30.09.2014

Ulubione / NINA RICCI, CLINIQUE, CHINA GLAZE, TARTE, ALTERRA


Below Deck, Nail Polish

Wrzesień to mój ulubiony miesiąc, więc kosmetyczni ulubieńcy również będą wyjątkowi. Jednym z nich jest woda toaletowa Niny Ricci w klasycznym wydaniu. Nie mam zdolności do opisywania zapachów, więc nawet nie podejmę wyzwania. W moim odczuciu jest to wyrazisty, bardziej zdecydowany zapach, idealny na chłodniejsze dni. Towarzyszy mi już od kilku lat i za każdym razem, kiedy tylko się skończy kupuję kolejne opakowanie. Nie mogę oprzeć się także uroczemu flakonikowi, który pięknie prezentuje się na toaletce.

Nina Ricci Woda toaletowa
Nina Ricci Woda toaletowa

Stałym uczuciem (o ile to możliwe) darzę również lakier do paznokci China Glaze Below Deck. Posiada dosyć nietypowy kolor. Producent określa go jako fiolet z domieszką taupe. W zależności od padającego światła różnie wychodzi na zdjęciu: czasem ujawnia się odrobina brązu, innym razem szarość lub przygaszony fiolet. Ogólnie lubię takie 'brudne' kolory i nie mogę uwierzyć, że mam go ponad dwa lata. Jakość jest doskonała, a konsystencja w ogóle się nie zmieniła. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że warto inwestować w lakiery profesjonalnych firm. Znają się na rzeczy, nie tylko na niepowtarzalnych kolorach :)

China Glaze Below Deck

Jak widać wrzesień to w moim przypadku miesiąc powrotów do sprawdzonych kosmetyków. Ponownie zaczęłam używać odżywki z granatem i aloesem Alterra, która wpadła do koszyka przy okazji ostatnich zakupów w Rossmannie. Byłam z niej bardzo zadowolona poprzednim razem, więc promocja skutecznie mnie do tego zachęciła. W magiczny sposób nawilża moje włosy i sprawia, że moje 'nitki' nabierają objętości. Fryzura robi się pełniejsza, pukle ładnie się układają, a ja mam wrażenie jakbym miała burzę włosów. Od dzisiaj będę używać jej regularnie, koniec z nowościami, które przynoszą tylko rozczarowanie. 


W przypadku makijażu nowy podkład mineralny Tarte Amazonian Clay Full Coverage Foundation okazał się bardzo trafionym produktem! W sumie nie mam dużego porównania, bo używałam tylko Lily Lolo, ale wykończenie ma o niebo lepsze. Nie jest tak pudrowy i suchy, dzięki czemu rozszerzone pory są mniej widoczne. Do tego ma zdecydowanie lepsze krycie, więc korektora używam tylko pod oczy. Podoba mi się również forma aplikacji, ponieważ w opakowaniu zamiast tradycyjnego sitka jest siateczka. Wszystko opiszę dokładniej przy okazji pełnej recenzji, bo naprawdę warto zwrócić na niego uwagę.

tarte polska

I na koniec mój ulubiony kosmetyk do demakijażu Clinique 'Take the day off' Cleansing Balm. Jest wielofunkcyjny, ponieważ służy do demakijażu twarzy oraz oczu. Wystarczy użyć niewielkiej ilości aby zmyć cały makijaż. Nie podrażnia i doskonale rozpuszcza tusz oraz eyeliner. Poza tym przyjemnie używa się go przy masażu twarzy, a brak zapachu ułatwia długi proces. Ogólnie same plusy i muszę w końcu napisać o nim szerszą recenzję :)

Clinique Balsam do demakijażu

_________________________________________

28.09.2014

Nowości / PAT & RUB, TOŁPA, ROSSMANN

Pat&Rub Nowości

W tym miesiącu oprócz zamówienia Tarte z Sephory USA zdecydowałam się skorzystać z kilku dobrych ofert. Między innymi w Pat&Rub, ponieważ przecenili o połowę aż dziesięć swoich produktów. Dostałam również rabat urodzinowy, więc żal było nie skorzystać. Było w czym wybierać, jednak tym razem postanowiłam spróbować kosmetyków do pielęgnacji twarzy: toniku, mleczka oraz ekoAmpułki 4 do cery trądzikowej /recenzja/. Do tego miałam możliwość wyboru dwóch próbek. Zdecydowałam się na peeling do stóp oraz krem do twarzy AOX. Niby nie jest tego zbyt dużo, ale wcześniej miałam miniaturkę toniku i jak widać zainteresował mnie na tyle, że zamówiłam pełnowymiarowe opakowanie. 

Tołpa Nowości

Podjęłam też decyzję o zamówieniu kosmetyków Tołpa. Miałam wcześniej płyn micelarny, który wywołał u mnie mieszane uczucia, przez co zniechęciłam się trochę do marki. Przekonała mnie dobra oferta, czyli rabat w wysokości 30 zł przy zakupach za min 80 zł oraz darmowa wysyłka. Na mojej liście od dawna wisiał krem pod oczy z serii Hibiskus 30 + oraz serum nawilżające Hydrativ. Krem do rąk trafił do koszyka, bo byłam ciekawa zapachu serii Czarna Róża, a przy okazji dorzuciłam jeszcze próbki kremów do twarzy (szkoda, że płatne- niby tylko grosz, ale zawsze to pieniądz).

