Wiele osób polecało mi tusz Masterpiece firmy Max Factor, więc już jakiś czas temu zamówiłam go na Allegro. Ponieważ wyznaję zasadę, że otwieram nowy kosmetyk po zużyciu poprzedniego, trochę czasu mi zajęło zanim dobrałam się do tego egzemplarza. W drogerii kosztuje około 50 zł, swój kupiłam znacznie taniej, bo za połowę ceny. Dostępny jest chyba tylko w jednym odcieniu, czyli Black.
Kolejny raz firma Max Factor udowodniła mi, że zna się na rzeczy. Sama konsystencja kosmetyku jest lekka i początkowo trochę wodnista. Po otwarciu wymaga leżakowania w szufladzie, aby nabrać tej właściwej. Dzięki temu lepiej pogrubia rzęsy i można je uformować według własnych upodobań, bo inaczej będą tylko poczernione. Efekt na rzęsach pozostawia bardzo naturalny, bez spektakularnego wydłużenia. Nie jestem w stanie przy jego pomocy podkręcić moich rzęs, więc zawsze sięgam po zalotkę. Natomiast nie muszę ich dodatkowo rozczesywać grzebykiem. Szczoteczka jest silikonowa i na tyle precyzyjna, że sama radzi sobie z dokładnym rozdzieleniem poszczególnych włosków. Dzięki kształtowi końcówka bez problemu podkreśla nawet te najmniejsze przy dolnej linii, bez sklejania ich w kępki. Pod tym względem jestem bardzo zadowolona.
Opakowanie jest klasyczne z eleganckimi złotymi dodatkami. Mój tusz jest już praktycznie na wykończeniu, a cały czasy wygląda jak nowy. Napisy się nie starły, tusz nie zbiera się przy gwincie, a szczoteczka po wyjęciu nie ma na końcówce czapy z tuszu. Może są to niuanse, ale takie drobiazgi powodują, że mam ochotę kupić Masterpiece kolejny raz. Z małym wyjątkiem.
Otóż tak jak było w przypadku Clump Defy, tak i tym razem tusz rozpływa się przy najmniejszej ilości wody. Przy łzawiących oczach znika w 5 minut, co nie jest dla mnie dobrą rekomendacją. Górne rzęsy zostają wciąż pięknie podkreślone, a na dolnych prawie nic już nie zostaje. Nie mam z tym problemu na co dzień, jednak przy większych mrozach czy słońcu, kiedy dosłownie wyciskają łzy z oczu, czuję się niekomfortowo, bo wiem że zaraz muszę sięgać po chusteczkę i poprawiać makijaż.
Bardzo polubiłam się z maskarami Max Factor, ze względu na świetną jakość oraz spełnienie moich oczekiwań. Następnym razem będę pamiętać, aby sięgnąć po wersję wodoodporną, bo zwykłe naprawdę łatwo spływają. Przynajmniej nie ma większego problemu z wieczornym demakijażem ;)
_________________________________________
Nigdy nie miałam maskary z MaxFactor głownie przez cenę, która mnie odstrasza :P
OdpowiedzUsuńPrzeważnie kupuję kiedy jest -40% w Hebe albo w Rossmannie, ale ten egzemplarz kupiłam za pół ceny na Allegro :)
UsuńMam sentyment do niego :) ale teraz poszłam w inną stronę, zatęskniłam za klasycznymi szczoteczkami :)
OdpowiedzUsuńJa ciągle nie mogę się rozstać z silikonowymi :)
UsuńMam chrapke na ten tusz;) ale to pewnie za dobre pol roku bo mi tusze na wieki wystarczaja.
OdpowiedzUsuńU mnie szybko schodzą :)
UsuńBardzo dobrze go wspominam, kupowałam regularnie w wersji podstawowej :) Nie pamiętam, jak było z jego trwałością, ale skoro zostawił dobre wspomnienie i ewentualną chęć powrotu, musiał się dobrze sprawować :)
OdpowiedzUsuńNie mogło być inaczej :)
UsuńFajny tusz, tylko mi oczy bardzo lzawia.
OdpowiedzUsuńW takim razie tylko wersja wodoodporna się u Ciebie sprawdzi :)
UsuńJa miałam tylko parę razy ich klasyczną wersję i zawsze dawał mega naturalny efekt. Czasem tak mam, że jakaś mascara wygląda u mnie strasznie sztucznie. Kolor RevitaLash, który teraz notorycznie używam, Maybelline i Bell xD
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie. Musze kupić nowy tusz więc wezmę ten pod uwagę :)
OdpowiedzUsuńTego tuszu nie znam, ale z MaxFactor uwielbiam tusz 2000 calorie :) Nawet na pierwszy rzut oka na zdjęciu w miniaturce na liście czytelniczej myślałam, że to właśnie o nim będzie Twój post.
