Do tej pory nie miałam zbyt dużej styczności z kolorówką marki Isadora. Przez moje ręce przewinęło się kilka produktów, o których możecie poczytać na blogu, ale jakoś nigdy nie wzbudziła mojego większego zainteresowania. Zupełnie nie wiem z czego to wynika... w końcu firma istnieje na naszym rynku od bardzo dawna. Kosmetyki może nie są dostępne na każdym kroku, ale wystarczy przejść się do Douglasa, gdzie wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Na dodatek wybór jest całkiem spory, nie wspominając o pojawiających się sezonowych kolekcjach. W każdym razie mam w planach wypróbowanie jeszcze kilku ich kosmetyków, a na razie chciałam się z Wami podzielić opinią o tuszu do rzęs Volume 2.0.
Generalnie patrząc po opisie wydawało mi się, że jest to kosmetyk stworzony dla mnie. Według producenta tusz posiada udoskonaloną formułę, dzięki czemu pozwala uzyskać efekt pięknie wydłużonych, pogrubionych i zagęszczonych rzęs. Natomiast nieregularna szczoteczka pozwala precyzyjnie aplikować tusz dając efekt maksymalnego wydłużenia bez smug i grudek. Nie wiem na czym ma polegać to udoskonalenie, czy innowacyjny kształt, bo na pierwszy rzut oka produkt wygląda jak każdy inny. A jak spisał się w praktyce?
Aqua • Glyceryl Stearate • Cera Carnauba • Cera Microcristallina • Ricinus Communis Seed Oil • Polyvinyl Alcohol • Propylene Glycol • Stearic Acid • Palmitic Acid • Aminomethyl Propanol • Phenoxyethanol • Caprylyl Glycol • Sodium Dehyd Roacetate • Talc • Lecithin • Tocopherol • Ascorbyl Palmitata • Citric Acid
Tusz od samego początku posiadał zbyt lekką konsystencję. To znaczy przy jego pomocy ciężko było utrwalić rzęsy (nawet po użyciu zalotki), pogrubienie było znikome, natomiast jedyne co robił to faktycznie wydłużał. Nadawał jednolitego czarnego koloru, ale nie był to intensywny efekt. Niestety po malowaniu widoczne były 'owadzie nóżki', dlatego dodatkowe rozczesywanie przy pomocy grzebyka było koniecznością. Natomiast to co działo się później było już jedną wielką gehenną. Mianowicie zaraz po otwarciu konsystencja tuszu była w porządku, idealna do bezpośredniego użycia. Nie trzeba było czekać aż dojrzeje. Tusz jest ważny przez pół roku od otwarcia, ale już przy drugim miesiącu zaczął szybko wysychać (muszę nadmienić, że dokręcał się bez problemu, więc na pewno nie było to główną przyczyną). Mam też całkowitą pewność, że mój egzemplarz był świeży, ponieważ zapakowany był w folię ochronną i dodatkowo sprawdzałam go po kodzie. Doszłam do wniosku, że ten typ tak ma - szybko wysycha. Przez zmianę konsystencji zaczął w ciągu dnia niemiłosiernie się kruszyć. Na tyle, że było to bardzo uciążliwe i nie mogłam się wprost doczekać, kiedy go zmyję. Sama szczoteczka też średnio się u mnie sprawdziła. Według mnie była trochę zbyt duża i zawsze na końcu zbierał się nadmiar tuszu, więc musiałam za każdym razem go wycierać.
W moim przypadku ten tusz w ogóle się nie sprawdził i wypadł poniżej przeciętnej. Obecnie jest dostępny w trochę odświeżonej szacie graficznej, ale nie jestem w stanie go polecić nikomu. W ofercie mają jeszcze kilka opcji, więc może w przyszłości wypróbuję jakąś inną, pod warunkiem że będzie z silikonową szczoteczką.
Ⓥ - Produkt wegański, nietestowany na zwierzętach.
Miałam kiedyś trochę kosmetyków z kolorówki IsaDory, ale nic mnie nie zachwyciło...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tusz wypadł tak kiepsko :((
No mnie też nic nie skłoniło do ponownego zakupu, ale na oku mam jeszcze kilka kosmetyków.
UsuńPewnie swoje kosztował, jak to Isadora... Szkoda, że formuła pozostawia wiele do życzenia.
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom cenowo wypada podobnie do droższych drogeryjnych marek.
Usuńja też miałam kilka kosmetyków marki i też mnie nic nie zachwyciło... no cóż, nie ma czym sobie zaprzątać głowy
OdpowiedzUsuńMimo wszystko mam ochotę poznać jeszcze kilka ich produktów.
UsuńNie lubię takich szczoteczek...
OdpowiedzUsuńJa też, zdecydowanie bardziej wolę silikonowe.
UsuńSzkoda że taki niewypał, nie znam w ogóle asortymentu Isadory i jakoś przyznaję że mnie nie ciągnie do tej marki. Tak samo mam z Pupą ;).
OdpowiedzUsuńZ Pupy mnie kiedyś kusiły paletki Kokeshi, ale jakoś szybko mi przeszło. Pewnie dlatego, że bardziej mnie interesowały japońskie laleczki niż chęć posiadania kosmetyku.
UsuńTuszy Isadora nie znam, chyba jakiś bronzer miałam. Teraz używam Lily Lolo, prawie idealny, bo ideałów przecież nie ma ;D
OdpowiedzUsuńA ja znalazłam swój tusz idealny, a nawet dwa! Ale teraz szukam ich wegańskich zamienników. O Lily Lolo wiele dobrego słyszałam i już jest na mojej liście do wypróbowania.
UsuńNie miałam nigdy żadnego kosmetyku tej firmy, bo kojarzy mi się ze słabej jakości drogerią w moim mieście - tam długo już stoi szafa z tymi kosmetykami i nikogo nigdy przy niej nie ma. :D
OdpowiedzUsuńNo niestety tak to już jest, że kolorówka Cruelty Free nie cieszy się dużą popularnością. Marki są niszowe i nie należą do dużych koncernów sprzedawanych w każdej drogerii.
UsuńJa ostatnio trzymam się dwóch sprawdzonych: L'Oreala VML i żółtego Lovely, a po Twojej recenzji IsaDora nie będzie mnie kusić!
OdpowiedzUsuńNo ja akurat kosmetyków tych marek nie używam, więc szukam dalej swojego ideału ;)
UsuńNie przepadam za takimi klasycznymi szczotkami i zdecydowanie bardziej przemawiają do mnie te silikonowe. Akurat z IsaDory nic nie miałam i jakoś niekoniecznie mnie ta marka interesuje :)
OdpowiedzUsuńJa też jestem zwolenniczką silikonowych i najczęściej takie wybieram.
UsuńJuż sama szczoteczka jest nie w moim guście, wolę te silikonowe ;)
OdpowiedzUsuńJa też ;)
UsuńNigdy go nie miałam, podoba mi się szczoteczka, przypomina mi Max Factor 2000 calorie.
OdpowiedzUsuńMiałam ten tusz i mogę potwierdzić, że szczoteczka jest niemal identyczna.
UsuńCzyli tragedia :/ Szkoda, miałam kiedyś miniaturkę ich tuszu i była genialna, ale jak już się zebrałam, żeby ją kupić to okazało się, że ją wycofali :/
OdpowiedzUsuńNigdy go nie miałam i po Twojej recenzji wcale mnie nie kusi. Dochodzę do wniosku, że cena jego jest mocno przesadzona.
OdpowiedzUsuń