Wibo Chic Matte

Na koniec lokalne zakupy w Rossmannie. Wróciłam do odżywki nawilżającej Alterra i żałuję, że nie kupiłam od razu więcej, bo działa cuda. Mydełko Himalaya może okazać się ciekawą alternatywą dla moich ulubionych z Alterry. Naturalny antyperspirant Neutral zainteresował mnie prostym składem, a lakier Wibo przykuł uwagę bardzo fajnym jesiennym kolorem. Podkład Maybelline Affinitone upolowałam na początku miesiąca w SuperPharm, kiedy to na całą markę obowiązywała zniżka -40 %. 
W październiku jak zwykle obiecuję sobie wstrzemięźliwość, ale jeśli znowu trafi się ciekawa oferta, to nie wiem czy uda mi się przejść obok niej obojętnie ;)
_________________________________________

25.09.2014

Peeling cukrowy z mango i kokosem / WELLNESS & BEAUTY Zucker-Öl-Peeling mit Mangokernöl und Kokos

WELLNESS & BEAUTY Peeling cukrowy z mango i kokosem

Jeśli szukacie dobrego i taniego peelingu bez parafiny, to mam dla Was świetną propozycję. Nie tak dawno rossmannowa marka Wellness & Beauty odmieniła swoją szatę graficzną i przy okazji wprowadziła nowe produkty. Jednym z nich jest peeling do ciała z olejkiem z mango oraz kokosem. Miałam wcześniej wersję o zapachu morskim i miło wspominam, zwłaszcza że potrafił nieźle szorować. W tym przypadku jest tak samo, z tym że zapach okazał się zdecydowanie przyjemniejszy. Najbardziej czuć mango, dopiero później wybija się subtelna kokosowa nuta. Zapach szybko się ulatnia i nie pozostaje na skórze, co dla jednych będzie wadą, dla mnie akurat zaletą.

WELLNESS & BEAUTY Peeling cukrowy z mango i kokosem

Peeling na etykiecie nazwany jest cukrowym, ale wgląd do składu szybko weryfikuje tę informację. Na pierwszym planie jest sól, przez którą można odczuć delikatne szczypanie podczas zabiegu. Jest też cukier oraz nieliczne wiórki kokosowe. Zawartość przypomina mi kogel-mogel, głównie ze względu na wyrazisty żółty kolor. Za nawilżanie oraz pielęgnację odpowiedzialne są olejki. Na głównym planie słonecznikowy oraz migdałowy, natomiast tytułowy z mango dopiero na końcu. Ich działanie czuje się zaraz po kąpieli, ponieważ zostawiają tłustą warstewkę. Jeśli ktoś nie lubi takiego efektu, zawsze może odlać nadmiar olejku. Osobiście nie mam nic przeciwko i bardzo odpowiada mi taka forma. Pozwala zaoszczędzić trochę czasu, bo nie muszę używać dodatkowo balsamu lub tradycyjnego olejku. 

maris sal  ethylhexyl stearate • sucrose • prunus amygdalus dulcis oil • helianthus annuus seed oil • caprylic/capric triglyceride • parfum • cocos nucifera fruit • mangifera indica seed oil  tocopherol  CI 19140  limonene • citronellol

WELLNESS & BEAUTY Peeling cukrowy z mango i kokosem

Działanie niczym nie odbiega od poprzednika- jest ostre szorowanie (szczególnie na sucho ;) Ciało staje się świetnie oczyszczone, skóra miękka, gładka i dobrze nawilżona. Pod tym względem nie mam żadnych zastrzeżeń. Cena również jest atrakcyjna, bo słoiczek zawierający 300 g produktu kosztuje około 10-14 zł. Jeśli mam się do czegoś przyczepić, to jedynie do bardzo mocnego zamknięcia, które najlepiej otwierać suchymi dłońmi.

Dostępne są jeszcze dwa nowe warianty: sól morska i oliwa z oliwek oraz masło shea i olejek migdałowy. Tym drugim jestem niezmiernie zainteresowana, więc już teraz uprzedzam, że może pojawić się na blogu ;)

 - Produkt wegański, nietestowany na zwierzętach.

23.09.2014

Regulujące serum z mącznicy lekarskiej / JOHN MASTERS ORGANICS Bearberry Oily Skin Balancing Face Serum

 JOHN MASTERS ORGANICS Regulujące serum z mącznicy lekarskiej

Robiąc zakupy na Strawberrynet.com wrzuciłam do koszyka serum JMO, ponieważ cena była obniżona o połowę. Nic nie wiedziałam na jego temat, oprócz tego co było zamieszczone na stronie. Dopiero niedawno w blogosferze zaczęły pojawiać się recenzje i to nie byle jakie, bo pozytywne. Muszę dorzucić swoje trzy gorsze, chociaż moja opinia nie będzie odbiegać od innych, bo serum okazało się idealne dla mojej mieszanej cery. 

JOHN MASTERS ORGANICS Regulujące serum z mącznicy lekarskiej

Zupełnie się tego nie spodziewałam, wręcz powątpiewałam w jego dobroczynne właściwości. Głównie ze względu na niepozorną konsystencję, która jest ultralekka, a przy kontakcie ze skórą wręcz wodnista. Doskonale się wchłania, pozostawiając lekko ściągniętą skórę. Uczucie to ustępuje po nałożeniu kremu.  Ponieważ na noc nakładam krem Effaclar DUO [+], serum stosowałam na dzień pod makijaż. Ma za zadanie regulować produkcję sebum oraz utrzymać mat na twarzy. Z tego zadania wywiązuje się bardzo dobrze, bo niezależnie od użytych kosmetyków dostrzegłam znaczną poprawę w strefie T (bibułki matujące poszły w odstawkę).

JOHN MASTERS ORGANICS Regulujące serum z mącznicy lekarskiej

Co jeszcze zauważyłam? Znacznie polepszył się wygląd oraz kondycja mojej cery. Pory nie zmniejszyły się w widoczny sposób, ale skóra stała się gładsza, ujednolicona i zniknęły wszelkie podrażnienia. Dodatkowo serum działa antybakteryjnie i przeciwzapalnie. Nieliczne wypryski, które się pojawiały dosyć szybko schodziły, nie pozostawiając po sobie większego śladu. W tym przypadku duże znaczenie miał też stosowany przeze mnie krem DUO, ale JMO jest jego doskonałym uzupełnieniem. Zauważyłam po prostu ogromną różnicę, kiedy dołączyłam serum do swojej pielęgnacji. Na efekt musiałam jednak cierpliwie czekać, a trwało to około półtora miesiąca. Systematyczne wklepywanie zostało wynagrodzone, a moje wszelkie obiekcje poszły w niepamięć.

