Marka Lily Lolo słynie z sypkich pudrów oraz podkładów. Wszyscy je dobrze znamy, ponieważ są często polecane. Rzadziej mówi się o kosmetykach do makijażu oczu, takich jak baza pod cienie czy same mineralne cienie. Tego typu produktów używam codziennie i miałam w stosunku do nich duże wymagania. Jak wypadły?
Skoro jako pierwszą kładzie się na powiekę bazę pod cienie, to od niej zaczniemy. Prime Focus jest naturalną bazą, odpowiednią dla wegan. Opakowanie zawiera dwa odcienie żółty oraz beżowy, po 1 gram każdy. Ma solidne zamknięcie z charakterystycznym mocnym kliknięciem. Zawsze to doceniam, ponieważ przedłuża trwałość kosmetyku i chroni przed wysychaniem.
Konsystencja jest zbita, a przy tym kremowa i lekka. Bardzo łatwo przyczepia się do opuszka palca i rozciera na powiece. Jej głównym składnikiem jest olej jojoba, ale nie jest oleista, tylko śliska. Nie czuć jej na powiekach, nie ściąga ich przy wysychaniu. Cechuje ją też wydajność- do jednorazowej aplikacji wystarcza niewielka ilość. W tym przypadku nawet jest to wskazane, ponieważ przy zbyt hojnej warstwie zbierze się w załamaniu. Intensyfikuje kolor cieni, szczególnie mineralnych oraz przedłuża trwałość, jednak w moim przypadku nie utrzymuje ich długo na powiekach. Moje należą do tych bardzo przetłuszczających się i tylko nieliczne bazy są w stanie sobie z tym poradzić. Prime Focus spełnia swoje zadanie i trzyma się dobrze, ale nie długotrwale. Wytrzymuje pół dnia, a później zaczyna zbierać się w załamaniach.
Jeśli sprawdzają się u Was drogeryjne i inne tańsze bazy pod cienie, to z tej na pewno będziecie zadowoleni. Uważam, że warto po nią sięgnąć, właśnie ze względu na jej naturalne składniki. Gdyby nie mały szkopuł, na pewno zagościłaby na stałe w mojej kosmetyczce.
Można ją też stosować jako korektor pod oczy. Dzięki dwóm różnym odcieniom daje większe możliwości przy dobieraniu koloru. Oba świetnie się uzupełniają i bez problemu łączą. Mam chłodny typ karnacji, więc częściej sięgam po beżową, ale żółta często ląduje na powiekach, więc zużycie się wyrównuje. Poza tym tego typu kolor rewelacyjnie zakrywa zasinienia, więc sprawdzi się o osób borykających się z tym problemem. Baza ujednolica kolor i nie przeciąża cienkiej skóry pod oczami. Pod tym względem jestem z niej zadowolona, tylko nie nakładam jej bezpośrednio pod dolną powieką. Mam zbyt dużo zmarszczek mimicznych, więc wolę nie ryzykować nieestetycznego zbierania się w rowkach. Przypudrowana trzyma się do końca dnia i daje mi uczucie komfortu, że makijaż cały czas wygląda nienagannie.
Przejdźmy teraz do cieni. Dla siebie wybrałam formę prasowaną, ponieważ taką preferuję. Spodziewałam się bardzo pylącej formuły, ale cienie okazały się mocno zbite. Do ich aplikacji wskazany jest syntetyczny i twardy pędzelek, aby uzyskać wyrazisty kolor. Najlepiej w tym celu sprawdzają się jednak palce, a dopiero później można je ładnie rozetrzeć.
Opakowanie jest takie samo jak w przypadku bazy, solidne i wytrzymałe. Każdy cień waży 1,5 g. Także zawierają olejek jojoba, który dodatkowo pielęgnuje i nawilża.
Mój duet to Shrinking Violet, który składa się z połyskującego beżu oraz satynowego fioletu. Dosłownie stworzony dla mnie! Oba cienie idealnie się komponują i przy ich pomocy można wyczarować zarówno dzienny jak i wieczorowy makijaż. Wystarczy odwrócić kolory: albo nałożyć ciemny fiolet na ruchomej powiece i rozetrzeć go nad załamaniem beżem; albo na całą powiekę użyć jaśniejszego koloru i ciemniejszym zaznaczyć tylko zewnętrzny kącik.
