26.05.2015

Pędzel do makijażu // REAL TECHNIQUES EXPERT FACE BRUSH


Przy okazji recenzji podkładu Max Factor Face Finity /klik/ zdałam sobie sprawę, że do tej pory nie napisałam o jednym z moich ulubionych pędzli Real Techniques. Używam go niemal codziennie, więc trzeba nadrobić to przeoczenie. Szczególnie że pędzel jest godny polecenia, zwłaszcza jeśli szukacie czegoś odpowiedniego oraz uniwersalnego do makijażu twarzy. Expert Face Brush marki Real Techniques będzie bardzo dobrym wyborem. Kosztuje około 50 zł i dostępny jest w polskich drogeriach internetowych. Całkiem niedawno marka pojawiła się również w Rossmannie, ale w żadnym pobliskim punkcie jeszcze nie go nie znalazłam.


Wracając jednak do bohatera dzisiejszej notki, jak sama nazwa wskazuje jest to ekspert przy wykonywaniu makijażu twarzy. Posiada syntetyczne włosie o owalnym przekroju i języczkowym kształcie. Expert Face Brush jest bardzo zbity, a zarazem miękki oraz puszysty. Dzięki tym właściwościom równomiernie rozprowadza różnego rodzaju kosmetyki. Najczęściej polecany jest do podkładu i szczerze mówiąc sama w ten sposób używam go regularnie. W umiarkowany sposób wchłania kosmetyk, nie absorbuje go całkowicie, ale wpływa na trochę większe zużycie. Równie dobrze można nim nakładać inne kremowe produkty, jak na przykład bronzer lub róż do policzków. Tak samo niezastąpiony jest przy aplikacji suchych kosmetyków, zwłaszcza wypiekanych, które charakteryzują się twardą powierzchnią. Dobrym przykładem jest róż do policzków marki Bourjois, który pewnie większość z Was dobrze zna, a nawet posiada. Przy pomocy pędzla RT nie ma większych problemów z nabraniem odpowiedniej ilości oraz rozprowadzeniem na twarzy. 

Kolejną zaletą jest jego wytrzymałość. Służy mi dwa lata i nie zauważyłam jeszcze żeby wypadł chociaż jeden włosek. Nic się z nim dzieje, nie zmienił kształtu, nie rozkleił się i nie starły się napisy. Domywa się do czysta i szybko schnie (wieczorem myję, rano jest już gotowy do pracy). Upłynęło już tyle czasu, a mój egzemplarz wygląda jak świeżo wyjęty z opakowania. W sumie jeszcze na żadnym pędzlu tej marki się nie zawiodłam, dlatego mam ich tak dużo - są naprawdę warte inwestycji.

 - Produkt wegański, nietestowany na zwierzętach.

24.05.2015

Ulubione kosmetyki pod oczy // YONELLE, TOŁPA, MAC, LAURA MERCIER, NYX


Mam wrażenie, że po przekroczeniu magicznej trzydziestki skóra pod oczami momentalnie przeszła metamorfozę. Skończyły się lata beztroski, a zaczęła prawdziwa walka z widoczną doliną łez. Kremów pod oczy używałam regularnie, ale zawsze były to lekkie oraz nawilżające emulsje. Z czasem zaczęłam używać również korektora, później rozświetlacza, a ostatnio dołączyło jeszcze serum. Zanim się obejrzałam uzbierałam cały arsenał do walki z widocznymi już zmianami wokół oczu, że nie wspomnę jeszcze o masażach, które mają ten cały destrukcyjny proces spowolnić. Przejdźmy jednak do tej materialnej kwestii, czyli kosmetyków których obecnie używam.


Wspominałam o nim już kilka razy i to jest moje prawdziwe odkrycie, dlatego szerzę te pochwały gdzie tylko mogę ;) Ma postać wodnistego żelu, który bardzo szybko się wchłania nie pozostawiając uczucia ściągnięcia. Mam wrażenie, że przyspiesza również wchłanianie kremu. Stosuję je dwa razy dziennie, czyli pod makijaż oraz wieczorem. Nie należy do najtańszych, ale jest niezwykle wydajne. Do aplikacji nie używam nawet pipety, tylko ściągam nadmiar który na niej się znajduje i nakładam na skórę wokół oczu, a nawet na fałdy nosowo -wargowe. Ogólnie jest to obecnie podstawa mojej pielęgnacji wokół oczu i widzę zdecydowaną poprawę, ale z pełną recenzją jeszcze się wstrzymam. 

