Grzebyk do rzęs może wydać się na pierwszy rzut oka narzędziem tortur. Tak jak zalotka dla niewtajemniczonych. Niby prozaiczny przyrząd, ale dla mnie jest niezbędny przy codziennym makijażu. Niezawodny i sprawdza się za każdym razem, kiedy trafiam na tusz z kiepską szczoteczką. Za jednym pociągnięciem rozdziela rzęsy, wyczesuje wszystkie grudki oraz usuwa nadmiar tuszu. Przy jego pomocy uzyskuję bardzo naturalny efekt, taki jaki najbardziej lubię.
Inglot oferuje swój egzemplarz za niecałe 15 zł, ale przy większych zakupach można go kupić za 8 zł. To jest mój drugi egzemplarz. Pierwszy o którym pisałam w poście /Szczerbata/, pękł i zaczął gubić ząbki. Mam wrażenie, że wtedy mieli jakąś felerną serię, ponieważ wiele osób się na nie skarżyło. Zaraz po tym incydencie kupiłam następny, który służy mi już trzy lata. Jego wytrzymałość jest naprawdę zadowalająca, zważywszy że używam go codziennie. Spełnia się całkowicie w swojej roli. Ząbki w przekroju są cienkie, okrągłe i spiczaste, więc bardzo dobrze separują każdy włosek. Dodatkowo są rozmieszczone blisko siebie, co pozwala na dokładne rozczesanie rzęs.
MAC Duo Las Comb/ Brow Brush jest dwu funkcyjny, ponieważ na jednym końcu ma grzebyk, na drugim szczoteczkę do brwi. Kosztuje 35 zł. Porównując go do Inglota jest kiepski, żeby nie powiedzieć bardziej dosadnie - beznadziejny. Grzebyk ma szerokie i płaskie piny, dlatego ciężko mu dostać się między włoski. Według mnie bardziej przyczynia się do zlepiania rzęs w kępki, niż dobrego rozczesania. Szczoteczka natomiast jest w porządku. Tradycyjna, więc nie zaskakuje niczym nowym i nie powoduje większego zachwytu. Produkt jakich wiele.
Jak widzicie droższe nie zawsze oznacza lepsze. Nie spodziewałam się tego po MACu, ale z drugiej strony cieszę się, że tańsza alternatywa okazała się lepsza. Niby mały niepozorny grzebyk Inglota, a jednak wielka rzecz. Tylko trzeba obchodzić się z nim ostrożnie, bo można zrobić sobie krzywdę. Na szczęście mi się to jeszcze nie przytrafiło, ponieważ przymykam oko, kiedy rozczesuję rzęsy.
Używacie grzebyków czy wystarcza Wam sama szczoteczka od tuszu?
__________________________________________
ja mam grzebyk taki z Rossmana za 5 zł i mysle czy by go na ten Inglotowski nie wymienić :)
OdpowiedzUsuńTeż miałam ten z Rossmanna, ale nie rozdzielał zbyt dobrze.
UsuńMnie wystarcza szczoteczka od tuszu, ale grzebyk i tak by się przydał, wiadomo ;)
OdpowiedzUsuńpóki co wystarcza mi sama szczoteczka od tuszu ;)
OdpowiedzUsuńMuszę kupic ten Inglota:) mam z Sephory ale nie do końca mi pasuje
OdpowiedzUsuńOdkąd używam tuszu MF False Lash Effect nie mam problemów z posklejanymi rzęsami, ale mimo to taki gadżet na pewno by się przydał w kosmetyczce:)
OdpowiedzUsuńOstatecznie przekonałaś mnie żeby w końcu kupić ten grzebyk Inglota! :) ciekawe czy na wysepce będzie :>
OdpowiedzUsuńPowinnaś kupić bez większych problemów :)
UsuńDo tego grzebyka z Inglota to ja się zabieram jak pies do jeża :D Już nie wiem ile czasu go kupuję... Czas najwyższy to zmienić bo ostatnio coś trafiam na kiepskie tusze i moje rzęsy później wyglądają jak nogi pająka :(
OdpowiedzUsuńBez grzebyka jak bez ręki ;) Szczerze polecam, bo nie wiadomo kiedy trafi się gorszy tusz.
