Przy ostatnich promocyjnych szaleństwach starałam się opanować i nie kupować niczego zbędnego. Zdecydowałam się na kosmetyki, które chodziły za mną od dłuższego czasu. Nie ukrywam, że nie było łatwo, bo promocja Rossmannowa była bardzo kusząca.
Kolejna pomadka
Loreal Rouge Caresse od dawna była w planach. Uwielbiam ją za konsystencję i ogólnie jakość, więcej
możecie przeczytać TUTAJ. Wybrałam
06 Aphrodite Scarlet, za którą zapłaciłam około 26zł. Skusiłam się także na bardzo popularny
lakier Max Factor - jest boski! W tym wypadku zamiast 19zł zapłaciłam około 11zł.
Przy okazji skorzystałam też z kuponu wydrukowanego z portalu Rossnet, na żel Original Source. Chciałam spróbować któregoś z edycji limitowanej. Niestety nie miałam możliwości wyboru, bo na półce była tylko wersja pomarańcza z lukrecją. Zapłaciłam za niego 5,19 więc opłacało się druknąć kupon :)
Moją pełną recenzję tych żeli
możecie przeczytać TUTAJ . Ogólnie ze wszystkich byłam zadowolona pod względem konsystencji, pielęgnacji czy rozprowadzania na ciele. Istotne są zapachy, ponieważ marka Original Source proponuje bardzo ciekawe kombinacje. Niektóre bardzo mi się spodobały, inne mniej, ale już mogę Wam napisać, że lukrecja i pomarańcza zdecydowanie należy do moich ulubieńców. Ma więcej słodkości niż orzeźwiającej nutki, jest bardzo przyjemny w odbiorze i świetnie komponuje się z klimatem zimowo- świątecznym.
Mojej uwadze nie mogła też umknąć nowa kolekcja
lakierów Golden Rose Jolly Jewels. Bardzo spodobał mi się odcień 115, który ma mleczno-niebieską bazę, z zatopionymi różnej wielkości brokacikami. Ich kolory są różne, ode niebieskości, zieleni i róże, po srebro i pomarańcze. Całość na paznokciach prezentuje się magicznie . Niestety na zdjęciach ten urok znika, więc musicie mi uwierzyć na słowo ;)
Ponieważ nie mogłam się powstrzymać kiedy otworzyłam paczkę (kupiłam na Allegro za 12,90), nałożyłam go na lakier który już miałam na paznokciach. Bazą jest Vanilla Cupcake z Rimmela. Sam Jolly Jewels wydał mi się średnio kryjący, poza tym miałam nadzieję (patrząc po zdjęciach producenta), że będzie bardziej mleczno-różowy. Okazał się inny, więc pewnie będę go nakładać na jakieś lakiery w odcieniu nude.
Do paczki dorzuciłam jeszcze za 3,90 konturówkę do ust Emily w odcieniu 204 (na zdjęciu kolor przekłamany). Ma świetną miękką konsystencję i idealny kolor, jednak ma bardzo poważny minus. Nie wiem czy została mi wysłana stara czy wszystkie pozostałe też charakteryzuje zapach starej pomady? Jeżeli je miałyście dajcie znać, jak jest w rzeczywistości. Ja mam zamiar ją mimo wszystko reklamować u sprzedawcy, bo jest to na tyle uciążliwe, że nie da się jej nosić na ustach.
I wierzcie lub nie, ale to już koniec moich zdobyczy :) Tak, tylko tyle. Zbliżają się święta, więc zaczynam się już rozglądać za upominkami dla moich bliskich. Zawsze robię to wcześniej, żeby nie kupować nic z przypadku, tylko żeby każda rzecz była przemyślana i trafiła w gust obdarowywanej przeze mnie osoby. Jest to zdecydowanie przyjemniejsze, niż kupowanie dla siebie. Jestem ciekawa czy też już zaczęłyście poszukiwania i co złowiłyście w Rossmanie?