OdpowiedzUsuńSą bardzo podobne do siebie i różnią się chyba tylko szczoteczką :)
UsuńNa Masterpiece nigdy się nie skusiłam, ale uwielbiam False Lash Effect klasyczną i edycję w złotym opakowaniu oraz 2000 calories!
OdpowiedzUsuńŻadnego z nich jeszcze nie miałam, ale mam zamiar szukać wśród wodoodpornych odpowiedników :)
UsuńMiałam kiedyś i lubiłam, choć nie aż tak bardzo jak Clump Defy :)
OdpowiedzUsuńGdybym miała oba porównać, to dla mnie wygrywa Masterpiece, ale tylko ze względu na szczoteczkę ;) Łatwiej maluje mi się nią dolną linię rzęs.
UsuńNie miałam go nigdy,ale wiele dziewczyn go poleca :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam wiele opinii, że jest porządny, ale sama nie próbowałam:-)
OdpowiedzUsuńFajny, szkoda że nie pokazałaś jak wygląda na rzęsach :)
OdpowiedzUsuńChciałam, ale nie mam do tego cierpliwości ;)
UsuńU mnie niestety ten tusz się kompletnie nie sprawdził - sklejał rzęsy i rozmazywał się, czytając pozytywne recenzje tego kosmetyku mam wrażenie, że trafiłam na jakiś wybrakowany egzemplarz...:-)
OdpowiedzUsuńTo mój pierwszy egzemplarz, więc nie mam porównania :)
UsuńTej wersji jeszcze nie miałam, ale z tuszami MaxFactor bardzo się polubiłam. Jedne z najlepszych na drogeryjnych półkach :)
OdpowiedzUsuńDochodzę do tego samego wniosku ;)
UsuńMam go i bardzo lubię- jest to chyba jeden z moich ulubionych tuszy do rzęs :)
OdpowiedzUsuńKocham go ,<3
OdpowiedzUsuńJuż od dawna nie stosowałam tuszów MF, przywołałaś mi wspomnienia, faktycznie wspominam je bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńTusz nie dla mnie.. też łzawię na mrozie, słońcu i na wietrze i dla mnie najważniejsze jest to aby się nie rozmazywał. Z tego powodu nie mogę wybaczyć Clinique bo ich tusz się bardzo rozmazywał, a do tego podrażniał i szczypał w oczy ;/
OdpowiedzUsuńFaktycznie kiepsko się spisał. A którą wersję Clinique miałaś?
UsuńTen tusz jest stałym bywalcem u mnie, teraz używam na zmianę Dior Iconic i MF 2000 Calorie z podkręconą szczotką, ale myślę, że kolejnym na liście zakupowej będzie False Lash Effect też z MF, bardzo mi służą tusze tej firmy:)
OdpowiedzUsuńTeż się z nimi polubiłam i na pewno na tym nie poprzestanę :)
UsuńNie miałam go, ale 2000Calorie bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńNatomiast ja nie miałam tego wspomnianego przez Ciebie, ale on występuje chyba w wersji ze zwykłą szczoteczką?
UsuńLubię tusze Max Factor.
OdpowiedzUsuńMiałam wersję w złotym opakowaniu. Dla mnie był to średniaczek, ale moja mama była z niego zadowolona! :)
OdpowiedzUsuńZa wersją podstawową tego tuszu nie przepadam, ale już wersja Max jest naprawdę genialna:)
OdpowiedzUsuńKilka razy miałam go wrzucić do koszyka w SP, ale zawsze zapominałam :)
OdpowiedzUsuńnie miałam go,ale szczoteczkę ma taką jak lubię,więc mógłby mi przypaść do gustu :)
OdpowiedzUsuńja ogólnie bardzo lubię tusze z MF (chyba jedynie 2000 calorie to był dramat wszechczasów - ale wygrałam go na jakimś dupnym, zakłamanym portalu i z perspektywy czasu wydaje mi się, że był albo używany albo otwarty wcześniej i stary... strasznie mnie piekł też po nałożeniu na rzęsy). Szczęście, że dałam im szansę i testuję każdy ich nowy tusz (kupuję), bo są wspaniałe a właśnie ten jest moim numerem jeden z drogeryjnych maskar :)
OdpowiedzUsuńWysyłać otwarty tusz to dopiero żenada, ale wszystko jest możliwe ;]
UsuńTeż polubiłam się z maskarami MF, jednak następnym razem kupię wersję wodoodporną.