Jeśli chodzi o trwałość, to nawet nie próbowałam nosić ich solo bez bazy. Tak jak wspomniałam wcześniej w moim przypadku jest to konieczność. Dzięki temu nie blakną w ciągu dnia i trzymają się nienagannie, aż do wieczornego demakijażu.
Oba kosmetyki można kupić w sklepie Costasy.pl. Największym atutem tego duetu jest oczywiście naturalny skład, który dba o cienką skórę powiek. Coraz bardziej przekonuję się do mineralnych kosmetyków i mam nawet ochotę spróbować cieni w sypkiej formie, od których do tej pory stroniłam. Jak będzie zobaczymy, a tymczasem dajcie znać czy mieliście do czynienia z takimi kosmetykami? Lubicie naturalne?
_________________________________________
Skoro jako pierwszą kładzie się na powiekę bazę pod cienie, to od niej zaczniemy. Prime Focus jest naturalną bazą, odpowiednią dla wegan. Opakowanie zawiera dwa odcienie żółty oraz beżowy, po 1 gram każdy. Ma solidne zamknięcie z charakterystycznym mocnym kliknięciem. Zawsze to doceniam, ponieważ przedłuża trwałość kosmetyku i chroni przed wysychaniem.
Konsystencja jest zbita, a przy tym kremowa i lekka. Bardzo łatwo przyczepia się do opuszka palca i rozciera na powiece. Jej głównym składnikiem jest olej jojoba, ale nie jest oleista, tylko śliska. Nie czuć jej na powiekach, nie ściąga ich przy wysychaniu. Cechuje ją też wydajność- do jednorazowej aplikacji wystarcza niewielka ilość. W tym przypadku nawet jest to wskazane, ponieważ przy zbyt hojnej warstwie zbierze się w załamaniu. Intensyfikuje kolor cieni, szczególnie mineralnych oraz przedłuża trwałość, jednak w moim przypadku nie utrzymuje ich długo na powiekach. Moje należą do tych bardzo przetłuszczających się i tylko nieliczne bazy są w stanie sobie z tym poradzić. Prime Focus spełnia swoje zadanie i trzyma się dobrze, ale nie długotrwale. Wytrzymuje pół dnia, a później zaczyna zbierać się w załamaniach.
Jeśli sprawdzają się u Was drogeryjne i inne tańsze bazy pod cienie, to z tej na pewno będziecie zadowoleni. Uważam, że warto po nią sięgnąć, właśnie ze względu na jej naturalne składniki. Gdyby nie mały szkopuł, na pewno zagościłaby na stałe w mojej kosmetyczce.
Można ją też stosować jako korektor pod oczy. Dzięki dwóm różnym odcieniom daje większe możliwości przy dobieraniu koloru. Oba świetnie się uzupełniają i bez problemu łączą. Mam chłodny typ karnacji, więc częściej sięgam po beżową, ale żółta często ląduje na powiekach, więc zużycie się wyrównuje. Poza tym tego typu kolor rewelacyjnie zakrywa zasinienia, więc sprawdzi się o osób borykających się z tym problemem. Baza ujednolica kolor i nie przeciąża cienkiej skóry pod oczami. Pod tym względem jestem z niej zadowolona, tylko nie nakładam jej bezpośrednio pod dolną powieką. Mam zbyt dużo zmarszczek mimicznych, więc wolę nie ryzykować nieestetycznego zbierania się w rowkach. Przypudrowana trzyma się do końca dnia i daje mi uczucie komfortu, że makijaż cały czas wygląda nienagannie.
Przejdźmy teraz do cieni. Dla siebie wybrałam formę prasowaną, ponieważ taką preferuję. Spodziewałam się bardzo pylącej formuły, ale cienie okazały się mocno zbite. Do ich aplikacji wskazany jest syntetyczny i twardy pędzelek, aby uzyskać wyrazisty kolor. Najlepiej w tym celu sprawdzają się jednak palce, a dopiero później można je ładnie rozetrzeć.
Opakowanie jest takie samo jak w przypadku bazy, solidne i wytrzymałe. Każdy cień waży 1,5 g. Także zawierają olejek jojoba, który dodatkowo pielęgnuje i nawilża.
