30.11.2011

Dzień darmowej dostawy

 30 listopada nareszcie nastał! Co może oznaczać tylko jedno (oprócz powstania listopadowego ;) !
Dzień darmowej dostawy! 

W dzisiejszym dniu, każdy sklep biorący udział w akcji wysyła towar za darmo, niezależnie od kwoty zamówienia czy ilości. Listę sklepów znajdziecie TU .

W tym roku nie biorę udziału, ponieważ robiąc wstępny rekonesans po sklepach nie zauważyłam nic godnego uwagi dla mnie. Kosmetyków mam zapas, prezenty świąteczne też już prawie wszystkie kupione (wiem! szybko! Ale musiałam rozłożyć koszty na budżet kilkumiesięczny ;)), więc teoretycznie nic mnie nie kusi. Jednak jest kilka firm kosmetycznych , które mogą Was zainteresować:

Ladys -nails - paznokciowy asortyment
Organeo  - kosmetyki naturalne
Jadwiga - firma kosmetyczna, już dosyć znana ;)
Shop-dent - Firma dentystyczna-robiłam już u nich kilkakrotnie zakupy,więc polecam. Może kupie zapas wymiennych szczoteczek do mojej elektronicznej szczoty? 
Tołpa - dosyć znana firma kosmetyczna, między innymi oni produkują sławny żel do mycia twarzy z Biedronki ;D
Beauty blender - sławne różowe jajo 
Zdro-vita - apteka, która sprzedaje też apteczne kosmetyki
Lumiere - drogeria z kosmetyki z wyższej półki
Clatronic - firma produkująca sprzęt AGD, czyli prostownice, suszarki,masażery.
 Loccitane - kosmetyki ekologiczne- naturalne
AA Cosmetics - znana marka, której chyba nie muszę przedstawiać.
Bandi - podobno fajne mają kremiki, ale jeszcze nie próbowałam.

I wiele, wiele więcej. To jest tylko moja skromna, subiektywna lista. Większość dosyć znanych marek, ale sama nie robiłam jeszcze u nich zakupów. W akcji natomiast brałam udział rok temu, zamawiając sobie trochę książek. Ogólnie byłam zadowolona, chociaż trzeba było trochę poczekać na realizację zamówienia. Raz, że był okres przedświąteczny, więc kurier się nie wyrabiał z dostarczaniem na czas, dwa- firma nie miała wszystkich pozycji bezpośrednio i trzeba było czekać na dowóz z magazynu. I nie wiem czy pamiętacie, ale w zeszłym roku o tej porze już mieliśmy niezłe śnieżyce ;) O tak! W tym roku pogoda traktuje nas łagodnie i nad wyraz ciepło!

I jeszcze mała przestroga z zakupami przez internet. Niektóre firmy nie są tak uczciwe i posuwają się wręcz do oszustwa. Nie mam tutaj na myśli firm biorących udział w akcji, ale ten konkretny przypadek:

Setka oszukanych przez sklep internetowy

Także uważajcie i róbcie zakupy u zaufanego przedsiębiorcy czy producenta. Oczywiście firma tego typu jest nastawiona na duży, szybki zysk ,więc prędzej będzie handlowała drogim sprzętem niż kosmetykami. Jednak chciałam Wam pokazać mechanizm działania takiej firmy.

I dajcie koniecznie znać czy braliście już udział w akcji, czy macie zamiar i ewentualnie, co sądzicie o firmach. Jak wspomniałam, jeszcze nie robiłam u nich zakupów, a Wasza opinia na pewno będzie pomocna dla innych czytelników :) 
Z góry ślicznie dziękuję i zapraszam do komentowania!

28.11.2011

Do trzech razy sztuka!

Ostatnio w Rossmanie trafiłam na ciekawą promocję Original Source. Do jednego zakupionego produktu tej marki, dostawało się gratis mydełko w żelu. Obojętne jaki to był kosmetyk, czyli czy żel pod prysznic, czy płyn do kąpieli, czy inne mydło w żelu. Niestety nie można było wybrać innej wersji zapachowej samego gratisu, czyli odgórnie był przyznawany lawendowy. Do tego zapachu mam stosunek ambiwalentny, ponieważ lawenda zawsze kojarzy mi się z kulkami na mole, które pachną dosyć intensywnie. Z tego powodu nie zawsze lubię czuć lawendę w kosmetykach, jakoś mnie odstrasza. No chyba, że sama woń jest bardzo subtelna -wtedy jest ok. 