Posiadam obecnie kilka korektorów, ale ten najbardziej upodobałam sobie do stosowania pod oczy. Obecnie nakładam go trochę inaczej niż opisywałam w recenzji. Używam go w duecie z rozświetlaczem MAC, dlatego nie aplikuję go na cały obszar pod oczami, tylko w wewnętrznym kąciku przy nosie. Wystarczy dosłownie jedno pacnięcie aplikatorem i roztarcie, żeby uzyskać dobre krycie, bez ciężkiego efektu. Poza tym jasny kolor - Porcelain dodatkowo bardzo ładnie rozjaśnia. Używam go w małej ilości, więc nic się nie waży i nie zbiera w zmarszczkach, do końca dnia trzyma się na swoim miejscu.

MAC Prep+Prime Highlighter Radiant Rose Rozświetlacz
Kiedy używałam korektora NYX brakowało mi dodatkowego rozświetlenia, dlatego dokupiłam ten kosmetyk. Nakładam go pod oczami mniej więcej od środkowa do zewnętrznego kącika. Posiada różowy odcień, więc cudownie rozświetla spojrzenie. Do tego ma lekką konsystencję, która błyskawicznie się wchłania, a wygodny aplikator w postaci pędzelka przyspiesza oraz ułatwia proces aplikacji. Bardzo go lubię, ale jeśli szukacie tańszej alternatywy to szczerze polecam wypróbować korektor pod oczy L'Oreal Lumi Magique /recenzja/.


LAURA MERCIER Secret Brightening Powder Puder rozświetlający do okolic oczu
Cudo! Bardzo drobno zmielony puder idealnie utrwala i scala ze sobą korektor oraz rozświetlacz. Po nałożeniu pod oczy dzieje się magia, czyli pięknie rozświetla i optycznie spłyca zmarszczki, wygładza oraz przedłuża trwałość makijażu. Co najważniejsze nie wysusza skóry oraz pomimo białego koloru nie jest w ogóle widoczny. Swój egzemplarz kupiłam na Strawberrynet.com, ale jest też dostępny w Douglasie.

TOŁPA Biały Hibiskus 30+ Rewitalizujący krem uelastyczniający pod oczy
Naczytałam się wielu zachwytów na temat tego kremu i niestety trochę się rozczarowałam. Nie jest to zły produkt, ponieważ całkiem dobrze nawilża, szybko się wchłania i nie podrażnia. Jednak jego działanie okazało się dla mnie niedostateczne, dlatego wspomagam się serum. Nie wygładził i nie poprawił wyglądu skóry wokół oczu, więc do niego nie wrócę. Według mnie zdecydowanie lepszy w kwestii nawilżenia był krem Phramaceris A Opti-Sensilium - Duoaktywny krem przeciwzmarszczkowy pod oczy /recenzja/.


RIVAL DE LOOP Anti-Aging Pflege Maseczka pod oczy i na powieki
Kosztuje około 2 zł, więc warto wypróbować. Podzielona jest na cztery części i każda dedykowana jest do jednorazowej aplikacji. Dla mnie taka ilość okazała się zbyt duża, więc wycisnęłam maseczkę do pojemniczka. Można ją stosować również w roli tradycyjnego kremu pod oczy. Posiada dosyć treściwą konsystencję, ale bardzo szybko się wchłania, więc można ją stosować również pod makijaż. Osobiście wolę na noc i w bardzo małych ilościach. Zawiera masło shea oraz różnego rodzaju olejki jak macadamia, sojowy i z pestek winogron, więc w dużej ilości obciążała mi skórę pod oczami. Stosowana z umiarem  jako krem sprawdza się świetnie.

