Do tej pory stroniłam od kolorówki w sypkiej formie. Wydawała mi się niewygodna w użyciu, wymagająca więcej czasu oraz umiejętności. I teraz nie wiem czy moje tak urosły, czy po prostu wyolbrzymiałam problem. Dzięki mineralnemu różowi Lily Lolo w odcieniu Candy Girl, przekonałam się że warto dać szansę i puścić w niepamięć swoje obawy.
Przede wszystkim bałam się pylenia. Jednak kosmetyki marki Lily Lolo charakteryzują się lekko wilgotną konsystencją. Dlatego przy nabieraniu na pędzel bez problemu wmasowują się we włosie, nie wzbijając pyłku w powietrze. Dzięki temu róż jest bardziej wydajny, chociaż spora pojemność 3g gwarantuje długie użytkowanie. Bo tak naprawdę do muśnięcia policzków wystarczy odrobina. Candy Girl ma odpowiedni stopień krycia, więc dozuję go w minimalnej ilości. Nie używam do tego tradycyjnych dużych pędzli, tylko mały Setting Brush z Real Techniques, który jest dedykowany do rozświetlacza.
Świetnie się sprawdza w tej kwestii ponieważ Candy Girl, jest lekko perłowy i zawiera bardzo drobny shimmer. Pięknie rozświetla twarz, więc nie potrzebny jest żaden dodatkowy kosmetyk. Ma bardzo przyjemne wykończenie, lekkiej tafli. Efekt oczywiście można stopniować, ale przy jednej aplikacji wygląda bardzo naturalnie, niczym naturalny rumieniec. Kolorem chłodnego różu ożywia twarz, a dzięki drobinkom odbija światło i nadaje makijażowi trójwymiarowości.
Idealnie sprawdza się przy codziennym makijażu. Do tej pory moim faworytem był róż mineralny z MACa w odcieniu Dainty, ale Lily Lolo stworzyło świetnego rywala. Dainty jest bardziej brzoskwiniowy, chociaż do póki ich nie porównałam wydawał mi się chłodny. Będzie świetnie komponował się z każdym odcieniem skóry. Poza tym utrzymuje się przez cały dzień, aż do wieczornego makijażu. Oczywiście wszystko zależy od podkładu i rodzaju cery, jednak nawet na moich suchych policzkach niektóre kosmetyki dosyć szybko blakną. Candy Girl jest cały czas widoczny oraz jednolity, a jego pozostałości znajduję wieczorem na waciku ;)
Dostępny jest za około 43 zł na stronie Costasy.pl. Kolejny raz przekonałam się, że nie warto spisywać kosmetyków na straty, tylko dlatego że są w formie sypanej. Trzeba po prostu trafić na dobry produkt, a róż Lily Lolo na pewno się do takich zalicza.
__________________________________________
ha ha dokładnie tak samo zaczęłam swój post o tym różu - że kosmetyki w formie sypkiej albo sie kocha albo nienawidzi - kontekst ten sam - ale mój post w środę :)
OdpowiedzUsuńŚmiesznie się złożyło :)
UsuńWiele razy przechodziłam kolo sklepu dzie mozna kupic produkty Lily Lolo - ale jakos nie moge sie przekonac do takje formy - nawet po tak dobrej recenzji jak twoja - po prostu sie ich boje grrrr
OdpowiedzUsuńTeż miałam takie obiekcje, ale następnym razem wejdź i niech Ci chociaż nałożą na policzki :)
UsuńPiękny kolor, czaję się na kosmetyki Lily Lolo od kiedy głośno o nich w blogosferze, więc mam nadzieję, że w końcu się na nie skuszę :) Swoją drogą Dainty MAC także jest na mojej wish-liście :)
OdpowiedzUsuńTeż go polecam :D
UsuńMam i lubię :)
OdpowiedzUsuńpiękny odcień :) ja połączyłam próbkę różu Annabelle Minerals i Amilie - wyszedł całkiem fajny minerałek.
OdpowiedzUsuńNapisalas raz Candy Cane a nie Candy Girl :)
OdpowiedzUsuńJa skusilam sie na pelnowymiarowe Oh La La i zaluje bo to nie moj kolor.... mimo ze pigmentacja zabojcza! ale mam chyba 6 probek innych rozy LL i mysle ze cos wsrod nich wybiore dla siebie.