Niestety w przypadku mydła Original Source Lavender & Tea Tree nie jest ok. Aromat jest dla mnie zbyt intensywny, wręcz czuć ostry zapach zielska. Na pewno więcej go nie kupię. Natomiast z półki kusiła mnie wersja Raspberry & Vanilla. Jak wiecie uwielbiam zapach malin, więc na pewno je przetestuję. Chociaż z drugiej strony odstręcza mnie wanilia i mam nadzieję, że nie będzie dominować.

Jeżeli chodzi o żel pod prysznic Mango & Macadamia, to jest to mój zdecydowany faworyt. Ma bardzo przyjemny zapach i wcale nie słodki. Po prostu przyjemny, relaksujący. Ma też miłą dla skóry kremową konsystencję. Bardzo go lubię i coś czuję, że szybko się skończy, ponieważ moja druga połowa oświadczyła, że zaczęła go używać i jest to już NASZ żel pod prysznic ;)

Zanim trafiłam na Mango, miałam jeszcze dwa inne żele, które jednak średnio mi się spodobały. Latem zdecydowałam się na wersję orzeźwiającą czyli Mint & Tea Tree. Zapach mięty jednak był na tyle intensywny, że aż ziemisty. Bardzo pobudzał do życia i dawał uczucie chłodu po kąpieli, ale jednak przez ten zapach odczuwałam dyskomfort. Mojemu narzeczonemu też nie przypadł do gustu, więc więcej go nie kupimy.

Ostatnim żelem, którego używałam jest Dragon fruit & Capsicium. I tutaj też się zawiodłam, chociaż zapach wydaje mi się uniwersalny. Dużą zaletą było to, że nie był męczący. Bez problemu używałam go codziennie i nie czułam przesytu. Jednak nie umiem go opisać. Przywodził mi na myśl męskie kosmetyki, dlatego dla mnie jest to wersja uniseks ;D

Jak widzicie z zapachami bywa różnie, jedne przypasują, inne nie. Ale jest jedna zaleta żeli Original Source, dla której cały czas próbuję innych wersji ich produktów. Mianowicie opakowanie! Dawno już nie spotkałam się z tak świetnie przemyślaną tubą. Wszystko spływa bez problemu do ostatniej kropelki, a zamknięcie chroni przed samoczynnym wylewaniem się kosmetyku. Nie raz już mi się zdarzyło, że jak odwracałam opakowanie do góry nogami to wylatywało mi za dużo żelu. Było to frustrujące, bo między innymi nieekonomiczne. Dlatego warto poszukać wśród tych żeli, wersji dla siebie. Dodatkowo fajnie myją, dobrze się pienią i spełniają wszystkie wymogi codziennej higieny.

A Wy mieliście już przyjemność ? A może macie już swój ulubiony OS? 
Czekam na Wasze komentarze ;D

15.11.2011

Real Techniques

Kto zna siostry Pixiwoo? Ręka do góry!
Nie od dziś wiadomo, że siostry robią na YT świetne tutoriale makijażowe, że są rewelacyjne w tym co robią i warto czerpać od nich inspirację. Dzięki nim naprawdę można podszkolić się w sztuce makijażu.

A dla niewtajemniczonych dodam, że jedna z sióstr- Samantha Chapman, zaprojektowała kilka pędzli do makijażu dla Real Techniques. Do tej pory miałam zamiar ściągnąć je z UK, ale kilka dni temu dotarła do mnie świetna wiadomość na Facebooku. Mianowicie pędzle też już są dostępne w Polsce w internetowym sklepie Alledrogeria.pl .
Myślę, że jest to świetna informacja dla dziewczyn, które marzyły o tych pędzlach, a bały się zagranicznych zakupów. Nie ukrywam, że dla mnie to też spore ułatwienie.

Ja skusiłam się na razie na dwa ( bo moje Eco tools jeszcze nie ostygły, a ja zamawiam już następne ;D ). Jednym z nich jest Blush Brush, który ma jajowaty kształt i służy do konturowania.

Pędzel o ultra miękkim syntetycznym włosiu typu taklon umożliwiającym uzyskanie perfekcyjnego i nieskazitelnego makijażu HD. Dzięki niemu bez problemu podkreślisz policzki, a także nałożysz puder. 


Drugi natomiast to Foundation Brush, czyli pędzelek do podkładu.