miałam go kiedyś. pozostawił po sobie bardzo pozytywne wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńSzczoteczka świetnie się prezentuje! Ja stawiam na wyraźniejszy efekt i na tusze wodoodporne, ale zawsze lubię poczytać i zapisać sobie w głowie, jak dany tusz sprawdza się u innych : DD
OdpowiedzUsuńO tak, wiem doskonale jakie rzęsy lubisz :)
UsuńNo dobrze, to ja spróbuję :)
OdpowiedzUsuńBędąc szczerą to nigdy nawet nie miałam mascary z Max Factor :), jakoś skutecznie ich unikałam, ale może kiedyś się skuszę.
OdpowiedzUsuńPolecam, bo to już drugi egzemplarz, który przypadł mi do gustu :)
UsuńI mnie kilka osób polecało tę maskarę.
OdpowiedzUsuńKto wie, być może kiedyś się skuszę :)
Póki co, mam w użyciu dwie maskary, z których jestem bardzo zadowolona.
Uwielbiam silikonowe szczoteczki. Takimi operuje mi się najlepiej.
Fakt i jak dla mnie najlepiej rozczesują moje rzęsy :)
UsuńPodoba mi się ta szczoteczka ;)) Jak na razie mam jeszcze ze 3 opakowania tuszy czekające na zużycie więc prędko nie kupię nowego ;P
OdpowiedzUsuńTeż mam mały zapas ;)
UsuńOsobiście uwielbiam MF False Lash Effect i jego odmianę Fusion, obie wersje są świetne :)
OdpowiedzUsuńŻadnego z nich nie miałam, ale to tylko kwestia czasu, pod warunkiem że występują w wersji wodoodpornej :)
UsuńUżywałam kiedyś, dawno :) Niestety nie pamiętam dokładnie jak się u mnie sprawował, wiem jedno, że wspomnienia o nim są neutralne także za skórę mi nie zaszedł :D
OdpowiedzUsuńi to jest najważniejsze ;)
Usuńnie polubilam sie z nim specjalnie bardziej me serce skradl klasuczny 2000 calorie
OdpowiedzUsuńMa podobną szczoteczkę do they're real z Benefita, którego teraz używam. Generalnie dla mnie z MaxFactora nr 1 jest 2000 Calorie i tak zostanie :)
OdpowiedzUsuńMoja mam ostatnio dostała od siostry ten tusz, tylko w złotym opakowaniu i bardzo sobie chwali:) Ja jestem wierna False Lash Effect:)
OdpowiedzUsuńCzyli ma podstawową, to jest wersja max :)
UsuńMasterpieceMax to b. dobry tusz. Ja ostatnio używam False Lash Effect, też bardzo dobry, tylko zawsze brudzi mi powiekę przy malowaniu (przez dużą szczoteczkę). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZa to właśnie nie lubię dużych szczoteczek ;)
UsuńTego tuszu jeszcze nie miałam, ale mam go na oku od jakiegoś czasu, większość osób bardzo go chwali :-)
OdpowiedzUsuńMi też zachwalali i tak to się skończyło ;)
UsuńJest na mojej liście tuszów do wypróbowania :) Ja i tak nie maluję dolnych rzęs, więc powinna się u mnie sprawdzić. No i opakowanie rzeczywiście śliczne :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo fajny tusz - ogólnie Max Factor to ostatnio mój tuszowy faworyt. U mnie miał jednak jeden minus - po paru godzinach bardzo osypywał się pod oczami - choć ja mam ten problem z większością mascar.
OdpowiedzUsuńU siebie tego nie zauważyłam, a też jestem czuła na tym punkcie. Ciekawa cecha.
UsuńTo ja już nie wiem.. kilka osób pisało, że u nich się nie osypuje, a u mnie praktycznie od samego początki :/ damn
UsuńTusze z MF są świetne. :)
OdpowiedzUsuńMiałam ten tusz i nie był ogólnie zły, ale właśnie się rozmazywał co jest dla mnie nie do wybaczenia ;) Wolę ich False Lash Effect. Jest genialny <3
OdpowiedzUsuńNa ten tusz poluję od dłuższego czasu. Ale jak już jestem na zakupach, zawsze o nim zapominam. Teraz już zapisałam sobie przypomnienie w telefonie :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tusze MF tego jeszcze nie miałam :) a jestem na etapie kupna :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą maskarę!