Serum posiada niesamowicie przyjazny oraz naturalny skład. Bazą jest sok z aloesu, który z tego co zauważyłam pokochała moja skóra, a także woda lawendowa. Zawiera ekstrakt z mącznicy lekarskiej, zielonej herbaty, ryżu, kory wierzby itd. Generalnie same dobroczynne składniki, które naprawdę działają, a nie szkodzą:

Aloe barbadensis (aloe vera) leaf juice  lavandula angustifolia (lavender) flower water  salix nigra (willow) bark extract  epilobium fleischeri extract  glycerin  leuconostoc/radish root ferment filtrate  arctostaphylos uva ursi (bearberry) leaf extract  camellia sinensis (green tea) leaf extract • oryza sativa (rice) extract  candida bombicola • glucose  methyl rapeseed ferment  sclerotium gum

JOHN MASTERS ORGANICS Regulujące serum z mącznicy lekarskiej

Słabym ogniwem tego kosmetyku jest pompka. Niestety potrafi się zaciąć i nie zawsze udaje się pobrać odpowiednią ilość. Swoją poniekąd udało mi się okiełznać, ale i tak zdarza mi się wycisnąć za dużo. Buteleczka natomiast jest szklana, klasyczna i pasująca do wizerunku marki.

I na koniec cena - na polskiej stronie 149 zł. Jednak mam dobrą wiadomość, bo nie tak dawno serum było przecenione na 79 zł. Sama natomiast kupiłam na stronie Strawberrynet.com za około 70 zł. Jak widać można kupić je znacznie taniej i sama żałuję, że nie zrobiłam zapasu, kiedy miałam ku temu okazję. To było moje pierwsze spotkanie z firmą John Masters Organics i już wiem, że nie ostatnie.

 - Produkt wegański, nietestowany na zwierzętach.

21.09.2014

Rose Tender / BOURJOIS Little Round Pot Cream Blush

BOURJOIS Róż do policzków Rose Tender

Lubię kosmetyki Bourjois, więc zawsze śledzę ich nowości. Jedną z nich są róże w kremie, które niestety nie są u nas dostępne.  Swój egzemplarz kupiłam na stronie Lookfantastic.com. W ofercie są tylko cztery kolory, ale wydają się na tyle uniwersalne że każdy wybierze coś dla siebie. Zdecydowałam się na Rose Tender #03, czyli przyjemny jasny róż. Zawiera srebrne drobinki, co dodatkowo ochładza kolor i daje efekt lekkiego rozświetlenia. Są bardzo małe, więc całość prezentuje się subtelnie, niczym  naturalny rumieniec. 

BOURJOIS Róż do policzków Rose Tender

Opakowanie przypomina tradycyjną wersję 'little round pot'. W tym przypadku nie ma pędzelka, ale jest lusterko oraz zamknięcie na magnes. Jak zawsze wykonane solidnie, chociaż napisy powoli zaczynają się ścierać. Ważniejsza jest jednak zawartość, czyli nietypowa kremowo-pudrowa konsystencja. Nie mam zbyt dużego porównania do róży w takiej formie, ale struktura jest dosyć zbita i początkowo nastręczała mi problemów z aplikacją.

BOURJOIS Róż do policzków Rose Tender

Palcami nie lubię nakładać tego typu kosmetyków, więc szukałam odpowiedniego pędzla. Klasyczne niestety nie zdawały egzaminu, ze zwzględu na zbyt miękkie włosie, które nie nabierało odpowiedniej ilości różu. Ideałem okazał się Petit Stippling #122 marki Zoeva. Dzięki małej średnicy oraz dosyć zbitemu włosiu typu duo-fiber z łatwością nabiera kosmetyk. 

BOURJOIS Róż do policzków Rose Tender
Najpierw stempluję kości policzkowe, a dopiero potem delikatnie rozprowadzam na skórze. Uzyskuję jednolity kolor o delikatnym matowym wykończeniu. Róż jest dobrze napigmentowany, więc w moim przypadku wystarcza jedna aplikacja. Nie migruje na twarzy i trzyma się całkiem nieźle do samego wieczora. Oczywiście wszystko zależy od kosmetyków jakich się użyje, czyli podkładu, kremu oraz rodzaju cery. 

Kosztuje około 8 funtów, dlatego cieszę się, że zakup okazał się udany. Gdyby gama kolorystyczna była bardziej urozmaicona, pewnie jeszcze jeden egzemplarz trafiłby do mojej kosmetyczki :)
_________________________________________

19.09.2014

TARTE / Sephorowe nowości z USA

Tarte Polska

TARTE - czy muszę coś dodawać? Czytanie zagranicznych blogerek oraz oglądanie youtuberek powinno być zakazane! Wodzą mnie na pokuszenie kosmetykami, które są u nas niedostępne. Zasiewają ziarenko zainteresowania, które z każdą kolejną pozytywną recenzją kiełkuje, przeradzając się w chęć spróbowania. Postanowiłam sprawić sobie urodzinowy prezent i na własnej skórze przetestować naturalne kosmetyki tej amerykańskiej marki.

Tarte Polska

Najpierw kilka słów o Tarte. Firma istnieje na rynku od 1999 roku i została założona przez Maureen Kelly. Bardzo spodobała mi się filozofia marki, która kręci się wokół naturalnych, zdrowych, ekologicznych oraz nietestowanych na zwierzętach produktach. Kosmetyki nie zawierają: oleju mineralnego, parabenów, ftalany, SLS, triklosan, syntetycznych zapachów oraz glutenu. Oparte są natomiast na ekstraktach z roślin, minerałach, witaminach, olejkach i pozostałych naturalnych składnikach. Samo zdrowie dla skóry, zamknięte w uroczych opakowaniach, które nie naruszają równowagi ekologicznej. 