Pędzel o dwuwarstwowym syntetycznym włosiu typu taklon umożliwiającym uzyskanie perfekcyjnego i nieskazitelnego makijażu porównywalnego z techniką natryskową (ang. airbrush).
Dzięki niemu bez problemu stworzysz nienaganne, profesjonalnego wykończenie make up'u używając płynnego podkładu, kremowego różu, a nawet prasowanego pudru. 
Ponadto pędzel wyróżnia się ergonomicznym kształtem. Specjalnie zaprojektowana aluminiowa rączka jest lekka, a jej wyprofilowana końcówka umożliwia postawienie pędzle w pozycji pionowej.

I w ten oto sposób moja "wish lista" się uszczupliła o jedną pozycję :) Już nie mogę się doczekać, aż trafią do moich rączek. A Wy znacie te pędzle? Macie zamiar sobie jeden sprezentować? A jeżeli tak to który?

4.11.2011

Life Style

Troszkę ostatnio pościłam z zakupami kosmetycznymi, ponieważ zużywałam zapasy. Nadal tak jest, ale tej okazji nie mogłam przepuścić. Dostałam maila od Super Pharm z bardzo atrakcyjnymi kuponami, które znacząco obniżały cenę interesujących mnie produktów. Dostałam je, ponieważ wyrobiłam sobie kartę Life Style. Posiadacze karty oprócz tego, że za zrobione zakupy dostają punkty (które mogą później wykorzystać na zakupy), to dodatkowo mają wiele przywilejów cenowych oraz kuponowych. To naprawdę się opłaca, więc jeżeli nie macie jeszcze karty Life Style, to proponuję założyć ;) Więcej informacji znajdziecie tutaj: KLIK

Żeby nie być gołosłowną, pochwalę się swoimi kuponowymi zakupami ;)


Zacznę od micela z Vichy, który zamiast 44 zł kosztował 19. Pisałam już Wam o nim TUTAJ


Vichy antyperspirant, który był mi polecany już od dawien dawna. Zamiast 35 zł zapłaciłam 12 zł ;)





Ze zniżką kupiłam jeszcze Aspiryne Bayera, zamiast 8 zł zapłaciłam 4,50. Mam zamiar znowu zacząć robić sobie maseczki aspirynowe, ponieważ moja cera co raz bardziej o nie woła, wręcz krzyczy. Reszta produktów, to powiedzmy zakupy kontrolowane ;D To znaczy szukałam odżywki do rzęs i z racji tego, że opinie są różne (jednym pomaga, innym nie) postanowiłam skusić się na tą z L'biotici (15 zł).

 Zauważyłam, że ostatnio coraz więcej rzęs mi wypada, nie są już tak długie i sprężyste jak kiedyś. Mam nadzieję, że ten krem mi pomoże. Poza tym skusiłam się jeszcze na odżywkę do włosów z henną firmy Beauty Formulas. Za dwupak zapłaciłam tylko 11 zł.



Mam w stosunku do niej ogromne oczekiwania, wynikami na pewno się z Wami podzielę.
W koszyku wylądował też nowy Carmex. Przyznaję, nie był tani, ale poznałyście już moją ślepą miłość do tego balsamu.


I niestety: po pierwszym użyciu moje uczucie jeszcze bardziej się pogłębiło. Smak ma obłędny, przypomina trochę draże mleczne, ale nie mogę go precyzyjniej sklasyfikować. Jest dostępny w wersji Clear, którą widzicie na zdjęciu, i Pink, którą na pewno kupię jak obecny się skończy. Co wnioskuję nastąpi niebawem, ponieważ zjem go zaraz w całości. Muszę się bardzo ograniczać, żeby nie mieć go cały czas na ustach ;)
I na koniec, mój ostatni masthew, czyli świeczka zmieniająca kolor :D Jest obłędna! Chętnych do obejrzenia efektu zapraszam na bloga Woman Land .





Kupiłam ją w Rossmanie i ze względu na cenę (14zł) zdecydowałam się tylko na jedną, czyli "czekoladową pokusę". Dostępne są jeszcze dwie wersje zapachowe: kwiatowa oraz jabłko z cynamonem.

Bilans zakupowy wyszedł w zasadzie na zero: co zaoszczędziłam, zaraz sprzeniewierzyłam na inne kosmetyki ;)
Ale ile z tego radości, to tylko my kosmetykozakupoholiczki wiemy ;)
Prawda?

2.11.2011

W walce z opryszczką!

Z "zimnem" borykam się już od dawna i szczerze mówiąc nie wiele produktów mi pomogło. W zasadzie do tej pory żaden mi nie pomógł z tych polecanych przez farmaceutów. Opryszczka zawsze pojawiała się u mnie przy wzmożonym stresie lub kiedy miałam obniżoną odporność, dlatego dodatkowo zaczęłam łykać witaminy w postaci suplementów lub tabletek musujących. Jednak zawsze pozostawała jeszcze kwestia powstającego pęcherza na ustach, a z nim już trzeba walczyć zewnętrznie.