OdpowiedzUsuńMiałam go ale nie lubiłam tej szczoteczki, która w moim przypadku nakładała mało tuszu na rzęsy w wyniku czego rzęsy miałam wydłużone i cieniutkie - brzydko to wyglądało. I nawet jego leżakowanie w szufladzie nie pomogło ;)
OdpowiedzUsuńNajlepszym tuszem od MF, jaki miałam przyjemność używać, okazał się False Lash (w czarnym opakowaniu). Tego nie miałam, choć nie wykluczam, że kiedyś go wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńSzkoda że nie ma zdjęcia z efektem :)
OdpowiedzUsuńU mnie ta maskara dawała naprawdę ekstra efekt na rzęsach i to 1 z moich ulubionych tuszy razem z Lovely :) wiadomo mogłaby byc wodoodporna w zimie ;)
OdpowiedzUsuńZapowiada się dobrze. Drogeryjna cena faktycznie nie jest zachęcająca, ale skoro allegro oferuje ją połowę taniej.. to czemu by się nie skusić ;)
OdpowiedzUsuńakurat kończy mi się tusz więc wypróbuję ;)
OdpowiedzUsuńTestowałam kiedyś ten tusz, ale w złotym opakowaniu. Dobrze kojarzę, czy mylę go z jakimś innym? W każdym razie owy produkt, podobnie jak inne tusze z MF, jak i te z plastikowymi szczoteczkami, zupełnie się u mnie nie sprawdzał. Sklejał rzęsy, obciążał je. Wolę jednak klasyczne szczoteczki, z ewentualnymi wariacjami kształtu. Aktualnie oszalałam na punkcie Lancome, wpierw miałam Hypnose Star, teraz Dolls Eyes i oba są rewelacyjne!
OdpowiedzUsuńDobrze kojarzysz, to jest wersja MAX :)
UsuńZ Twojego opisu wynika, że mamy zupełnie inny rodzaj rzęs i w innym sposób je podkreślamy, ale i tak narobiłaś mi smaka na Lancome ;)
Lancome to moje odkrycie. Pierw miałam miniaturkę z brytyjskiego czasopisma (chyba muszę wrócić do śledzenia dodatków w gazetach, bo ostatnio całkiem je zignorowałam), a na urodziny dostałam od mojej połówki zestaw klasyczny Hypnose + trzy miniatury. Uwielbiam! :)
UsuńJeden z moich ulubionych tuszy, ale ja zazwyczaj wybieram wersje wodoodporną :)
OdpowiedzUsuńlubię tusze MF, ale ten miałam tylko okazję używać u kumpeli :) kiedyś muszę skusić się na swój egzemplarz. do moich ulubieńców należy 2000 kalorii - bardzo lubię takie klasyczne szczoteczki.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Troszkę niepokoi mnie ten ściekający tusz pod wpływem np. łez. Zastanawiam się nad tuszem MF i brałam pod uwagę Clump Defy, myślisz że warto mimo wszystko ?
OdpowiedzUsuńW takim razie wybierze jego wersję wodoodporną :) Miałam zwykłą i ogólnie byłam zadowolona.
UsuńTo mój absolutny ulubieniec i odkrycie tamtego roku :) mam w zapasie jeszcze 2000 kalorii ale na pewno będę wracać do Masterpiece :)
OdpowiedzUsuńNie lubię kiedy tusz musi odstać w szufladzie. Również z nim to przerabiałam - a czego mam w tym czasie używać, skoro nie chcę otwierać kilku tuszy na raz? Takie dylematy ;) Mi też znikał w ciągu dnia w wietrzne dni, kiedy łzawiły mi oczy. Tuszami wodoodpornymi niestety nie potrafię się obsługiwać ;)
OdpowiedzUsuńTa maskara na moich rzęsach powoduje że są one sztywne i posklejane dlatego od lat kocham i uwielbiam jej siostrę 2000 Calorie:)
OdpowiedzUsuńOstatnio wykończyłam jej złotą siostrę. Na moim opakowaniu napisy starły się niestety dość szybko. Efekt jest naturalny i rzęsy dobrze rozczesane, ale brakuje mi porządnego pogrubienia. Widzę, że czarna wersja spisałaby się pod tym względem lepiej ;)
OdpowiedzUsuń