Tarte Polska

Przejdźmy w końcu do konkretów, czyli do tego co zamówiłam :) Wybrałam jeden z najpopularniejszych kosmetyków  Tarte, czyli róż 'Amazonian clay 12-hour blush' w odcieniu Dollface, Określany jest jako jasny, chłodny róż. W opakowaniu przypomina trochę Well Dressed firmy MAC, z tym że jest lepiej napigmentowany. Przy okazji recenzji na pewno oba porównam. 

Tarte Polska

Pomadkę 'Amazonian butter lipstick' wybrałam w odcieniu Tulip. Ma niezwykle maślaną konsystencję, koloryzuje oraz odrobinę nabłyszcza usta. Opakowanie to prawdziwe mistrzostwo, bo jest papierowe. Wzór ma przepiękny i głównie z tego powodu zdecydowałam się na zakup, ponieważ 'pomadek Ci u mnie dostatek' ;)

Ostatnim kosmetykiem jest mineralny podkład 'Amazonian clay full coverage airbrush foundation'. Po pierwszej aplikacji jestem nim szczerze zachwycona. Ma większe krycie niż podkład Lily Lolo, a samo opakowanie to rewolucja w nakładaniu sypkich pudrów. 

Tarte Polska

Wybrałam trzy najbardziej interesujące mnie kosmetyki, ale chętnie dokupiłabym jeszcze kilka. Moje pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne. Dziękuję Marcie z bloga Hunger for Beauty za pomoc w realizacji mojego urodzinowego prezentu :*

be green, be smart, be tarte

_________________________________________

17.09.2014

Wspomnienie lata / BALEA, ISANA

Żel pod prysznic Isana

Lato jeszcze się nie skończyło, ale aura coraz szybciej zmienia się w jesienną. Ciągle nie mogę się przestawić i używam owocowych kosmetyków pod prysznicem. Przypominają mi o minionym urlopie, więc za każdym razem kiedy po nie sięgam przenoszę się myślami do tego miłego okresu spędzonego na Węgrzech. 

Między innymi za sprawą żelu pod prysznic Isana Orange & Grapefruit z olejkiem pomarańczowym. Zapach jest oryginalny, ponieważ nie pachnie dosłownie cytrusami. Złamany jest słodyczą, co tworzy bardzo przyjemną kompozycję. Przywodzi mi na myśl subtelniejszą wersję żelu z serii Isana Med, również z dodatkiem tego olejku. Nie przesuszył mojej skóry, mimo że przestawiłam się na lżejsze kosmetyki nawilżające. Aplikuję go przy pomocy myjki, żeby uzyskać jeszcze większą ilość piany. Dzięki temu staje się wydajniejszy, a ja mogę dłużej cieszyć się zapachem oraz miłymi wspomnieniami. Szczerze polecam, szczególnie że żaden z tych żeli jeszcze mnie nie zwiódł :)

Balea Pianka pod prysznic

Drugim kosmetykiem jest pianka pod prysznic Balea (Duschgel Exotic Shower), którą kupiłam w węgierskim DM'ie. Była to ostania sztuka, na dodatek na wyprzedaży, więc nie mogłam odpuścić takiej okazji. Chciałam też zaspokoić swoją ciekawość, ponieważ nie miałam jeszcze styczności z taką formą pielęgnacji ciała. Po pierwszym użyciu miałam wrażenie, jakbym myła się zwykłą pianką do golenia. Szybko jednak się przyzwyczaiłam i nawet mi się spodobało, szczególnie że w odróżnieniu od typowego żelu nie ścieka z ręki i można rozprowadzić na ciele większą ilość. Różni się tradycyjnej pianki do golenia, bo pozostawiona na skórze zaczyna w nią wsiąkać. Zapach jest przyjemny, ale w porównaniu do obiecującego opakowania dosyć subtelny. Wyczuwam miks egzotycznych owoców tylko przy aplikacji. Na mojej skórze niestety się nie utrzymuje. Właściwości myjące ma dobre, więc jestem zadowolona z zakupu i na pewno skuszę się na inne pianki pod prysznic. 

Oba kosmetyki są wersjami limitowanymi i poniekąd żałuję, że nie będę mogła kupić ich ponownie. Z drugiej strony na zawsze będą mi się kojarzyć z tegorocznymi wakacjami, co czyni je jeszcze bardziej niepowtarzalnymi. 

_________________________________________

15.09.2014

NOWY EFFACLAR DUO [+] / LA ROCHE POSAY

Nowy Duo

Jednym z moich ulubionych kremów do twarzy jest Effaclar Duo z firmy La Roche Posay. Jestem mu wierna od kilku lat, więc przez moje dłonie przewinęła się niezliczona ilość tubek. Od jesieni zeszłego roku używam go regularnie, więc miałam pewne obawy, kiedy została wprowadzona nowa wersja - Effaclar DUO [+]. Zmiany miały być niewielkie, można by rzec 'kosmetyczne', a działanie jeszcze lepsze. Musiałam się przekonać na własnej skórze jak sprawdzi się w rzeczywistości i czy obietnice producenta zostaną spełnione.

Nowy Duo

W zasadzie Effaclar DUO [+] z wyglądu niewiele różni się od poprzednika. Opakowanie zostało zachowane, czyli wciąż jest to plastikowa tubka z higienicznym dziubkiem. Zapach pozostał ten sam, praktycznie niewyczuwalny i lekko chemiczny. Zmieniła się natomiast konsystencja, która stała się bardziej biała i treściwa. Nie ma to jednak wpływu na właściwości kosmetyku, ponieważ rozprowadza się i wchłania tak samo dobrze jak wcześniej. Dzięki temu może być stosowany zarówno na dzień, jak i na noc. Osobiście stosuję go regularnie tylko przed snem, a dodatkowo aplikuję na uporczywe niedoskonałości, żeby przyspieszyć cały proces.