Zacznę od zapobiegania, czyli od balsamów do ust Carmex. Dostępne są w 3 wersjach : w słoiczku, w tubce i sztyfcie. Różne są też wersje smakowe. Oprócz oryginalnego dostępne są jeszcze truskawkowe, wiśniowe, miętowe oraz kilka smaków limitowanych jak waniliowe czy limonkowe.
Ja najbardziej lubię wersję w tubce, ponieważ ma przyjemnie miękką konsystencję i o oryginalnym smaku, który jest mieszanką wanilii i mentolu. Ostatnio polubiłam tez wiśniowy, a pozostałych jeszcze nie próbowałam. Kusi mnie limitowana edycja, ale jest dostępna tylko na Allegro. Natomiast wszystkie inne bez problemu dostać można w Rossmanie, Drogerii Natura czy SuperPharm.


Po pierwszym użyciu tego balsamu byłam w szoku, ponieważ mrowił, wręcz szczypał mnie w usta. Wszystko przez zawartość mentolu. Do tej pory nie spotkałam podobnego produktu , który by tak działał. I nie wiem jak on to robi, ale dzięki niemu mój problem opryszczki już zupełnie zniknął. Stosuję go minimum raz dziennie przy porannym makijażu, czasami też kiedy mam bardzo spierzchnięte usta (chociaż odkąd go stosuję już nie miewam tego typu problemów). Zdarza się też, że czuję lekkie swędzenie (zalążki wyłażącego zimna), wtedy wystarczy, że nałożę cienką warstwę i objawy znikają jak za dotknięciem Poterrowej różdżki. 

Nie dość, że pozbyłam się ataków ze strony wstrętnego  wirusa, to jeszcze zawsze mam pięknie wypielęgnowane i nawilżone usta. Dodatkowym plusem jest też SPF 15 oraz niska cena- około 10 zł (często dostępny w niższej-promocyjnej). Więc oczywiste jest, że Carmex to mój kosmetyk numer 1 wszechczasów :)



Jednak zdarza się, dosłownie raz na rok, że wyskoczy mi zimno. Wtedy z pomocą przychodzą plastry Compeed, które szybko przyklejone na usta i stosowane regularnie niwelują problem w przeciągu 3 dni. Dodatkowo, można je przykryć warstwą pudru lub pomadki, aby nie były bardzo widoczne. Co jest jeszcze istotne, dzięki plastrom nie przenosimy bakterii z ust do innych części twarzy (błona śluzowa nosa lub oczy-bardzo groźne!) , ponieważ całość jest zasłonięta przez plasterek.
 Minusem może być cena, ponieważ za 15 plastrów trzeba zapłacić około 30 zł, ale czego się nie robi dla szybkiego usunięcia rosnącego pęcherza. Ten kto ma ten problem, ten wie że nieestetyczny stwór to nic przyjemnego. Szczególnie, że lubi wyłazić w najmniej odpowiednim momencie. 
 Na szczęście dla mnie to już przeszłość i te dwa produkty zawsze mam przy sobie.

Jestem ciekawa jakie są Wasze sposoby na stwory i co sądzicie o Carmexie, więc czekam na komentarze ;D

1.11.2011

Rarytasy

RCo roku wracając z grobów wracam z pysznościami sprzedawanymi przy cmentarzach. Dzisiaj zadziwiło mnie stoisko z ciepłą przekąską w postaci pajdy chleba z kawałkami kiełbasy i cebuli. Ciekawy pomysł, którego do tej pory nie widziałam i w zasadzie nie miałam okazji spróbować. Mnie zawsze kuszą dwa rarytasy, które pamiętam z dzieciństwa: obwarzanki i pańska skórka!


Obwarzanków chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Bez problemu można dostać je przez cały rok na głównych rynkach miast i podczas odpustów parafialnych. Pyszne pierścionki nawleczone na sznurek, często obsypane makiem każdy zna.


Ale już inaczej jest z Pańską skórką, która jest dostępna tylko w Warszawie, a sam przepis na jej stworzenie jest pilnie strzeżony. Przypuszcza się, że jej skład to żelatyna, cukier, białka jajek i sok malinowy. Najprościej opisując jest to po prostu słodki cukierek, kremowo-różowy, aromatyczny, który lepi się bardziej niż krówka. Z reguły jest twardy i kanciasty, ponieważ wykraiwany jest z dużego bloku i trzeba uważać aby nie pokaleczyć sobie ust. Może z tym kaleczeniem trochę przesadzam, ale jako dzieciak często miałam z tym problem.