Na koniec wspomnę jeszcze o rewitalizującym roll-onie pod oczy Elixir 7.9 marki Yves Rocher, który ma za zadanie usuwać oznaki zmęczenia oraz rozświetlać spojrzenie. Dzięki wygodnej tubce z trzema metalowymi kulkami wydał mi się fajnym i szybkim w użyciu kosmetykiem na rano. Kulki przyjemnie chłodzą, lekka, żelowa konsystencja szybko się wchłania, więc pod makijaż jak znalazł. Małym minusem są złote drobinki, ale pod korektorem nie są praktycznie widoczne. Wszystko pięknie, tylko w moim przypadku kosmetyk okazał się zbyt słaby w działaniu i nie zauważyłam, żadnej pozytywnej zmiany oprócz lekkiego nawilżenia. 

Wyszedł post tasiemiec, ale przedstawiłam Wam wszystkie kosmetyki których obecnie używam do pielęgnacji skóry wokół oczu. Chętnie poznam Wasze sprawdzone kosmetyki, więc piszcie czego obecnie używacie i co polecacie!

22.05.2015

BRITTANY // ZOYA NATUREL SATIN


Od dawna podobają mi się lakiery do paznokci z półmatowym wykończeniem, dlatego nie potrafiłam być obojętna wobec nowej kolekcji marki Zoya Naturel - Satin. Wprowadzili sześć neutralnych, pastelowych kolorów, które sprawdzą się w każdej sytuacji, niezależnie od okazji. Wybrałam dwa odcienie typowe dla mnie, czyli taupe o wdzięcznej nazwie Leah oraz mauve zwany Brittany. Kupiłam je na stronie polskiego dystrybutora Nailco po 45 zł za sztukę. 

Odcień Brittany, który prezentuję w tym poście, przez producenta został określony jako fiołkoworóżowy. Poniekąd miał być to jasny mauve, ale ma w sobie więcej różu. Przypadł mi do gustu, ponieważ ładnie komponuje się z odcieniem skóry i niezobowiązująco wygląda na paznokciach. Taki typowy bezpieczny kolor, elegancki oraz odpowiedni dla każdej grupy wiekowej.


W kwestii jakości niestety Zoya mnie nie zachwyciła. Zacznijmy od tego, że lakiery mają cienkie pędzelki, które przy mojej szerokiej płytce nie sprawdzają się zupełnie. Tutaj przechodzimy do następnego punktu czyli krycia. Emalie według skali producenta mają maksymalny poziom intensywności, ale według mnie dopiero przy dwóch warstwach. Przy jednej, nawet hojniejszej, widoczne są prześwity na mojej płytce. Maluję tylko raz, ponieważ kolejna warstwa wydłuża proces schnięcia. Poza tym lakier szybciej ściera się oraz odpryskuje, podatny jest też na wszelakie uszczerbki oraz zarysowania. Trwałość jest jego słabą stroną i niestety w tym przypadku nie mogę użyć ulubionego top coata, żeby nie popsuć matowego efektu.



Nie wiem czy pamiętacie, ale niemal identyczne wykończenie posiada lakier Wibo Chic Matte /klik/ i dostępny był w podobnym odcieniu. Nie był pozbawiony wad, dlatego skusiłam się na znacznie droższą Zoyę. Miałam nadzieję że lakier będzie trzymał się znacznie lepiej, tymczasem już po jednym dniu pojawiają się ubytki. Wnioski nasuwają się same - nie zawsze renoma idzie w parze z jakością. 

Podoba Wam się takie wykończenie? Co sądzicie o lakierach Zoya?

 - Produkt wegański, nietestowany na zwierzętach.

20.05.2015

ALPHA-H Liquid Gold // Tonik złuszczający z kwasem glikolowym


Toniki z kwasem okazały się prawdziwym objawieniem w mojej pielęgnacji twarzy. Najpierw zaczęłam od czegoś delikatnego, czyli toniku Lirene z serii Wybielanie /klik/. Następnie spróbowałam mocno rekomendowanego Liquid Gold marki Alpha-H. Dotarł do mnie na początku grudnia i od tamtej pory używałam go regularnie. Dostępne są dwie pojemności i na początek zdecydowałam się na mniejszą 100 ml. Nie pamiętam ile dokładnie kosztował, bo kupiłam go na stronie Lookfantastic.com ze znaczną zniżką.