Nowy Duo

Początkowo miałam mieszane uczucia, ale kiedy sięgnęłam po kolejną tubkę przekonałam się do niego całkowicie. W działaniu okazał się równie dobry, a  nawet lepszy! Mam mieszaną cerę, suchą na policzkach i przetłuszczającą się w strefie T, dlatego w mojej pielęgnacji istotna jest równowaga pomiędzy oczyszczaniem, a nawilżeniem. DUO [+] pozwala mi ją zachować, a przy tym niwelować pryszcze na twarzy, zaskórniki oraz pojawiające się od czasu do czasu białe grudki. Mam wrażenie, że znacznie szybciej uspokaja stany zapalne i nie powoduje ich dalszego rozwoju. Dzięki niemu szybciej znikają też zmiany potrądzikowe, czyli czerwone przebarwienia po wypryskach. I co najważniejsze nie zmieniają się w brązowe plamki, które znacznie trudniej usunąć. Wiem coś na ten temat, bo do dzisiaj borykam się z kilkoma powstałymi po innym kremie z kwasami, który stosowałam ponad rok (!) temu. Krem DUO to według mnie świetny sposób na trądzik, z którym jeszcze nie tak dawno sama miałam problem. Co prawda trądzik miał łagodny przebieg, ale bardzo uciążliwy, więc cieszę się że mam go już za sobą.

Nowy Duo

Moja cera stała się gładsza, znacznie mniej przetłuszcza się w strefie T i nie jest tak podatna na nowe niedoskonałości. Oczywiście wszystko zależy od dobrego oczyszczania i tutaj kluczowy okazał się również żel do mycia twarzy. Obecnie stosuję Effaclar, który przeznaczony jest do cery tłustej i wrażliwej. Nie zawiera mydła ani alkoholu. Ma typową konsystencję przezroczystego żelu, bez dodatku barwników. Do mycia wystarcza niewielka ilość, bo sam doskonale się pieni. Przez to staje się też niezwykle wydajny. Posiada subtelny, przyjemny zapach. Sporadycznie używam go w połączeniu ze szczoteczką Clarisonic, która potęguje jego działanie. Dokładnie usuwa sebum oraz wszelkie pozostałości kosmetyków kolorowych. Stosowany częściej, niestety działa wysuszająco, dlatego używam go wyłącznie po demakijażu.

Effaclar żel do mycia twarzy

Podsumowując firma La Roche Posay zmieniła DUO, ale na lepsze. Cieszę się, że moje obawy w ogóle się nie spełniły. Odczuwam również sporą ulgę, bo nie muszę szukać zamiennika. Obecnie zużywam drugie opakowanie i na pewno kupię kolejne, czekając oczywiście na dobrą okazję. Regularna cena kremu wynosi około 60 zł, żelu około 35 zł, jednak oba często można trafić znacznie taniej.
_________________________________________

13.09.2014

Kosmetyki z aloesem / YVES ROCHER, LILY OF THE DESERT


aloes mgiełka nawilżająca

W letnim okresie sama myśl o masłach czy balsamach zupełnie zniechęcała mnie do pielęgnacji ciała. Ich miejsce zajęły kosmetyki o znacznie lżejszych konsystencjach, które szybko się wchłaniają oraz nie pozostawiają żadnej odczuwalnej warstewki na skórze.

kosmetyki z aloesem

W zeszłym roku robiąc zakupy na iHerb skusiłam się na  aloesową galaretkę do ciała Lily of the Desert (Gelly Soothing Moisturizer). Pojemność 355 ml okazała się zbyt duża jak na jeden sezon letni, więc została mi ponad połowa na tegoroczny. Posiada zadziwiająco długi termin przydatności, więc stała zapomniana w łazienkowej szafce, dopóki nie zaczęły się upały. Ma postać typowej galaretki, która po zetknięciu ze skórą rozpuszcza się i zmienia w lekki żel. Bez problemu rozprowadza się i potrzebuje tylko pół minuty do całkowitego wchłonięcia. Nie zostawia żadnej lepkiej czy tłustej powłoczki, po prostu wsiąka do ostatniej kropli. Czułam natychmiastowe ukojenie oraz nawilżenie, a także lekkie chłodzenie. Po kąpieli słonecznej przynosiła niewysłowioną ulgę spieczonej skórze. Równie dobrze spisała się po depilacji, potęgując jedwabistość skóry. Uwierzcie mi, że żaden balsam czy masło nie daje takiego komfortu. Do tego jest bezzapachowa, więc nie męczy. Galaretki można także używać do nawilżania twarzy oraz włosów, ale jeszcze nie próbowałam. Wszystko zużyłam do pielęgnacji ciała i mam ochotę na następne opakowanie. Lily of the Desert składa się w 99 % z aloesu, bez dodatku wody, może być używana tylko powierzchniowo:

Organic aloe vera barbadensis leaf juice (gel)  carbomer (thickener)  certified organic aloe vera juice (gel) concentrate  organic aloe vera barbadensis leaf polysaccharides (aloesorb)  tocopheryl acetate (vitamin E) • retinyl palmitate (vitamin A)  ascorbic acid (vitamin C)  disodium EDTA (preservatives)  caprylyl glycol (emollient)  phenoxyethanol (preservative)  sorbic acid (preservative) 

Mgiełka nawilżająca z aloesem

Drugi kosmetyk, to mgiełka nawilżająca do ciała Yves Rocher (Eau de soin Vegetal). Miała być kosmetykiem 'na plażę', ale po pierwszym użyciu wiedziałam, że z moich planów nici. Przede wszystkim atomizer psika strumieniem, a nie przyjemną mgiełką, więc muszę kosmetyk dodatkowo rozetrzeć na skórze. Pozostawia kleistą warstwę zanim się całkowicie wchłonie, co wywołuje mały dyskomfort. Miała mieć przyjemny, orzeźwiający zapach, a według mnie pachnie dziwnie. Całe szczęście, że nie jest zbyt nachalny i nie utrzymuje się długo na skórze. Jak widać ma więcej wad niż zalet, ale zakup rekompensuje mi działanie, bo faktycznie nawilża i koi skórę. Za kolejne opakowanie jednak podziękuję. Na koniec jeszcze skład, który nie jest zbyt imponujący:

Aqua • methylpropanediol • aloe barbadensis leaf juice • Peg-6 caprylic • glycerin • anthemis nobilis flower water • Alcohol • polysorbate 20 • phenoxyethanol • parfum • phantenol • xantan gum • sodium benzoate • citric acid • potassium sorbate

_________________________________________

11.09.2014

Ulubiony! / MANHATTAN Soft Mat Lipcream #56K


Manhattan pomadka w płynie

Jeszcze nie tak dawno stroniłam całkowicie od matowych pomadek. Po zakupie dwóch typu lipcream, moje podejście całkowicie się zmieniło. Niezwykle spodobało mi się pół matowe wykończenie, natomiast kolor 56 K firmy Manhattan stał się jednym z moich ulubionych. Pięknie ożywia twarz, dodając jej promienności oraz uwydatniając usta. Nie wiem czy to zasługa tego konkretnego koloru, czy samego efektu, bo wydają mi się pełniejsze.

Opakowanie jest typowe dla błyszczyków, ale zawartość przypomina niezwykle napigmentowany mus. Naniesiony cienką warstwą zakrywa całkowicie naturalny kolor. Zazwyczaj najpierw lekko obrysowuję kontur ust, a dopiero później wypełniam resztę. Dopiero po wyschnięciu wykończenie staje się matowe. Pomadka nie ściąga, nie klei się i nie czuć jej na ustach. Potrafi podkreślić suche skórki, jeśli wcześniej nie zadba się o odpowiednie nawilżenie. Posiada przyjemny waniliowy zapach, ale jest bezsmakowa.

Manhattan pomadka w płynie 56K

Jedną z największych zalet pomadki lipcream jest trwałość. Nie jest pod tym względem idealna, bo jej ślady zostają np na filiżance, potrafi też szybciej zetrzeć się podczas spożywania posiłków czy rozmowy. Robi to dosyć równomiernie znikając ze środkowej części ust, pozostawiając za to kolorowy kontur. Porównując ją do typowej pomadki jest zdecydowanie bardziej trwała. Na moich ustach nienagannie trzyma się około dwóch- trzech godzin. Później wymaga ponownej aplikacji i niestety każda kolejna wysusza jeszcze bardziej usta, więc w międzyczasie stosuję balsam.  

Manhattan pomadka w płynie

Swój egzemplarz kupiłam online za około 5 zł i ubolewam, że została wycofana z regularnej sprzedaży. Mam nadzieję, że naprawią ten błąd i pojawi się ponownie, w nowej szacie graficznej. Na szczęście cała seria jest jeszcze dostępna w sklepach internetowych i to za śmieszne pieniądze. Warto skusić się na Manhattan, ponieważ niewiele różni się od NYX Soft Matte Lip Cream. Pomadka ważna jest dwa lata od otwarcia, więc to dobra inwestycja. 

Ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego mazidła typu lipcream odkryłam dopiero niedawno i jak mogłam bez nich żyć.  Mają wszystkie ulubione przeze mnie cechy pomadki, a do tego długo utrzymują się na ustach i dają piękne wykończenie z intensywnym kolorem. Dla mnie to produkt prawie doskonały, więc pocieszam się powiedzeniem 'lepiej późno niż wcale' ;)

_________________________________________

9.09.2014

Mycie pędzli / MAC, DA VINCI, INGLOT

MAC

Pędzli używam codziennie, dlatego duże znaczenie ma dla mnie ich odpowiednia pielęgnacja oraz oczyszczanie. Ma to nie tylko wpływ na moją cerę, ale też na przedłużenie trwałości kosmetyków. Jeszcze nie tak dawno używałam zwykłego dziecięcego szamponu lub tradycyjnego mydła w kostce, ale wypłukanie tych kosmetyków było czasochłonne i nie wpływało zbyt korzystnie na samo włosie. Zaczęłam stosować płyny dedykowane pędzlom i znalazłam produkty, które zagościły u mnie na stałe. 

Da Vinci

MAC Brush Cleanser 235 ml / 50 zł
Nie wymaga stosowania wody, więc jest to mój ulubiony preparat do szybkiego mycia. Miałam kilka podobnych (Sephora, ELF), ale tylko MAC najlepiej oczyszcza, nawet tłuste, zaschnięte konsystencje. Dodatkowo jest niezwykle wydajny, więc taka pojemność wystarcza na długo. Dopiero przy dużych pędzlach do twarzy trzeba użyć go znacznie więcej, dlatego w tym celu stosuję go sporadycznie, można by rzec że tylko w ciężkich przypadkach. Doskonale radzi sobie z domyciem gąbek np Beauty Blender czy Real Techniques. Wyciąga ze środka wszystkie pozostałości, bez nadmiernego 'szorowania'. Zawiera alkohol, więc również dezynfekuje. Z tego względu staram się go nie używać do pędzli z naturalnym włosiem. 

DA VINCI Mydło w kostce 40g / 26 zł
Najczęściej myję pędzle przy jego pomocy. Jest to produkt niemieckiej marki produkującej pędzle, dostępny także w większym opakowaniu. Sprawdza się przy myciu każdego rodzaju włosia, ponieważ mydło jest wykonane na bazie naturalnych olejków. Ogólnie skład ma zadziwiająco prosty, a przy tym skuteczny. Oczyszcza, ale nie pieni się mocno, więc nie trzeba go długo wypłukiwać. Jest twarde i ma tą cenną zaletę, że nie pozostaje na włosiu. Jedynym minusem jest dostępność, ponieważ widziałam je tylko w sklepie internetowym 'Minejo'. Metalowa puszka ułatwia przechowywanie i ogólnie samo mycie, spełniając funkcję mydelniczki. Używam go od dłuższego czasu i muszę przyznać, że jest bardzo wydajne.