Cukierki zawijane są w pergamin, z którego czasami trudno je odwinąć, a jeżeli już się uda to pozostaje problem lepiących się paluszków. Ale uwierzcie mi, że wszystko warte jest tego smaku ;) Żaden dostępny w sklepie cukierek nie jest nawet odrobinę podobny, więc jeżeli będziecie miały okazję kiedyś spróbować to gorąco polecam. A ja muszę przeczekać kolejny rok, aby znowu rozkoszować się cmentarnymi rarytasami.

Jestem ciekawa czy u Was też są takie regionalne przysmaki?

31.10.2011

Aromatycznie

Wspominałam Wam już (KLIK) o moich ulubionych świeczkach, które są wspaniałym umilaczem jesienno-zimowych wieczorów. Moimi głównymi źródłami zaopatrzenia niezmiennie są Ikea i Biedronka. Ceny w obu sklepach są porównywalne (4,49 i 4,99), wykonanie identyczne, a jakość i intensywność zapachu według mnie taka sama. Ostatnio będąc na zakupach odkryłam kilka nowych zapachów i chce je Wam pokazać.


W Biedronce wypatrzyłam niesamowicie aromatyczne połączenie wanilii i pomarańczy. Wanilia otula swoim zapachem, a pomarańcza równoważy słodycz.


Dla uzupełnienia tego zapachu lubię zapalić jeszcze świeczkę z Ikei o zapachu ciasteczek! Pachnie obłędnie i aż rozpływam się czując tą smakowitą woń, przywodzącą na myśl cynamonowe, kruche rarytasy.


Ponieważ ten zapach tak bardzo mi się spodobał, postanowiłam kupić go też w formie dużych podgrzewaczy. Opakowanie zawiera 12 sztuk i kosztowało 9,99, a urokliwy świecznik (jestem łasa na kolorowe szkło) 4,99.


Do koszyka trafiła też  świeczka, która  przypomina zapachem budyń lub lody śmietankowe.


Jeżeli nie miałyście jeszcze okazji ich używać, to gorąco Wam polecam. Ja jestem od nich uzależniona i każdego wieczoru relaksuję się przy migoczących płomykach. Na szczęście zrobiłam zapas na całą zimę ;D


Urokliwie, prawda?
Buziaki :* :* :*

27.10.2011

Jesienny partner

W zasadzie nie tylko jesienny, ponieważ jest to mój ulubiony lakier ever! Jak tylko się pojawił, rozszedł się jak świeże bułeczki i ciężko mi go było kupić. Jednak udało się i od razu zainwestowałam w większą butelkę. Przedstawiam Wam lakier China Glaze z kolekcji Anchors Away, w odcieniu Below Deck:





Urzekł mnie swoim nietypowym kolorem. Niby to fioletowa szarość, ale ciężko go do końca określić. Czasami przebija z niego brąz, a producent nazywa go mixem fioletu z odcieniem taupe. Można też go po prostu nazwać brudnym fioletem, ale byłoby to za duże uproszczenie. Dla mnie jest wyjątkowy i oryginalny :) I uwierzcie mi, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Wiedziałam , że będzie mój jak tylko zobaczyłam zapowiedź całej kolekcji.




Jeżeli chodzi o jakość lakieru, to nie mam większych zastrzeżeń. Dobrze się rozprowadza, pędzelek też nie przysparza większych problemów. Konsystencja jest dość wodnista, ale przy krótkich paznokciach spokojnie wystarczy jedna warstwa. Wad nie widzę, chociaż nawet gdyby istniały, pewnie nie zwróciłabym na nie uwagi.
Tak, wiem! Jestem ślepo zapatrzona ;)
A Wy co sądzicie?

25.10.2011

Kawior w kałamarzu

Poszukiwania zostały zwieńczone sukcesem! Idealną i trwałą kreskę gwarantuje liner w żelu Bobbi Brown. Nic dodać, nic ująć !


Wiem! Nie jest tani. Ale zaraz Was przekonam, że jest warty każdego wydanego grosika.
Przede wszystkim konsystencja- idealna. Nie za miękka, nie za sucha, idealnie kremowa i jednolita. Dzięki temu bardzo dobrze i równomiernie rozprowadza się na linii rzęs, bez tępego uczucia. Kreska natomiast utrzymuję się przez cały dzień w nienagannej linii. Nie ściera się samoistnie i przez cały czas utrzymuje taką samą intensywność koloru. Jednak trwałość linera na oku nie wpływa na utrudnienia przy wieczornym demakijażu. Zmywa się świetnie i bez większych problemów. 