Mój duet to Shrinking Violet, który składa się z połyskującego beżu oraz satynowego fioletu. Dosłownie stworzony dla mnie! Oba cienie idealnie się komponują i przy ich pomocy można wyczarować zarówno dzienny jak i wieczorowy makijaż. Wystarczy odwrócić kolory: albo nałożyć ciemny fiolet na ruchomej powiece i rozetrzeć go nad załamaniem beżem; albo na całą powiekę użyć jaśniejszego koloru i ciemniejszym zaznaczyć tylko zewnętrzny kącik.
Jeśli chodzi o trwałość, to nawet nie próbowałam nosić ich solo bez bazy. Tak jak wspomniałam wcześniej w moim przypadku jest to konieczność. Dzięki temu nie blakną w ciągu dnia i trzymają się nienagannie, aż do wieczornego demakijażu.
Oba kosmetyki można kupić w sklepie Costasy.pl. Największym atutem tego duetu jest oczywiście naturalny skład, który dba o cienką skórę powiek. Coraz bardziej przekonuję się do mineralnych kosmetyków i mam nawet ochotę spróbować cieni w sypkiej formie, od których do tej pory stroniłam. Jak będzie zobaczymy, a tymczasem dajcie znać czy mieliście do czynienia z takimi kosmetykami? Lubicie naturalne?
_________________________________________
Lubimy! Mam dokładnie ten sam cień, z beżu jestem bardzo zadowolona, jednak fiolecik jest nie do końca 'mój' strona trochę przekłamała kolor, ale efekt świetny. A apilkacja bardzo wygodna, tak jak lubie :)
OdpowiedzUsuńOgólnie uwielbiam fiolety, więc mi każdy pasuje ;)
UsuńBardzo fajnie się prezentują :)) Czekam na makijażyk z ich użyciem!
OdpowiedzUsuńMam w planach pokazanie makijażu tylko przy użyciu kosmetyków Lily Lolo :)
UsuńCienie mają piękne kolory :) A o tej bazie słyszałam dużo dobrego.
OdpowiedzUsuńJa też, dlatego chciałam ja bliżej poznać :)
UsuńTeż czekam na makijaż :))
OdpowiedzUsuńBędzie na pewno :)
UsuńO cieniach mineralnych już co nieco czytałam, ale raczej właśnie w sypkiej formie, której się obawiasz. :) Nie wiedziałam natomiast, że Lily Lolo mają także bazy pod cienie, ale w sumie co ja piszę... jak są cienie to i baza musi być w ofercie. :)
OdpowiedzUsuńNie zawsze to idzie w parze, ale dobrze, że o to zadbali :)
UsuńBazę mam na liście. Używam tylko naturalnych kosmetyków. Z Lily lolo używałam pomadki i błyszczyka, z których byłam nawet zadowolona natomiast podkłady, które testowałam średnio sprawdziły się na mojej skórze.
OdpowiedzUsuńTeż czekam na makijaż :)
Z pomadki jestem ogromnie zadowolona i już rozmyślam nad nowym kolorem :)
UsuńCiekawe kolorki :)
OdpowiedzUsuńO takiej bazie pierwsze słyszę, ale raczej mnie nie kusi, bo też mam tłuste powieki. Duo cieni jest boskie, bardzo lubię takie kolory:-)
OdpowiedzUsuńCzekam na recenzje podkladu mineralnego:) baze kupilam z Lumene ostatnio...;)
OdpowiedzUsuńTeż miałam na nią oko, będę wypatrywać Twojej recenzji. Podobno jest świetna!
UsuńO bazie gdzieś już kiedyś czytałam i miałam w planach ją wypróbować, teraz jednak się zastanowię. Także mam tłuste powieki i zależy mi raczej na całodziennej trwałości.
OdpowiedzUsuńNatomiast cienie spodobały mi się bardzo, pięknie odcienie :)
Ja też liczyłam na coś taniego i dobrego, ale na moich powiekach sprawdzają się nieliczne bazy. W sumie ciągle zapominam napisać o tym posta XD
UsuńW wolnej chwili napisz koniecznie :)
UsuńKolory cieni naprawdę piękne! <3 Szkoda, że baza nie dała rady na 100% :<
OdpowiedzUsuńU mnie tylko Urban Decay i Too Faced dają radę, także nie ma lekko... i tanio ;)
UsuńMam duo Shrinking Violet i to był najgorszy zakup ubiegłego roku, przebił wszystko inne :D Nie cierpię tych cieni, charakteryzują się wszystkim tym, czego nie lubię. A szkoda, bo w opakowaniu kolory są cudne. Niestety na oku ten czar pryska niczym bańka mydlana... Więcej już nic nie chcę z LL. Zresztą ofertę firmy poznałam parę lat temu i poza różami za bardzo nic nie znalazłam dla siebie.