UsuńJa stawiam na silikonową szczoteczkę ze starej maskary i do rzęs, i do brwi sprawdza się bardzo dobrze ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jak na razie szczoteczka mi w zupełności wystarcza. Obawiam się, że przy moich zdolnościach szybko bym się pokaleczyła takim grzebyczkiem;)
OdpowiedzUsuńTeż początkowo miałam obawy, ale wystarczy zachować większą ostrożność :)
Usuńmyślałam, że grzebyczek z inglota kosztuje więcej i ciągle wzbraniałam się przed zakupem. Teraz jak będę w pobliżu inglota ''obczaję'' go :).
OdpowiedzUsuńNa szczęście jest dosyć tani :)
Usuńkusi ten z Inglota już długi czas :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam ten z inglota, głównie za te igiełki. a ten z maca nieprzemyślany, faktycznie.
OdpowiedzUsuńNigdy nie czułam potrzeby stosowania takich akcesoriów, ale wypróbuję na początek ten Inglotowy:)
OdpowiedzUsuńNie używam, za dużo roboty;)
OdpowiedzUsuńbałabym sie ze wbije sobie to do oka!:D
OdpowiedzUsuńja mam dwie umyte szczoteczki z moich ulubionych tuszy i to mi zdecydowanie wystarcza... :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie wygląda niebezpiecznie ;) Ale przydałby mi się taki gadżet :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie jak narzędzia tortur...;) nigdy nie widziałam tych przyrządów:) fajny kobiecy gadżecik :)
OdpowiedzUsuńNie używałam nigdy tego typu sprzętu :-)
OdpowiedzUsuńPrzy najbliższej okazji muszę zakupić ten z Inglota, całkiem o nim zapomniałam a chodził za mną od dawna :)
OdpowiedzUsuńJa mam ten inglotowski...ale troche sie go boje;)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc ja rzadko używam grzebyczka do rzęs więc mam taki prosty z zestawu pędzli.
OdpowiedzUsuńJak wiesz mam oba grzebyki, ale mimo wszystko MAC'owy lubię o wiele bardziej. Do tego jest bezpieczniejszy.
OdpowiedzUsuńCo do rozczesywanie nie przyczepię się, ale... wszystko zależy też od rzęs, używanego tuszu. Jednak zrobiłam mały eksperyment z czystą szczoteczką po Clump Defy i w taki sposób trafiłam na grzebyk idealny :D a Mac i Inglot leżą w kącie ;)
Nie trafiłam jeszcze na taką szczoteczkę, która działałaby lepiej od grzebyka, ale wszystko przede mną :)
UsuńClump Defy miał fajną, jednak dla mnie była zbyt duża gabarytowo. Nie potrafiłam nią dobrze rozczesać tych najmniejszych rzęs.
Po latach testów stwierdzam, że z tuszem wszystko zaczyna się od rozpoznania własnych rzęs. Dopiero potem wiem w jaką formułę celować oraz wybierać szczoteczkę. Długo mi to zajęło, ale udało się :) Najbardziej pasuje mi klasyczna szczoteczka z Doll Eyes Lancome oraz właśnie Clump Defy Co prawda dolne rzęsy rządzą się innymi prawami, ale wypracowałam swoją technikę i jak na razie się sprawdza.
UsuńSzalenie pasuje mi szczoteczka od Gosh Growth, pod kątem kształtu i ułożenia wypustów oraz samego tuszu ale została wykonana z dość twardego materiału :( i kaleczy mi oczy :(
Kusił mnie ten Inglot, ale właśnie czytałam opinię o tym że igiełki gubił. Jednak jeśli Twój tak dobrze się trzyma to jak będę w Inglocie to kupię ;)
OdpowiedzUsuńMam grzebyczek z Inglota ładnych parę lat i uwielbiam go. Pięknie rozczesuje rzęsy, rozdziela je. Rewelacja.