Jeżeli chodzi o kolor, to zdecydowałam się na Caviar Ink nr 27. Jest to odcień pośredni między czernią a brązem. Idealny do codziennego makijażu, ponieważ nie daje mocnego, smolistego efektu. Nie jest też typowym brązem, ponieważ świetnie współgra ze wszystkimi barwami cieni. Pokuszę się o dosłowne tłumaczenie nazwy tego odcienia, czyli Kawior w kałamarzu.

http://www.hotelchatter.com
Przyznam, że ogólnie bardzo lubię linery w żelu za to, że nie robią takiej intensywnej kreski jak eyelinery w płynie czy pisaku. Nie odcinają się tak mocno od makijażu oka wykonanego cieniami. Nie mają też 'mokrego' wykończenia, tylko przyjemne pudrowe, trochę rozmyte, roztarte.
Przynajmniej ja lubię takie uzyskiwać przy codziennym makijażu ;)

Jeżeli słyszałyście pozytywne opinie na jego temat, to uwierzcie mi że są całkowicie zasłużone.
W mojej kosmetyczce zagości już na stałe, a jeżeli zdarzy mi się go zdradzić z jakimś innym, to tylko i wyłącznie z babskiej ciekawości ;)

24.10.2011

Moc kryształu

Ałun, czyli kryształ soli wulkanicznej znany jest od dawien dawna. Kiedyś był powszechnie stosowany przez mężczyzn jako kamyk po goleniu, ponieważ działa ściągająco i aseptycznie. Dzięki tym właściwościom jest także stosowany do tamowania krwi z drobnych ranek i skaleczeń. Podobno pomocny jest przy łagodzeniu skutków oparzeń słonecznych i ukąszeń owadów. Dodatkowo skutecznie i szybko wspomaga leczenie opryszczki, trądziku, wszelkich zmian wypryskowych oraz aft. Ciekawe prawda?
 A ja go kupiłam jako zwykły dezodorant ;) 


Kosztuje około 25zł i trafiłam na niego w Rossmanie. Opakowanie zawiera aż 125g kryształu, co spokojnie powinno wystarczyć na rok stosowania. Jest w 100% naturalny, brak w nim sztucznych barwników, parabenów, soli aluminium,  drażniących dodatków, więc jest świetnym rozwiązaniem dla osób podatnych na alergie. 

Sposób użycia jest banalnie prosty: wystarczy zwilżyć pachy i przejechać po nich kilka razy kamieniem. Lepiej nie zwilżać go bezpośrednio wodą, ponieważ może pęknąć.

Ałun wytwarza na skórze takie środowisko, które uniemożliwia rozwój bakterii, dzięki czemu nie wytwarza się nieprzyjemny zapach potu. Jednocześnie nie zatyka porów skóry, więc może ona swobodnie oddychać. 

Kolejną zaletą jest jego bezwonność i bezbarwność. W porównaniu do typowych dezodorantów nie pobrudzi nam ubrania, a zapach nie będzie się kłócił z zapachem wody toaletowej czy perfumami. 

Ale czy działa? W moim wypadku połowicznie. Nadal muszę używać blokera, ponieważ przy moim poceniu sam ałun niestety mi nie wystarcza. Natomiast świetnie sprawdza się na co dzień, zamiast typowego antyperspirantu. Wiadomo im mniej chemii tym lepiej.
Kamienia używał też mój narzeczony i niestety doszedł do takiego samego wniosku co ja. Jednak nam obojgu kamień bardzo pomógł i dawał uczucie komfortu na cały dzień, dlatego jesteśmy nim zachwyceni. I dodatkowo po dwóch miesiącach nie widać jego ubytku! 

Mam same dobre wrażenia po stosowaniu tego kryształu, a dodatkowo ma tyle innych zastosowań, że na dobre zagości w mojej kosmetyczce. Dodam jeszcze, że jest dostępny w formie płynnej i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zużyć ten w sztyfcie i wypróbować drugą wersję.

A Wy mieliście już okazję poznać moc kryształu?

21.10.2011

Subskrybujcie kosmetyki!

Nareszcie do Polski dotarły Boxy! Jest to nic innego jak małe pudełeczko z kosmetykami, które dostaje się raz w miesiącu. Oczywiście trzeba za nie zapłacić, w Polsce będzie to koszt rzędu 30-50 zł.