Dziękuję Ci bardzo za zwrócenie uwagi :* Cały czas mylił mi się z podkładem XD
UsuńNa pewno coś znajdziesz. Ja też się rozglądam za nowym kolorem z ich oferty ;)
Śliczny kolor:-) Musi dodawać cerze świeżości :-)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia *_* Odcień różu boski :D Z chęcią wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :*
UsuńBardzo proszę ^^
UsuńNa prawdę odcień wygląda prześlicznie :)
OdpowiedzUsuńŚliczny! Chyba nawet ładniejszy niż Oh la la :)
OdpowiedzUsuńŚliczny ma kolor, ale pewnie też miałabym obawy co do osypywania się :)
OdpowiedzUsuńJa cały czas się boję kosmetyków w sypkiej formie ;p Róż ma ładny kolor, ale dla mnie pewnie lepszy by był ten z Maca:)
OdpowiedzUsuńśliczny odcień:)
OdpowiedzUsuńależ odcień, kocham takie :) <3
OdpowiedzUsuńja wciąż jestem sceptyczna do minerałów...to chyba już taka irracjonalna niechęć:) ale też nie potrzebuję kolejnego różu :)
OdpowiedzUsuńja się boję sypańców, ale przełamuję opory. jednak póki co nie zdecydowałam się na róż z LL.
OdpowiedzUsuńJa też podchodzę do nich jak pies do jeża - może niesłusznie
OdpowiedzUsuńTeż nie przepadałam w sypkich kosmetykach, ale przekonałam się do nich po użyciu pudru bambusowego z Hean :)
OdpowiedzUsuńDla mnie jest odrobinę za błyszczący, MAC z nim wygrywa ;) Do sypkich produktów powoli się przekonuję i kto wie, może na lato zainwestuję w ich podkład!
OdpowiedzUsuńTez sie boje sypkich! Puder okay, ale roooz?!;) a polecasz jakis podklad mineralny? Chyba doroslam dobzmiany;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie postawiłam na minerały z Lily Lolo i recenzja podkładów pojawi się wkrótce :)
UsuńTo w takim razie czekam z niecierpliwoscia na ich recenzje:D
UsuńŚliczny kolor :)
OdpowiedzUsuńA zdjęcia zrobiłaś piękne, pierwsze mnie oczarowało :)
może się kiedyś przekonam do takiej formy kosmetyku
OdpowiedzUsuńJestem wielką fanką minerałków, przepiękny kolor-skusiłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie ten róż wygląda cudownie :) Tylko obawiam się, że u mnie niestety go nie znajdę, ale poszukam we Wrocławiu :)
OdpowiedzUsuńZawsze można zamówić online :)
UsuńMam dwa róże z LL - Oh La La i Beach Babe, uwielbiam je :) Też kiedyś omijałam wszelkie sypkie produkty szerokim łukiem, teraz jednak widzę, że nie taki diabeł straszny :) Podoba mi się ich trwałość, bo tak jak piszesz, wieczorem nadal jest widoczny na twarzy, a niestety miewałam już róże, które po 2-3 godzinach stawały się kompletnie niewidoczne.
OdpowiedzUsuńU mnie tak właśnie znika Hervana z Benefit na większości podkładach ;) Dopiero niedawno odkryłam na czym trzyma się dobrze.
UsuńCandy Girl jest śliczny, dlatego możliwe, że za jakiś czas skuszę się na niego. Czekam tylko, aż zużyję choć połowę Clementine i Sunset. Ich zabójcza wydajność blokuje moje chciejstwa :D
OdpowiedzUsuńoch to prawda, końca nie widać :)
Usuńpiękne zdjęcia, ja z produktów sypkich toleruję tylko puder transparentny :P niestety jestem tą która nie że nienawidzi ale nie lubi :P
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia i piękny odcień! Ja również bardzo polubiłam róże z Lily Lolo i chętnie po nie sięgam :)
OdpowiedzUsuńŚliczny kolorek jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na róż Lily Lolo to wybiorę Twój odcień :-)
OdpowiedzUsuńMam gdzies przedziwny sypki roz loreal, nie przypadl mi do gustu.
