazał się ten do pudru. Dwa pozostałe są w porządku, jednak wiele innych marek ma podobne w swojej ofercie. Co je wyróżnia? Cena!
Co prawda kupiłam je w promocyjnej, ale regularna też nie jest wysoka. Pędzel do pudru kupiłam za 13 zł (normalna to chyba 15), do podkładu 8zł, a do cieni 6zł. 


Wykonane są z włosia syntetycznego, więc domywają się bez problemu. Najmniejszy świetnie sprawdza się do korektora. Mają lekkie plastikowe rączki, ale sprawiają wrażenie trwałych. 


Najdłużej używam pędzla do pudru, który serdecznie polecam. Ma uniwersalny kształt, trochę spiczasty, więc sprawdzi się do każdego kosmetyku. Najczęściej używam go do różu lub bronzera, ponieważ przy jego pomocy uzyskuję naturalny efekt. Czujecie się skuszeni? 

7.08.2013

Zmiany

Zmiany są dobre, jeżeli są zmianami na lepsze- tak sobie zawsze powtarzam. Kiedy zakładałam bloga kilka lat temu miał być tylko dodatkiem do mojego kanału na YT. Wtedy nie przypuszczałam, że całkowicie przerzucę się na blogowanie. Pewne decyzje, które podjęłam przy jego zakładaniu bardzo mi ciążyły i postanowiłam wszystko odkręcić.



Już jakiś czas temu wykupiłam domenę, żeby adres bloga był prostszy i łatwiejszy do zapamiętania (www.iwetto.com). Postanowiłam też pożegnać się z nazwą Black Beauty Bag, ponieważ istnieje już taka na zagranicznym blogspocie. Od dzisiaj blog będzie znany pod moim nickiem, czyli Iwetto. Z obserwacji wiem, że i tak większość z Was nie pamiętała wcześniejszej nazwy i w statystykach zawsze szukała go po moim nicku. Od dzisiaj jest tu tylko Iwetto :) 

Zapraszam też Was na: 

Przy okazji prośba też do innych blogerek, żeby jeszcze raz dodały mojego bloga do blogrolla ;) 

5.08.2013

Słoiki / WELLNESS & BEAUTY, AVON

W moje ręce wpadły ostatnio dwa uroczo zapakowane kosmetyki i taka forma bardzo mi się spodobała. Słoik z "old schoolowym" zamknięciem przypomina babcine przetwory. Co prawda wykonany jest z plastiku i nie jest zbytnio trwały, ale przynajmniej ma szczelne zamknięcie. A jaką skrywa zawartość? 


Pierwszy słoik to solny peeling do ciała z algami i minerałami morskimi Wellness&Beauty (Meersalz-Ol-peeling). Dostępny w Rossmannie za około 13 zł. Od pierwszego użycia stał się moim faworytem, bo peelinguje mocno! Do tego stopnia, że naprawdę się nim podrapałam. Może wyjdę na masochistkę, ale to lubię ;) Oczywiście można stopniować jego siłę, bo wystarczy zwilżyć skórę i już robi się subtelniejszy. Ja poszłam na żywioł i aplikowałam na sucho. Mało tego potrafił nieźle szczypać jeżeli używałam go na podrażnioną skórę, czyli np podrapaną lub po depilacji. O tak, to było przyjemne! 


Atutem jest też morski zapach, który miło odświeżał podczas upalnych dni, a także dawał uczucie czystości i komfortu. Tęskniłam za nim przy myciu innym kosmetykiem, więc bardzo zapadł mi w pamięć. 
Efekt na skórze też pozostawiał świetny. Oprócz szorowania dodatkowo nawilżał, dzięki zawartemu olejkowi. Skóra była po nim miękka i  lekko natłuszczona, ale nie tak bardzo jak np po peelingu cukrowym Farmony. Po takim zabiegu nie miałam już potrzeby sięgać po inne balsamy czy masła.
Obie konsystencje czyli sól oraz olejek, potrafią się rozwarstwić. Przed każdym użyciem musiałam je na nowo połączyć mieszając paluchami w słoiku. Nie uważam tego za jakąś poważną wadę, jednak uprzedzam, żeby nikt nie był zaskoczony ;) Natomiast jest to pozytywna informacja dla tych, co nie lubią natłuszczenia- zawsze można odlać nadmiar olejku.