Skończył mi się pod koniec marca, więc wydajność jest naprawdę spora. Początkowo stosowałam go codziennie, a później co drugi dzień. Sposób aplikacji jest tradycyjny, czyli wystarczy nasączyć małą ilością wacik i przetrzeć twarz. Zazwyczaj robiłam to bezpośrednio po demakijażu, czyli po przyjściu do domu. Tonik można stosować solo, czyli bez użycia kremu w celu zoptymalizowania efektów, jednak zazwyczaj przed snem wklepywałam coś jeszcze w twarz. W każdym razie w obu tych przypadkach tonik mnie nie podrażnił. Po aplikacji nie pojawiło się szczypanie, mrowienie ani żadne zaczerwienienie, tylko w nosie świdrowało od alkoholowej woni ;) Byłam w szoku, bo sądziłam że będzie bardzo mocny i przygotowałam się na natychmiastowy ratunek (jogurt naturalny chłodził się już w lodówce). Natomiast rano moja cera wyglądała o wiele lepiej i przecierałam oczy ze zdumienia, że jeden kosmetyk potrafi tyle zdziałać w jedną noc!


Dzięki Liquid Gold firmy Alpha - H moja cera zmieniła się diametralnie. Już po pierwszym użyciu dostrzegłam różnicę w jej wyglądzie, a przy dłuższym stosowaniu poprawiła się także elastyczność oraz nawilżenie. Wyrównała się powierzchnia skóry, stała się rozjaśniona i jakby napompowana, więc niedoskonałości nie były już tak widoczne. Poza tym dzięki złuszczającemu działaniu systematycznie zmniejszała się ilość zaskórników oraz zauważyłam rzadsze pojawianie się pryszczy. Cera wyglądała zdrowo i świeżo, stała się gładka, koloryt został wyrównany, a ja czułam się młodziej. Kiedy tonik mi się skończył stopniowo mijał cały ten czar, ale nie nastąpiły gwałtowne czy drastyczne zmiany. Po prostu cera wracała powoli do poprzedniego stanu.

Jestem pod ogromnym wrażeniem tego produktu i gorąco zachęcam Was do spróbowania, jeśli macie około trzydziestki lub więcej. Od pierwszej do ostatniej kropli Liquid Gold działa rewelacyjnie. Mało tego możecie odstawić wszelkie peelingi i mocno nawilżające kremy, bo z powodzeniem je zastępuje. To prawdziwy cudotwórca w niepozornym opakowaniu!

18.05.2015

Nowości // SEPHORA USA, TARTE, BIODERMA, ROSSMANN, RIMMEL, NUXE, ISANA


Ostatni post zakupowy pojawił się na początku marca, więc pora nadrobić zaległości. Generalnie wszystkie kosmetyki trafiły do mnie na przełomie marca i kwietnia, natomiast w maju nic nie kupiłam. Kusiły mnie oferty Rossmanna, Sephory, Douglasa itd, ale nie miałam czasu z nich skorzystać. Jak widać mam co zużywać, więc nawet dobrze się złożyło. Część kosmetyków kupiłam sama, a niektóre otrzymałam w ramach współpracy. W ten sposób trafił do mnie mój ulubiony płyn micelarny Sensibio marki Bioderma oraz antycellulitowy olejek Nuxe


Od marki Rossmann otrzymałam świąteczną paczkę z kosmetykami Alterra oraz Isana. Żadnego do tej pory nie miałam, więc cieszę się że kolejny raz będę mogła poznać coś nowego z ich oferty. Zaczęłam już używać mydła do rąk z ekstraktem z limonki  i bardzo polubiłam jego zapach! Idealnie wiosenny oraz orzeźwiający. Pozostałe kosmetyki, czyli malinowy żel pod prysznic, balsam do rąk i krem do ciała jeszcze czekają na swoją kolej. Tak samo jest z kremem nawilżającym do twarzy i kremem pod oczy marki Alterra. 