OdpowiedzUsuńCzyli trzeba też trafić na dobry kosmetyk :)
UsuńTo blush minerals w odcieniu soft rose:-) wlasnie go odkopalam:-)
Usuńja długo nie mogłam się przekonać do sypańców, ale po odkryciu bare minerals nie wiem, jak mogłam tak sądzić. :P
OdpowiedzUsuńjeśli kiedykolwiek wykończę róż od nich to wypróbuję lily lolo. Albo jak mi się znudzi kolor, co bardziej prawdopodobne :)
Piękny ten kolor, tak coś czuję, ze chciałabym go mieć coraz mocniej ;-)
OdpowiedzUsuńKolor śliczny, ale ja preferuję totalnie matowe wykończenie :)
OdpowiedzUsuńA dziś nie dałam już rady się powstrzymać i po poszukiwaniach lawendowego różu kliknęłam jeden ;) Mam też na liście kilka pozycji, chyba przegląd kosmetyków się szykuje... [w tym pędzli, będzie co wystawić na wymianę na wizażu :D]
Lawendowy róż? Zapowiada się bardzo ciekawie!
UsuńChętnie sięgam po chłodne róże:) Candy Girl wygląda interesująco, Drobinki są subtelne i tworzą połyskującą taflę:) Właśnie jedzie do mnie zamówienie z Costasy. Szkoda, że nie zdecydowałam się na ten odcień.
OdpowiedzUsuńW takim razie jestem bardzo ciekawa na co się zdecydowałaś :)
UsuńRóże nie dla mnie, bo mam naturalne rumieńce, ale chętnie bym wypróbowała puder i korektor Lily Lolo :)
OdpowiedzUsuńNiestety do cieni i rozy sypkich nie moge sie przekonac zupelnie ;) ale pudry sypkie mineralne bardzo lubie, glownie Lily Lolo ;)
OdpowiedzUsuńTeż jeszcze nie miałam różu w takiej formie:)
OdpowiedzUsuńŚliczny kolor - taki bardzo romantyczny i dla młodziutkiej dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że z tego względu nie dla mnie.
Bardzo ładny odcień i zdjęcia piękne ;)
OdpowiedzUsuńAkurat jeżeli chodzi o róże zniechęca mnie sypka konsystencja, używałam próbek i o ile kolor mi się podobał to aplikacja nie koniecznie:/
OdpowiedzUsuńTeż nie mogłam się przekonać, ale jak widać warto dać szansę :)
UsuńKolorek piekny naprawdę prezentuje sie wprost zachwycająco ;)
OdpowiedzUsuńKolor nie mój, zdecydowanie wolę odcienie brązu, ale Twoje zdjęcia są piękne! Nie mogę się napatrzeć!
OdpowiedzUsuńPodkład, puder jest nie trudny w obsłudze jednak sama mam problem z nakładaniem różu.
OdpowiedzUsuńPiekny jest odcien tego rozu. Czytam caly czas o tej firmie i mozliwe, ze w koncu sobie cos sprawie. Ta forma sypka mnie odrobine przeraza :/
OdpowiedzUsuńPiękny <3 Dla mnie najpiękniejszy z całej kolekcji:) Czaję się na niego już od jakiegoś czasu i nawet umówiłam się z siostrą, że przy następnej wizycie w Warszawie odwiedzimy wyspę Costasy w Galerii Mokotów, żeby go na żywo obejrzeć:) Podkładom w wersji sypkiej jakoś nie dowierzam, ale różom jak najbardziej:)
OdpowiedzUsuńTeż mam zamiar tam zajrzeć i sama obejrzeć na żywo wszystkie kolory :)
Usuńgoździki <3 pięknie
OdpowiedzUsuńa akurat myślałam ostatnio o jakimś połyskującym różu, bo moja kolekcja to praktycznie same maty... eh ;) A tu taka ładna słodzinka :)
OdpowiedzUsuńWygląda bardzo ładnie, choć ja nie używam róży.