Jeszcze nie wiem do końca jak będzie to funkcjonować w Polsce, ponieważ firmy dopiero startują z tym pomysłem. Jednak idąc za zagranicznym przykładem, prawdopodobnie będzie można zapisać się na pełny abonament (czyli 12 pudełek) lub co miesiąc zapisywać się na jedno pudełko. Zawartością będą prawdopodobnie próbki, chociaż jak w przypadku GlossyBoxa, może znaleźć się też jeden produkt pełnowymiarowy. Wszystkie kosmetyki będą nowościami na naszym rynku i jako pierwsi będziemy mogli je przetestować. Przynajmniej taka jest idea Boxów, a jak będzie naprawdę to się dopiero okaże.

 Jeżeli jesteście ciekawe co można dostać w takim pudełku, to zapraszam na polskiego You Tuba. Na kanale Katosu czy Nissiax83 znajdziecie filmiki o Boxach.

Natomiast w Polsce znane są już cztery firmy, które będą zajmowały się subskrypcjami kosmetyków:

GlossyBox *** LadyBox ***12 Box ***KissBox

Na razie można się tylko zarejestrować na stronach, to znaczy podać maila, na którego zostanie wysłana informacja o możliwości zapisania się na abonament. Niektóre firmy jak KissBox funkcjonują już na Facebooku i Twitterze, gdzie podają na bieżąco informację o zapisach.

Według mnie jest to bardzo fajny i ciekawy pomysł na przetestowanie kosmetycznych nowości oraz gwarancja, że zawsze będziemy na bieżąco ;) Na pewno zamówię jedno pudełeczko z ciekawości, a jeżeli mi się spodoba to wykupię pełny abonament. Co jak co, ale dla każdej kosmetykoholiczki jest to świetna propozycja ;D

A Wy co sądzicie o Boxach? Wyczekujecie ich z niecierpliwością? A może uważacie że szkoda zachodu dla kilku próbek? Czekam na Wasze komentarze!

29.09.2011

Przereklamowany


 Zdaję sobie sprawę, że dla większości kobiet fluid Bourjois Healthy Mix to produkt idealny. Niestety moje zdanie jest zgoła odmienne. Wręcz uważam, że wcale nie zasługuje na te wszystkie ochy i achy, szczególnie że jego regularna cena to coś około 60 zł. Całkiem sporo jak za 30-sto mililitrowego przeciętniaka. Mamy pierwszy minus, kolejny to odcień!


Wybrałam najbardziej popularny 52 Vanilla, ale to już w pewnym sensie moja wina. Kolejny raz dałam się oszukać światłu w drogerii. Zawsze mam problem z wyborem: czy kupić najjaśniejszy z całej gamy czy wybrać ton ciemniejszy. Z tego względu, że moja twarz była troszeczkę muśnięta słońcem, zdecydowałam się na odcień drugi w kolejności. W domu jednak okazało się, że fluid jest pomarańczowy. Nie ukrywam, że mnie to trochę ścięło z nóg. Ten pigment nawet nie był beżowy, przez co widać bardzo dużą różnicę na skórze po aplikacji. Szyja zdecydowanie odcina się od reszty, a twarz jest po prostu pomarańczowa. Jedyny możliwy sposób to stosowanie go w bardzo małej ilości, dokładne rozcieranie i opruszenie twarzy jaśniejszym pudrem,  w beżowym odcieniu.

Jeżeli chodzi o konsystencję, to się nie czepiam: jest płynna i dobrze się rozprowadza. Krycie jest średnie, to znaczy że fluid wyrównuje koloryt i zakrywa lekkie przebarwienia. Jednak skóra (mieszana, a już na pewno tłusta) się po nim świeci. Zdecydowanie potrzebny jest dodatkowo cienki film z pudru. I zupełnie nie daje efektu "glow", mimo tego że jest to podkład rozświetlający. Zamiast fajnie nawilżonej skóry uzyskuje się nieestetyczne świecenie. Jeszcze gorzej jest w przeciągu dnia, kiedy cera przetłuszcza się w strefie T. Tu pojawia się następny minus, ponieważ fluid się ściera i zostaje wszędzie, tylko nie na twarzy (gwarantowany upaćkany telefon). To samo jest z cieniami do oczu- jeżeli za bazę posłuży Wam ten fluid (nawet przy użyciu dodatkowo fixera), gwarantuje że wszystko zbierze się w załamaniu.