OdpowiedzUsuńA pomadki? Ja ze swoją szczerze się polubiłam i gdybym mogła urwałabym kawałek, żebyś mogła spróbować XD
Usuńdobrze (Twoja opinia Hexx) albo i nie dobrze (Twoja recenzja Iwetto) fioletowe cienie wygladaja u mnie fatalnie:((( chyba, ze tylko ja tak to widze...
Usuńbaze kiedys chetnie wyprobuje i ktorys kolor szminki :)))
Iwetto, podziękuję :) Nie zarzekam się, bo nigdy nie wiadomo lecz znalazłam pomadkowy ideał. Dokładnie to, czego moje usta potrzebują, lubią i na dodatek kolory ♥
UsuńHunger, wydaje mi się że to kwestia odpowiedniej tonacji bo z fioletami to specyficzna sprawa. Sama po długim czasie wiem jakich powinnam unikać, a które wielbię ponad miarę. A najlepszym testem była przygoda z EDM i do tej pory mam spory pakiet cieni z tej firmy.
A nawet jak fiolety nie dla Ciebie, to nadal masz mnóstwo innych kolorów :)
piękne te cienie a bazę bardzo lubię!
OdpowiedzUsuńDo bazy moje serce nie zabiło szybciej, ale ten duet... Jaśniejszy kolor wygląda przepięknie, a i do fioletu mogłabym się przekonać i wreszcie nauczyć się go używać do cieniowania oczu. Jeszcze widziałabym chętnie u siebie całkowicie neutralną "dwójkę" :)
OdpowiedzUsuńMają coś takiego w ofercie i ten duet nazywa się Chic Nudes :)
UsuńNie wiedziałam, że LL ma też bazy pod cienie ale rzeczywiście, w większości słychać tylko o ich sypańcach do twarzy. Kolory cieni przypadły mi do gustu, są bardzo moje.
OdpowiedzUsuńPiekne kolory cieni!!!!:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubimy!
OdpowiedzUsuńLily Lolo ostatnio u mnie rządzi, spychając na bok wszystko inne. Ładny ten fiolet...
Ostatnio też skupiam się tylko na cih kosmetykach i widzę, że dzięki temu stan mojej skóry znacznie się poprawił.
UsuńNie uzywalam jeszcze nic z lily lolo, ale mnie korci poczynic jakis zakup:-)
OdpowiedzUsuńMinerały nadal są mi obce:)
OdpowiedzUsuńPolecam się zapoznać bliżej :)
UsuńCieni mineralnych to jeszcze moja kosmetyczka nie widziała ;-))
OdpowiedzUsuńWidziała, widziała! Sleek ma przecież mineralne :)
Usuńmam duo chic nudes a wczoraj dołączyły śliwki :) chic nudes bardzo lubię. a moje dwa sypańce, Golden Lilac i Smoky Brown wręcz uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńObejrzę je sobie, bo sama przymierzam się do cieni sypanych :)
UsuńTe cienie bardzo ładnie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńKiedy zamawialam pomadki Lily Lolo to prawie tez zamowilam ta baze. Koniec koncem nie wzielam jej i zaluje, bo moja ulubiona Kobo wlasnie sie skonczyla, Urban Decay jest wlasnie na wykonczeniu i przydalaby mi sie nowa,balam sie jednak, ze moze sie nie sprawdzic na moich powiekach, ktore sa bardzo oleiste... mysle, ze pewnego dnia, jesli bedzie dostepna w okazyjnej cenie, to ja klikne.
OdpowiedzUsuńcienie natomiast mnie w ogole nie kusza ;)
Mam nadzieję, że u Ciebie się sprawdzi :)
UsuńBaza mnie zaciekawiła - i w swojej oryginalnej roli, i jako korektor pod oczy :)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że ta baza to cienie, strasznie mi się ten żółty kolor spodobał :) Nie używałam nigdy baz mineralnych, mam teraz niezłą z Lumene, ale w tym miesiącu i tak kremowe cienie wodoodporne z Yves Rocher królują na moich oczach jako bazy :)
OdpowiedzUsuńA cienie są bardzo ładne, faktycznie idealne połączenie :)
Beż/róż według mnie wygląda idealnie jednak fiolet mógłbyć nieco mocniej napigmentowany
OdpowiedzUsuńNiestety jest wymagający.