OdpowiedzUsuńprzepiękne zdjęcia! ja w ten weekend zrobiłam pierwszy krok w stronę minerałów i kupiłam w Galerii Mokotów set podkładów od Lily Lolo dla bledziochów. teoretycznie wyszło, że do mojej cery pasuje ten z Blondie w nazwie, ale pani go nie miała akurat, no to się zdecydowałam na pierwotny plan i kupiłam cztery miniatury. Kasowo mało to opłacalne, ale z drugiej strony fajnie popróbować kilka odcieni u siebie. już mnie ciekawość zżera, jak puder może robić za podkład i o co chodzi z zachwytami całej blogosfery nad minerałami :)
OdpowiedzUsuńJa też swoją przygodę zaczęłam od miniatur i okazało się że dobrze zrobiłam! Pierwszy podkład jaki dla siebie wybrałam okazał się zbyt żółty. Drugi wybór okazał się idealny, a miniaturkę zużyję po prostu jako cień transparentny. U mnie się nie zmarnuje, bo używam bardzo utrwalającej bazy pod cienie i żeby jakikolwiek cień dobrze na niej rozcierać, muszę go wcześniej oprószyć czymś neutralnym :)
Usuńwygląda pięknie , ja niestety jeszcze nie skusiłam się na sypkie cienie a co dopiero na róż :/ ps goździk na zdjęciu wspaniale wygląda, uwielbiam je latem, mam ich pełno w ogrodzie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam goździki, ale mogę się nimi cieszyć tylko w wazonie.
UsuńZdecydowanie trzeba się skierować na Costasy, bo tak kusisz diablesko, że hej :) Kolor jest przeboski no i LL kocham, kocham :)
OdpowiedzUsuńCiężko odciągnąć wzrok od Twoich zdjęć, są takie kreatywne i piękne:)
OdpowiedzUsuńMoże chciałabyś wygrać voucher na zakupy do świetnego sklepu? Zapraszamy na konkurs!!
Mam go i uwielbiam, podobnie jak pozostałe trzy odcienie :)
OdpowiedzUsuńKolor różu jest cudowny :-)
OdpowiedzUsuńaaa... i zdjęcia także, zawsze się nimi zachwycam :-)
Odcień różu bardzo mi się podoba. Nie wiem czemu ale rzadko używam różu do policzków ;) częściej bronzer gości na mojej twarzy.
OdpowiedzUsuńOdcień śliczny ale za dużo się mieni jak na mój gust, zdecydowanie wolę maty :)
OdpowiedzUsuńPiekny odcien, bardzo mnie kusza roze z Lily Lolo, ale w lutym na pewno żadnego nie kupie, bo mam odwyk
OdpowiedzUsuńŚliczny jest! Kiedy zamawiałam z LL podkład, wzięłam próbkę tego różu, bo byłam go ciekawa. Chętnie sprawiłabym sobie go w "normalnej" wersji.
OdpowiedzUsuńChciałam napisać też słówko na temat zdjęć. Są piękne! Ta biel z różem i kolorem kwiatów... Po prostu cudo!
Pięknie go przedstawiłaś na zdjęciach <3
OdpowiedzUsuńOdcień różu bardzo mi się spodobał, wygląda tak świeżo, wydaje mi się jednak, że dla mojej cery by się nie nadał.
Bardzo ładny kolor i zdjęcia.
OdpowiedzUsuńOstatnio róże z LL rządzą u mnie. "Wygryzły" wszystkie pozostałe. Doll face jest cudny w te mrozy - jakoś dziwnie mi do nich pasuje. :-)
Piękny kolor. Dobrze się w takim czuję. Ten MAC też niezły.