OdpowiedzUsuńMój też służy kilka lat, więc inwestycja okazała się trafna :)
UsuńUwielbiam tego typu porównania i tą radość kiedy tańsze jest lepsze ;))) Mam Inglotowy grzebyk od dawien dawna, tak więc nie będę szukać innych.
OdpowiedzUsuńMnie wystarcza dostarczona wraz z maskarą szczoteczka. Chociaż może być to kwestią tego, że zwyczajnie nie znam efektu po dodatkowym zastosowaniu takiego grzebyka, bo nigdy się na taki nie skusiłam. Inglotowy mnie trochę przeraża tymi szpikulcami, ale mimo wszystko wzięłabym pod uwagę Twoje sugestie i zainwestowała właśnie w tę propozycję, jeśli naszłaby mnie ochota na nowe doświadczenia :)
OdpowiedzUsuńSkoro nie odczuwasz potrzeby, to oznacza że byłby dla Ciebie zbędnym gadżetem. Wszystko zależy od rzęs, moje są cienkie i czasami ciężko mi rozdzielić je zwykłą szczoteczką.
UsuńMam już drugi egzemplarz inglotowego grzebyczka, bo mój pierwszy, podobnie jak Twój - zgubił dwa ząbki. Ten drugi egzemplarz odpukać trzyma się do dzisiaj i nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niego. Zawsze automatycznie po nałożeniu tuszu i tak po niego sięgam :)
OdpowiedzUsuńJa też, bo zawsze po jego użyciu rzęsy wyglądają lepiej :)
UsuńZaskakująca cena MAC. Spodziewałam się przynajmniej 80zł ;)
OdpowiedzUsuńSama nigdy nie używałam takich grzebyków. Mam dwa pędzelki z szczoteczkami silikonową i "normalną" i na razie wystarczają ;)
A wiesz, że zapomniałam ile kosztował i też sądziłam, że 80 zł ;) Dopiero jak zaczęłam sprawdzać w necie, to ucieszyłam się że nie była aż tak drogi. Poniekąd utopiłam te pieniądze, bo się u mnie nie sprawdził.
UsuńGrzebyk Inglota znajduje się na mojej chciejliście, więc Twój post tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że na pewno się w niego zaopatrzę :D
OdpowiedzUsuńMAC rzeczywiście wygląda cokolwiek topornie w porównaniu z Inglotem. Mam Inglotowy grzebyk i powiem szczerze, że nie wyobrażam sobie rezygnacji z niego a rzecz jakiegokolwiek innego. Jak dla mnie jest najlepszy w swojej kategorii :)
OdpowiedzUsuńMam ten inglota, jednak wolałabym aby igiełki były bardziej cienkie
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie :)
Usuńnie mam grzebyków, ale często przydałyby się jako gadżet do pomocy więc będąc w Inglocie zakupię :)
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu intensywnie myślałam o grzebyku z Inglota, ale uznałam, że dla własnego bezpieczeństwa lepiej żebym go nie używała. Jestem gapą i często wkładam sobie szczoteczkę z tuszu do oka,więc w przypadku grzebyka pewnie byłoby tak samo i mogłoby się skończyć nieciekawie ;)
OdpowiedzUsuńPrzy jego używaniu niestety trzeba zachować większą ostrożność.
UsuńPierwszy raz słyszę o takich cudeńkach, muszę koniecznie wypróbować :)
OdpowiedzUsuńja sobie ostatnio kupiłam z Maestro grzebyczek do rozczesywania rzęs za 9 czy 12 zł i powiem Ci, że bardzo fajny :) chociaż ja już się w oko tym dziabnęłam - booolało! :D
OdpowiedzUsuńSzczerze współczuję :]
UsuńJa zawsze rozczesuję rzęsy starą szczoteczką od tuszu, muszę pomyśleć nad grzebykiem ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie stosowałam takiego grzebyczka, chyba nie czułam potrzeby.