Drugi słoik to masło do ciała z minerałami Morza Martwego marki Avon (Planet Spa). Dostałam je w prezencie i trochę mnie teraz zszokowało, bo zobaczyłam cenę. 42 zł za 200ml to sporo, ale jak wiadomo w Avonie zawsze są promocje.
Tutaj już nie będzie takich zachwytów, szczególnie w kwestii zapachu. Miałam jeszcze z tej serii maskę do włosów i pachniała tak samo, więc przypuszczam że cała seria ma taki "męski" aromat. Przypomina mi krem do golenia. Jest bardzo intensywny - czuć go przed zaśnięciem, rano i na dodatek bardzo przechodzi nim piżama. Na dzień to już w ogóle nie wyobrażam sobie żeby się nim wysmarować. 
Warto się jednak przemóc, bo dobrze pielęgnuje. Przy częstym użytkowaniu (co jest nie lada wyczynem przy tym zapachu) daje bardzo dobre efekty. Ma dosyć gęstą konsystencję, jednak dobrze rozprowadza się na skórze. Nie maże się i wchłania całkiem szybko nie pozostawiając na skórze lepkiego filmu (no chyba, że przesadzi się z ilością). Działanie świetne, ale miłości niestety nie będzie, ze względu na zapach. 


Tyle na temat zawartości, ale jeszcze wtrącę kilka słów na temat opakowania. Jeżeli ktoś z Was chciałby kupić dla samego słoika, to nie polecam peelingu. Sól wyżera metalowe zamknięcie i po zużyciu kosmetyku wygląda nieestetycznie. Nawet na waciki się nie nadaje, co najwyżej na śrubki czy gwoździe. Mimo wszystko i tak kupię go ponownie, bo zdziera fenomenalnie!


3.08.2013

Grubasek od BOURJOIS / Color Boost 02 Fuschia Libre

Nareszcie! Znalazłam kredeczkę idealną, która spełnia wszystkie moje wymagania. Sądziłam że po przygodzie z Revlonem i Sephorą, taka się nie znajdzie, natomiast marka Bourjois sprawiła mi wielką radochę. Mowa oczywiście o pomadkach w kredce Color Boost



Kosztuje około 25 zł i jest dostępna w czterech kolorach. Nad tym trochę ubolewam, bo tylko dwa z nich mi przypasowały i tylko 02 Fuchsia Libre trafiła do mojej kosmetyczki. Jak sama nazwa wskazuje, wybrałam dla siebie intensywny róż, można by rzec fuksjowy. Niech Was nie zmylą swatche, tak naprawdę jest to głęboki i nasycony kolor, który jednak ciężko było mi uchwycić na zdjęciach. 


Przejdźmy do zachwytów :) Aplikacja jest bezproblemowa, pomadka sunie gładko i nie zostawia żadnych grudek. Usta jednolicie pokrywa kolorem, nie tak jak Revlon. Efekt oczywiście można budować, bo nawet w dużej ilości nie wygląda przesadnie i zachowuje lekką oraz nieklejącą formułę. Przypomina mi bardzo dobrze napigmentowaną szminkę nawilżającą, która łączy w sobie zalety pomadki i błyszczyku. Nie podkreśla skórek, a wręcz je pielęgnuje. Ideał jak dla mnie! 
Utrzymuje się całkiem długo, ponieważ kolor delikatnie wżera się w wargi. Natomiast dosyć szybko znika efekt tafli, ale wystarczy ponowić aplikację, żeby znowu się pojawił ;) Zjada się równomiernie i nie zbiera w kącikach. Kolejnym plusem jest brak zapachu i smaku! Nawet nie wiecie jak to potrafi uprzykrzyć życie, u mnie powoduje duży dyskomfort. 


Według mnie Bourjois postawił wysoko poprzeczkę i pozostałe moje kredki nie sięgają mu do pięt. Według mnie to prawdziwy ideał, szczególnie w okresie letnim, bo posiada SPF 15. Szczerze polecam przyjrzeć się jej bliżej, bo jako szminkomaniaczka jestem całkowicie usatysfakcjonowana! 

.

JAKO AUTORKA BLOGA NIE WYRAŻAM ZGODY NA KOPIOWANIE, POWIELANIE LUB JAKIEKOLWIEK INNE WYKORZYSTYWANIE W CAŁOŚCI LUB WE FRAGMENTACH TEKSTÓW I ZDJĘĆ Z SERWISU INTERNETOWEGO www.iwetto.com BEZ MOJEJ WIEDZY I ZGODY (PODSTAWA PRAWNA: DZ. U. 94 NR 24 POZ. 83, SPROST.: DZ. U. 94 NR 43 POZ. 170).