INGLOT Brush Cleanser 150 ml / 16 zł
Ten produkt w kwestii mycia nie radzi sobie wcale, za to bardzo polubiłam go do odkażania akcesoriów, takich jak zalotka, pęseta do brwi czy grzebyk do rzęs. Sprawdza się również do dezynfekcji pędzli, co robię zaraz po oczyszczaniu mydłem Da Vinci. Świetnym i tanim zamiennikiem jest zwykły spirytus salicylowy (apteka) lub izopropylowy (sklepy techniczne). 

Organizacja pędzli

Pędzle myję po każdym użyciu, a pozostałe leżakujące raz w tygodniu. Gąbeczki natomiast staram się myć natychmiast po aplikacji, żeby od razu wypłukać nadmiar kosmetyku, który wchłonęły. Zawsze odsączam nadmiar wody w papierowy ręcznik, dzięki czemu szybciej wysychają. Ostatnio zmieniłam też sposób przechowywania pędzli, mianowicie przeniosłam je z blatu toaletki do szuflady. Teraz mają bardziej higieniczne warunki, kiedy czekają na swoją kolej :)
_________________________________________

7.09.2014

Kamuflaż ALVERDE / SAND #001

kamuflaż naturkosmetik camouflage

Kamuflaż Alverde kupiłam rok temu w czeskiej drogerii DM. Szukałam czegoś dobrze kryjącego, poza tym spodobał mi się jego kolor. Istnieją dwa odcienie, ale 001 Sand wydał mi się jaśniejszy i mniej beżowy. Cena także była przystępna, bo zapłaciłam około 20 zł. Opakowanie zawiera 5 g produktu i ma postać tradycyjnego zakręcanego słoiczka. Na opakowaniu nie ma informacji o składzie i znalazłam go dopiero w internecie. Okazał się bardzo przyjazny, bo zawiera naturalne składniki oraz ochronę przeciwsłoneczną. Miałam pewne obawy czy talk oraz olejki które zawiera nie spowodują większego wysypu. Na szczęście moja cera dobrze go toleruje, zdecydowanie lepiej niż Catrice.

Glycine Soja Oil • Ricinus Communis Oil • Titanium Dioxide • Talc • Rhus Verniciflua Cera • Mica • Stearic Acid • Simmondsia Chinensis Cera • Hydrogenated Vegetable Oil • Hydrogenated Rapeseed Oil • Silica • Lysolecithin • Tocopherol • Helianthus Annuus Seed Oil • Parfum • Linalool • Limonene • Geraniol • Citronellol [+/- CI 77163, CI 77491, CI 77019, CI 77492, CI 77499].

kamuflaż naturkosmetik camouflage

Ma dosyć zbitą, kremową konsystencję, która bardzo łatwo się nabiera przy pomocy palca. Żeby nie przesadzić do aplikacji używam pędzla Zoeva #223 Petite Eye Blender. Przy jego pomocy stempluję niedoskonałości i uzyskuję cienką, nie rzucającą się w oczy warstwę. Kamuflaż jest dobrze napigmentowany, więc niewielka ilość w zupełności wystarcza do zakrycia pryszcza lub przebarwienia. Niestety mogę go tylko nakładać na suche partie twarzy, czyli policzki. W strefie T potrafi się zważyć, natomiast pod oczami zbiera się w zmarszczkach. Jego formuła jest zbyt kremowa, przez co w moim przypadku traci na funkcjonalności. Trwałość też nie jest jego najlepszą cechą. Oprószony pudrem potrafi się dosyć długo trzymać, ale tak jak wspomniałam tylko na suchych partiach. 

Poza tym okazał się mało wydajny. Używam go okazjonalnie, więc zdziwiłam się kiedy zobaczyłam dno. Opakowanie jest większej średnicy (niż np Catrice), ale jak widać sam kosmetyk jest płytko umiejscowiony. Zużyję do końca i tęsknić nie będę, zwłaszcza że znalazłam o wiele lepszy korektor NYX  HD Photogenic Concealer /recenzja/ :) 

_________________________________________

5.09.2014

Bananowy duet / THE BODY SHOP Banana Shampoo & Conditioner

THE BODY SHOP Bananowy Szampon odżywka

Coraz bardziej interesuje mnie oferta The Body Shop, a wszystko za sprawą youtuberki Essie Button. Zupełnie nie jestem odporna na jej zachwyty. Zwłaszcza, że sama pracowała w jednym ze sklepów, więc towar zna poniekąd od podszewki. Namówiła mnie między innymi na zakup szamponu oraz odżywki o zapachu banana. 

Zdradzę Wam tajemnicę: nie przepadam za bananami. Toleruję tak samo jak arbuza, ale jadam sporadycznie. Jeśli chodzi o kosmetyki sprawa ma się inaczej. Bardzo lubię subtelną woń obu owoców, szczególnie jeśli jest soczysta i dobrze oddaje pierwowzór. W przypadku duetu The Body Shop zapach jest zrównoważony. Przypomina mi bardziej chipsy bananowe niż dojrzałego, słodkiego banana. Dla mnie to akurat zaleta, bo czuć go tylko przy aplikacji i nie pozostaje na włosach. 

THE BODY SHOP Bananowy Szampon odżywka

Oba kosmetyki są uniwersalne, dedykowane do każdego rodzaju włosów. Z tego powodu miałam pewne obawy, że szampon nie poradzi sobie z moją przetłuszczającą skórą głowy. SLSy zrobiły jednak swoje- do samego wieczora fryzura utrzymywała świeżość, nawet w upalne dni. Zaskoczyła mnie jego wydajność pomimo codziennego mycia, chociaż wiadomo że jest to kwestia indywidualna.

Zarówno szampon jak i odżywka mają żelową konsystencję. Łatwo rozprowadzają się na włosach, a także wydobywają z opakowania. Twarda butelka nie jest zbyt przyjazna dla użytkownika i nie ułatwia wyciskania kosmetyku. Zamknięcie jest przyzwoite, więc zazwyczaj stawiałam oba produkty do góry nogami, żeby wszystko samo spływało. Dzięki temu zużywają się do ostatniej kropelki, bez większego stresu pod prysznicem.