Kolejną przesyłkę otrzymałam od marki Rimmel. Wprowadzili nowe, wiosenne kolory lakierów 60 Seconds sygnowanych przez Ritę Ora. Posiadam już kilka ze stałej kolekcji i jestem z nich bardzo zadowolona, o czym nieraz pisałam na blogu. Tutaj muszę jeszcze nadmienić, że firma przeznacza procent z ich sprzedaży na wsparcie Fundacji DKMS. Fajnie! Poza tym do testów dostałam bazę pod makijaż i podkład Lasting Finish. Jak zwykle kolor jest dla mnie trochę za ciemny, ale wykończenie niezmiernie mi się podoba. 


Przejdźmy teraz do moich zakupów. W Douglasie kupiłam serum pod oczy Yonelle /recenzja/ i już zdążyłam pochwalić je w poście z ulubieńcami miesiąca. Gratis otrzymałam serum Clinique oraz krem Dr Irena Eris. W MACu natomiast skusiłam się na rozświetlacz Prep + Prime w odcieniu Radiant Rose. Z niego również jestem ogromnie zadowolona i używam go głównie pod oczy. Do paznokci kupiłam bazę pod lakier marki Essie oraz dwa lakiery Zoya z nowej kolekcji Satin. Szczerze mówiąc totalnie mnie rozczarowały i nawet kolory wypadły średnio. 


Na stronie Lookfantastic wypatrzyłam fajny zestaw marki First Aid Beauty. Najbardziej zależało mi na płatkach złuszczających, które polecała Iwona /klik/. Skończył mi się tonik z kwasem Alpha-H Liquid Gold, więc pomyślałam że to może być ciekawa alternatywa. W zestawie znalazł się jeszcze krem do twarzy oraz preparat do demakijażu.


I na koniec moje zamówienie zza oceanu, czyli z amerykańskiej Sephory. Oczywiście głównym celem była marka Tarte. Tym razem wybrałam jaśniejszy odcień podkładu mineralnego, którego recenzja pojawiła się już na blogu /klik/ oraz fluid. Poza tym wybrałam cień marki Josie Maran w pięknym fioletowym odcieniu. Jest cudowny i już wiem skąd tyle zachwytów na zagranicznych kanałach You Tube! Skreśliłam też kolejny punkt z mojej tegorocznej wish listy /klik/, ponieważ nareszcie kupiłam puder do twarzy Hourglass. W realizacji pomogła mi Marta z bloga Hunger for Beauty /klik/ za co jestem jej bardzo wdzięczna i to właśnie od niej otrzymałam błyszczyk Maybelline :)


Dajcie znać czy mieliście któryś z kosmetyków i jak się u Was sprawdził :)

10.05.2015

Ulubieńcy kwietnia // CLARINS, KIKO, PAT & RUB, HIMALAYA, MAC


Witam Was po krótkiej przewie :) Troszkę czasu minęło od ostatniego posta i pewnie dla Was była to tylko chwila, ale dla mnie minęły całe wieki. Doszłam do wniosku, że najlepszym postem na rozruszanie bloga będą ulubieńcy kwietnia. Standardowo ograniczę się tylko do kilku produktów. Dla mnie są to prawdziwe skarby, takie które totalnie mnie zachwycił, więc mam nadzieję że Was również zainteresują.


HIMALAYA Herbals Sparkly White Pasta do zębów
Pasta do zębów to taki prozaiczny kosmetyk i w zasadzie rzadko pojawia się na blogu. Teoretycznie nie ma tu nic odkrywczego, bo myje, odświeża i ma przyjemny smak. Jednak jako jedna z nielicznych past ziołowych bardzo dobrze wybiela, nie zawiera fluoru i nie powoduje nadwrażliwości zębów. Piję sporo herbaty oraz kawy, dlatego cieszę że w końcu znalazłam pastę, której mogę używać codziennie bez większych obaw. Tubka wystarcza na bardzo długo, a jej cena oscyluje w granicach 10-15 zł. Na pewno kupię kolejną, jak tylko odwiedzę Super-Pharm. 