OdpowiedzUsuńMoże w ramach eksperymentu kupię ten z Inglota i sprawdzę, o co chodzi ... :)
Tym bardziej teraz, gdy po kuracji pomadką Alterry, rzęsy się takie ładne zrobiły.
To powiadasz, że pomadka tak fajnie działa? Obecnie kupiłam serum do rzęs Lbiotica, ale jak się nie sprawdzi pomyślę o Alterze :)
Usuńmi starcza szczotka do tuszu ;) ale zaciekawiłaś mnie tymi grzebykami ;)
OdpowiedzUsuńPrzyda mi się coś takiego, muszę zakupić :)
OdpowiedzUsuńrzadko uzywam takich grzebyków, bo mało który tusz skleja mi rzesy.. a jak skleja, to go nie lubię i szybko leci w świat ;)
OdpowiedzUsuńale jakbym miała wybierać z tych dwóch, to wolę jednak MACowego, bo ten Inglotowy strasznie mnie kłuje.. nie raz bym sobie oko tak zakłuła, że bym sie go pozbyła ;)
Nigdy nie używałam nic takiego ;) Jak mi tusz skleja rzęsy to szuka nowego domu, albo ląduje w koszu :P
OdpowiedzUsuńInglotowy mam i lubię :)
OdpowiedzUsuńoczywiście, że droższe nie znaczy lepsze. inglota chcę! :)
OdpowiedzUsuńMam ten z inglota i lubie bardzo ;)
OdpowiedzUsuńMam grzebyk Inglot i kilka razy mocno uraziłam się nim w oko. Trochę boję się go używać :) MAC wydaje się być dużo delikatniejszy i bezpieczniejszy, ale co z tego skoro nie radzi sobie z rozczesywaniem.
OdpowiedzUsuńZazwyczaj po prostu unikam tuszy, których szczoteczka, czy formuła może powodować sklejanie moich rzęs. Trochę już ich przetestowałam i na ogół wiem, jakie będą to powodowały. Oczywiście nie zawsze da się to jednak przewidzieć i czasem zdarzają mi się sytuacje, w których klnę na to, że nie mam żadnego grzebyka do rzęs. Koniecznie muszę pamiętać o tym z Inglot, jak będę w Polsce!
OdpowiedzUsuńTen grzebyk z Inglota już nie raz ratował mój makijaż!
OdpowiedzUsuńNigdy nie używałam takich sprzętów z obawy przed wbiciem go sobie do oka :))))
OdpowiedzUsuńNigdy nie używałam takich grzebyczków ba ja bardzo sporadycznie rozczesuje rzęsy
OdpowiedzUsuńO kurcze, nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest! A zdarza mi się czasem przesadzić z tuszem i mam posklejane rzęsy. Wtedy nie wiedziałam, co z nimi zrobić. Teraz już wiem. W najbliższym czasie odwiedzę Inglota ;)
OdpowiedzUsuńgrzebyk z Inglota jest na mojej liście ;) dużo bardziej podoba mi się niż wersja z MAC. a Twojego szczerbola pamiętam i chyba tylko dlatego jeszcze nie kupiłam :P ale skoro to była felerna seria, to może trafię na lepszy egzemplarz.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Bardzo ciekawe porównanie, nie przypuszczałabym że Mac wypadnie gorzej, ale rzeczywiście już naocznie widać że grzebyczek nie rozczesze tak ładnie rzęs. Nie używałam jeszcze tego typu produktów, raczej oczekuję rozczesania rzęs od szczoteczki tuszu, ale może skuszę się na grzebyczek Inglota w przyszłości :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że takie coś istnieje ;p muszę zajrzeć do inglota ;)
OdpowiedzUsuń