THE BODY SHOP Bananowy Szampon odżywka

Początkowo nie byłam zadowolona z działania duetu i miałam wrażenie, że nic nie robi. Dopiero po dłuższym czasie zauważyłam, że włosy zaczęły ładnie błyszczeć oraz nie przysparzały już tylu problemów przy układaniu i rozczesywaniu. Nie liczyłam na spektakularne nawilżenie czy regenerację, miałam realne oczekiwania, a nawet byłam trochę sceptycznie nastawiona do odżywki (głównie ze względu na jej żelową formę). Mam jednak mieszane uczucia. Źle nie jest, ale zachwytów także brak.

Największym walorem w tym przypadku jest zapach, działanie poprawne, cena natomiast trochę wygórowana. Jedna buteleczka o pojemności 250 ml kosztuje 25 zł. Warto jednak wypatrywać dobrych okazji, ponieważ sama kupiłam te dwa kosmetyki w cenie jednego.
_________________________________________

3.09.2014

Podkład nawilżający / MAX FACTOR Smooth Effect #45 Cream Ivory

MAX FACTOR Podkład nawilżający Smooth Effect #45 Cream Ivory

Bardzo polubiłam podkład Max Factor Smooth Effect i ostatnio używałam go dosyć często. Jednak nie mogę nazwać go swoim ideałem. W gwoli ścisłości mam wrażenie że takowy nie istnieje, bo zawsze znajdzie się jakiś niuans, który będzie przemawiał na niekorzyść. Może na początku skupię się na pozytywach, na przykład kolorze. 

Posiadam odcień #45 Cream Ivory, który jest drugim najjaśniejszym z całej gamy. Istnieje jeszcze #40, ale nie widziałam go na naszych drogeryjnych półkach. Na szczęście zakupiony przeze mnie odcień okazał się trafiony, zwłaszcza że posiada różowe tony. Dobrze stapia się ze skórą i nie ciemnieje po aplikacji. Zauważyłam natomiast pewną zależność- nakładany na bazę (w moim przypadku najczęściej Bioderma Pore Refiner) potrafi się momentalnie zważyć. Próbowałam tego połączenia z innym podkładem MF 3 in 1 Facefinity All Day Flawless i sytuacja była identyczna. Wnioskuję, że podkłady tej marki lepiej nakładać na typowy krem niż bazę pod makijaż. 
MAX FACTOR Podkład nawilżający Smooth Effect #45 Cream Ivory

Krycie jest przyzwoite i bez problemu można je stopniować, bez ciężkiego efektu. Przy jednej warstwie zakrywa lekkie przebarwienia po wypryskach, zaczerwienia czy inne niedoskonałości. Nie podkreśla porów. Ładnie ujednolica koloryt cery, bez ciężkiego efektu. Właśnie jego główną zaletą jest lekkość. Nie czuć go na skórze, ładnie się rozprowadza i pozostawia satynowe wykończenie. Jako podkład nawilżający naprawdę wypada doskonale przy mojej mieszanej cerze, szczególnie w wiosennym oraz jesiennym okresie. Stosowałam go również latem, ale pod spód aplikowałam puder bambusowy, aby na dłużej zachować matowy wygląd w strefie T. Bez tego cera dosyć szybo zaczynała mi się świecić i wymagała użycia wielu bibułek matujących. Pochwalę go jeszcze za trwałość, na mojej twarzy utrzymuje się cały dzień i nie ma zwyczaju zostawania na słuchawce telefonicznej ;) 

MAX FACTOR Podkład nawilżający Smooth Effect #45 Cream Ivory

Producent zapewnia, że kosmetyk nie blokuje porów i głównie z tego powodu zdecydowałam się na zakup. Z tym niestety się nie zgodzę. W moim przypadku stosowany regularnie powoduje wysyp białych grudek. Dopiero kiedy zapoznałam się ze składem, którego niestety brak na opakowaniu, zrozumiałam w czym tkwi problem. Niektórych składowych staram się unikać, chociażby nieszczęsnego talku:

Aqua, Cyclopentasiloxane, Glycerin, Titanium Dioxide, Talc, Sodium Chloride, PEG/PPG-18/18 Dimethicone,Silica, Laureth-7, Methicone, Trihydroxystearin,Arachidyl Behenate, Behenic Acid, Trisodium EDTA,Stearic Acid, Synthetic Wax, Mica, Polyethylene,Aluminum Hydroxide, Barium Sulfate, SodiumDehydroacetate, Propylparaben, Phenoxyethanol,Ethylene Brassylate +/- [CI 77492, CI 77491, CI 77499]

MAX FACTOR Podkład nawilżający Smooth Effect #45 Cream Ivory

Podsumowując polubiłam go za wykończenie, trwałość oraz odcień. Współpraca z nim to czysta przyjemność, niezależnie czy nakładam go pędzlem, gąbeczką czy palcami. Nie spodobał mi się fakt, że ma negatywny wpływ na moją cerę. Poza tym jest to fluid, który sprawdzi się tylko w średnich temperaturach, więc poniekąd mogę go nazwać sezonowym. Na koniec cena - około 40 zł za typową pojemność 30 ml. Powrotu raczej nie planuję, szczególnie że już dobijam dna i obiło mi się o uszy, że ma zostać wycofany. W takim razie liczę na identyczny kolor z lepszą formułą. 
_________________________________________

.

JAKO AUTORKA BLOGA NIE WYRAŻAM ZGODY NA KOPIOWANIE, POWIELANIE LUB JAKIEKOLWIEK INNE WYKORZYSTYWANIE W CAŁOŚCI LUB WE FRAGMENTACH TEKSTÓW I ZDJĘĆ Z SERWISU INTERNETOWEGO www.iwetto.com BEZ MOJEJ WIEDZY I ZGODY (PODSTAWA PRAWNA: DZ. U. 94 NR 24 POZ. 83, SPROST.: DZ. U. 94 NR 43 POZ. 170).