Pierwszy raz miałam przyjemność używać tuszu do rzęs marki Clarins i muszę przyznać, że ten konkretny zakup był strzałem w dziesiątkę. Całkowicie spełnił moje oczekiwania pod względem jakości i mimo, że kosztuje trochę więcej niż moi drogeryjni faworyci, to bez wahania kupiłabym go ponownie. Posiada szereg zalet, które cenię sobie w tuszach do rzęs, ale jego 'największą' jest mała szczoteczka. Okazała się bardzo poręczna przy podkreślaniu zarówno dolnej jaki i górnej linii rzęs. Świetnie rozczesuje oraz rozdziela, a także podkręca i wydłuża rzęsy. Przekonałam się, że nie jest wcale potrzebny jakiś fikuśny czy innowacyjny kształt, żeby uzyskać satysfakcjonujący efekt. 


KIKO Kiss Balm #06 Blackberry
Ten balsam początkowo nie wzbudził mojego zachwytu. Pamiętam jak wyszłam z salonu Kiko i pierwsze co zrobiłam po zakupach, to rozpakowałam właśnie tę pomadkę. Spodobał mi się jej waniliowo-budyniowy zapach, jednak maślana konsystencja oraz słaba pigmentacja trochę ostudziły moje emocje. Wzięłam go do pracy, postawiłam przy monitorze i nawet nie wiem kiedy zużyłam ponad połowę! Poniekąd się uzależniłam ;) Kolor faktycznie po pierwszej aplikacji nie jest widoczny, ale nabiera mocy przy kolejnych warstwach. Do tego jest taki niewymagający, idealnie komponuje się z każdym makijażem. Dobrze pielęgnuje usta i chyba nie muszę dodawać, że ze względu na opakowanie ładnie prezentuje się na biurku ;)


O tym produkcie słyszałam wiele dobrego, ale jak na tonik jest dosyć drogi. Cierpliwie czekałam z zakupem na dobrą okazję, a jak pewnie wiecie tych nie brakuje na stronie producenta. Ostatecznie udało mi się go kupić za połowę ceny i nie żałuję. Odkąd dołączyłam tonik do swojej porannej oraz wieczornej pielęgnacji cery zauważyłam znaczną poprawę w jej nawilżeniu. Poza tym pomógł mi wyrównać koloryt i zlikwidował zaczerwienienia. Przelałam go do opakowania z atomizerem, aby większą ilością zraszać twarz i mam wrażenie, że dzięki temu otrzymuję jeszcze lepsze efekty. Atutem jest też naturalny skład, który nie spowodował u mnie podrażnienia.

MAC Prep + Prime Highliter Rozświetlacz w pisaku #03 Radiant Rose /recenzja/
Oczywiście wybrałam wersję różową, która idealnie pasuje do mojej karnacji. Nie ma zbyt dużego krycia, bo nie jest to jego głównym zadaniem, ale świetnie sprawdza się do rozświetlenia skóry pod oczami. Po roztarciu różowy odcień w ogóle nie jest widoczny, ładnie stapia się z cerą oraz optycznie rozjaśnia. Stosuję go razem z korektorem NYX HD Photogenic /recenzja/ i w tym momencie uważam, że jest to mój duet idealny. Uzyskuję należyte krycie, ładne rozświetlenie, a całość prezentuje się naturalnie. Rozświetlacz Mac jest kosmetykiem uniwersalnym, ale osobiście używam go głównie w tym celu.

Jak zawsze jestem ciekawa Waszej opinii o moich ulubieńcach, więc czekam na komentarze :)

.

JAKO AUTORKA BLOGA NIE WYRAŻAM ZGODY NA KOPIOWANIE, POWIELANIE LUB JAKIEKOLWIEK INNE WYKORZYSTYWANIE W CAŁOŚCI LUB WE FRAGMENTACH TEKSTÓW I ZDJĘĆ Z SERWISU INTERNETOWEGO www.iwetto.com BEZ MOJEJ WIEDZY I ZGODY (PODSTAWA PRAWNA: DZ. U. 94 NR 24 POZ. 83, SPROST.: DZ. U. 94 NR 43 POZ. 170).