Jak widzicie zastrzeżeń do tego kosmetyku mam bardzo dużo i zdecydowanie w moich oczach jest to kiepski fluid. Jedyne co naprawdę mi się spodobało, to opakowanie. Z dozownika możemy pobrać tyle produktu ile potrzebujemy. Dodatkowo butelka jest zrobiona w formie "wyciskacza", to znaczy że podkład jest równomiernie wypychany do góry, co jest ogromnie ekonomiczne! Nie raz mnie irytowało, że w podobnych kosmetykach na ściankach butelki pozostaje jeszcze bardzo duża ilość , ale przez pompkę już nic nie wylatuje. Tutaj tego nie ma i mam nadzieję, że marka Bourjois stosuje to we wszystkich swoich podkładach!

Mimo to kosmetyk jest dla mnie przereklamowany i nie pokuszę się nawet o jaśniejszy kolor. Mogłabym go polecić jedynie kobietom z suchą cerą, ale z zastrzeżeniem aby uważały na odcień i nie nastawiały się na dobre nawilżenie.

I teraz zaczyna mnie zastanawiać ten cały fenomen tego produktu, dlatego czekam na Wasze opinie jeżeli mieliście już okazję wypróbować fluidu Bourjois Healthy Mix.

16.09.2011

Smerfastycznie!

Jak tylko zobaczyłam lakier 43 z Marizy , od razu skojarzył mi się z niebieskimi stworzonkami, zapamiętanymi z dzieciństwa. Ta sama pastelowa i miła w odbiorze niebieskość, nawet dla takiego "nieluba" tego koloru jak Ja ;)

Tak jak wcześniej, dla pokrycia całej płytki wystarczyła jedna aplikacja. Lakier świetnie się rozprowadzał, szybko wysychał i dobrze krył. Pozostawił ten sam lustrzany efekt co przy innych kolorach i tak samo długo gościł na moich paznokciach. Czyli jakościowo nie odbiega od dotychczasowych lakierów firmy Mariza recenzowanych przeze mnie, a kolor oceńcie sami :


Smerfastyczny! A jeżeli chodzi o Smerfy, to który z wesołej gromadki był Waszym ulubionym?

Moim był Maruda, ale już nigdy więcej nie powiem "nie cierpię niebieskiego" ;)

14.09.2011

Zwierciadełko

Cierpliwość moja została wynagrodzona. Najpierw długo zajęło mi znalezienie tego typu lustra, później długo oczekiwałam na zawieszenie go w odpowiednim miejscu (między innym dlatego, że nie mogłam znaleźć kluczyka, który okazał się być w środku). Jednak radość była ogromna kiedy nareszcie mogłam poukładać w nim swoje skarby.


Wszystko zaczęło się od filmiku Fafinettex3 na You Tube, która jest w posiadaniu bardzo podobnego egzemplarza. 

Zapraszam do zwiedzenia mojego zwierciadełka:


Lustro tego typu można kupić na Ebayu, chociaż ciężko je trafić. Czasami też na Allegro, gdzie Ja trafiłam swoje. Ale mam też dobrą wiadomość, która nie ukrywam przyspieszyła napisanie przeze mnie tego posta! Otóż obecnie dostępne jest w sklepie internetowym Tchibo , oczywiście do wyczerpania zapasów. Wiem, że część z Was (jeszcze za czasów You Tube ;) była nim zainteresowana, dlatego wydaje mi się że teraz nadarza się świetna okazja :)

Ze swojej strony mogę dodać, że jest to rewelacyjny sposób na przechowywanie biżuterii. Nareszcie nic się nie plącze, a wszystkie moje ukochane kolczyki wiszą oddzielnie i nie są jednym wielkim kłębkiem (taks samo naszyjniki). Lustro jest przestronne i można na wiele ciekawych sposobów je zaadoptować.
Poza tym jest bardzo dobrze i solidnie wykonane. Mam nadzieję, że będzie mi długo służyć ...
chociaż nie ukrywam, że przypadałoby mi się jeszcze jedno ;D
Nic na to nie poradzę! To chyba nieuleczalne! Jestem po prostu uzależniona od sztucznej biżuterii ;D

.

JAKO AUTORKA BLOGA NIE WYRAŻAM ZGODY NA KOPIOWANIE, POWIELANIE LUB JAKIEKOLWIEK INNE WYKORZYSTYWANIE W CAŁOŚCI LUB WE FRAGMENTACH TEKSTÓW I ZDJĘĆ Z SERWISU INTERNETOWEGO www.iwetto.com BEZ MOJEJ WIEDZY I ZGODY (PODSTAWA PRAWNA: DZ. U. 94 NR 24 POZ. 83, SPROST.: DZ. U. 94 NR 43 POZ. 170).