UsuńTo duo cieni jest piękne :) Bardzo lubią takie zestawienia, jeden i drugi kolor bardzo w moim guście...
OdpowiedzUsuńFajnie, że Lily lolo ma w swojej ofercie cienie prasowane. Większość minerałów jest dostępnych w formie sypkiej, która nie jest zbyt wygodna, dlatego też nie używam takich cieni ;)
OdpowiedzUsuńMiałam kilka pigmentów, ale stały tylko i się kurzyły. Jednak forma prasowana jest o wiele wygodniejsza.
UsuńPrzyznam szczerze, że z oferty Lily Lolo bardziej interesują mnie podkłady i pomadki, które kiedyś też pokazywałaś. Zdjęcia piękne, od razu milej się czyta taki post :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTo akurat nie moje kolorki, a z tej firmy nigdy nic nie miałam jeszcze.
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś dwa sypkie cienie od LL, ale że niefortunnie dobrałam kolory, posłałam je dalej w świat. Niemniej jest kilka takich odcieni, które wyjątkowo mi się podobają i pewnie kiedyś się na nie skuszę, mimo że też jestem zwolenniczką prasowanych cieni. Z tego, co pamiętam, miały fajną pigmentację i dobrze się z nimi pracowało, więc tym chętniej zobaczę jakieś kolory u siebie :)
OdpowiedzUsuńBardzo często ostatnio nakładam cienie paluchami ;) i nawet mi się to udaje.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten zestaw. Makijaż jakiś?
W przyszłości na pewno, czekam tylko na dzień wolny i pogodę :)
UsuńJak zobaczyłam te kolory to od razu zatęskniłam za wiosną! A cieni niestety nie miałam, choć chciałabym wypróbować ;-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że niebawem będę mogła malować tylko naturalnymi kosmetykami kolorowymi, miałam mineralne, sypkie, teraz kolej na LL, piękne kolory i no i ten skład, muszę się na nie skusić, nie ma opcji :)
OdpowiedzUsuńnie miałam jeszcze kosmetyków tej marki, beżowa baza idealnie stopiła się z odcieniem Twojej skóry
OdpowiedzUsuńIdealną bazę już znalazłam, więc niczego nowego nie potrzebuję.
OdpowiedzUsuńDuet cieni prezentuje się bardzo przyjemnie :)
Mnie nie kusza cienie i bazy z tej firmy. Za to podklady, roze, pudry i pomadki jaknajbardziej. Na pewno kupie jakis roz i moze rozswietlacz
OdpowiedzUsuńWyglądają ładnie, ale u mnie pojedyncze cienie często leżą nie używane:/
OdpowiedzUsuńŚlicznie się prezentują :)
OdpowiedzUsuńJak się zbiera w załamaniach, to ja dziękuję. Kicham na te składniki, nie chcę myśleć w ciągu dnia że coś nie tak na mojej powiece. :)
OdpowiedzUsuńświetne cienie:)
OdpowiedzUsuńpodoba mi się zółty i beżowy:)
Jak już widziałaś na insta, rozpoczynam swoją przygodę z LL. Na pochwałę zasługują ich naprawdę solidne opakowania, zwłaszcza w przypadku sypkich produktów sitko z zatrzaskiem jest niezastąpione. Może kiedyś skuszę się na ich cienie, na pierwszy rzut idą jednak podkłady :)
OdpowiedzUsuńPo zapoznaniu się w ofertą marki mam o niej pozytywną opinię, więc mam nadzieję że też będziesz zadowolona :)
Usuńja dopiero zacznę swoją przygodę z kosmetykami Lily Lolo :) w końcu w sklepie pojawił się set z podkładami mineralnymi i będę mogła wypróbować kolory do cery jasnej. jestem bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Bardzo spodobal mi sie ten fioletowy cien w opakowaniu, a jeszcze bardziej na raczce :-D :-D :-D
OdpowiedzUsuńMoje powieki są bardzo tłuste więc podejrzewam że baza nie zdała by egzaminu ale kolorki cieni są piękne.
OdpowiedzUsuń