OdpowiedzUsuńO nie... nie mogę już oglądać żadnych róży! :P
Ja wlasnie nie moge sie przekonac do rozy w innej formie niz prasowanej .Mialam roze z Lily i sa piekne ,ale jednak wole prasowance :)
OdpowiedzUsuńRóż z MAC też fajny, ale Lili Lolo wygrywa, bo lubię takie z shimmerem :) Tylko kolor musiałabym wypróbować na moim licu :)
OdpowiedzUsuńWygląda pięknie, boje się jednak że dla mnie mógłby być nieco zbyt różowy
OdpowiedzUsuńMakijaże zrobione produktami mineralnymi wyglądają pięknie. Są lekkie i zdrowe dla skóry. Lubię taki subtelny makijaż który rzeczywiście upiększa. Problem polega na tym, że trzeba umieć korzystać z takich kosmetyków. Miałam pudry sypkie, oddałam je kuzynce, nie cierpiałam chmury pyłu brudzącej wszystko dookoła gdy ich używałam. Nie miałam nigdy produktów Lily Lolo, ta lekko wilgotna konsystencja trochę mnie zachęciła. Piękny jest ten róż.
OdpowiedzUsuńKwiaty skradły post!
OdpowiedzUsuńSą piękne :)
Kwiatki cudne :) Róż ma piękny kolor.
OdpowiedzUsuńAle piękna prezentacja! A na róże Lily Lolo zacieram łapki, szczególnie podoba mi się odcień zaprezentowany przez Ciebie i Oh la la :)
OdpowiedzUsuńPiękny jest, lubię rozświetlające róże, choć Dainty to i tak mój faworyt :D
OdpowiedzUsuńOdcień jest przepiękny, ale nadal mam ogromne obawy przed używaniem produktów w proszku ... Chyba się nie przemogę :(
OdpowiedzUsuńDla mnie troszkę za bardzo się błyszczy ale sprawna ręka wizażystki (i nie tylko:D) na pewno sprawiła by aby wyglądał cudnie nawet na mojej buzi. Osobiście wolę standardowe wersje w kamieniu. Taka forma aplikacji i konsystencja produktu najbardziej mi odpowiada.
OdpowiedzUsuńDo mnie dwa dni temu dotarły kosmetyki z tej firmy, pierwszy zakup, a najbardziej zależało mi na tym zielonym korektorze, bo mam strasznie zaczerwieniona twarz + popękane naczynka, czytałam mnóstwo recenzji...patrzyłam na ceny...No i w końcu - raz się żyje, prawda? Jak sama nie spróbuję to nie będę wiedziała jak jest faktycznie.
OdpowiedzUsuńJaki efekt?
Super!
Więc dziewczyny, jak któraś z Was ma problem z czerwoną twarzą to polecam ten zielony korektor + podkład i jest super!
Zero czerwoności, mega trwałość, no może trzeba się oswoić z nakładaniem tych kosmetyków, ale warto, są bardzo wydajne! Pigmentacja różu super, ja mam kolor Surfer Girl, wzięłam też próbkę tego koloru, który recenzujesz.
Błyszczyk jest również super jakościowo!
Co jeszcze chciałam...
Kremy...kupiłam kilka próbek i na razie testuje ten migdałowy - rewelacja!
Mam cerę wrażliwą, suchą z tendencją do świecenia się w partii T, jednak po użyciu podkładu nie nakładałam jeszcze nic matującego i nie mam nadmiernego świecenia.
Sama jestem w szoku, że taki pozytywny efekt u mnie, bo w kuferku mam naprawdę dobre kosmetyki, profesjonalne to jednak nie na co dzień.
Najbardziej zależało mi na efekcie lekkim, naturalnym i bez efektu widocznych czerwonych naczynek oraz, żeby pory nie były zapchane. Cena kosmetyków nie jest niska, ale warto! Sama sie o tym przekonałam i nie jestem jedyna ;)
Ale się rozpisałam....ups...
UsuńChciałam tylko dodać, że pigmentacja róż jest bardzo mocna i trzeba uważać z nakładaniem ;)
Korektor Blush Away też bardzo polubiłam, mimo że z rumieniem czy naczynkami nie mam większego problemu :) Ale bardzo fajnie neutralizuje ślady po pryszczach, dzięki niemu są niewidoczne pod podkładem :)
UsuńRóż mam tylko jeden, ale czaję się na Surfer Girl i będę pamiętać o Twoim ostrzeżeniu :)
Daj znać jak kremy się spiszą i który najbardziej polecasz. Dzisiaj oglądałam ich recenzję na You Tube i też szczerze mnie zainteresowały.
cudowny! :) nie miałam jeszcze różu z LL chyba czas to zmienić
OdpowiedzUsuń