Feline to kolejny tusz marki L'Oreal, który bardzo przypadł mi do gustu. Na blogu opisywałam już So Couture /recenzja/ oraz Excess Noir /recenzja/, z czego tę pierwszą uważam za najlepszą. Natomiast Feline depcze jej po piętach, bo oprócz szczoteczki nie widzę między nimi większej różnicy. Z tego powodu mogę ją zaliczyć jedynie do grona ulubieńców, ale pewnie chcecie dowiedzieć się dlaczego...
Opakowanie jest przyjemne dla oka i estetyczne, dodatkowo przemyślane. Zawsze dużą wagę przywiązuję do samego zamknięcia. Jeżeli produkt nie zbiera się przy gwincie i dokręca do końca, dla mnie jest to oznaką dłuższej świeżości. I tak było w tym przypadku! Tusz jest ważny przez pół roku od otwarcia i właśnie na tyle mi wystarczył. Cały czas był odpowiednio wilgotny oraz nie zmienił swoich właściwości. Posiada lekką konsystencję, która szybko wysycha. Po jednej aplikacji rzęsy wyglądały naturalnie, natomiast po kolejnej były widocznie podkreślone, a przy tym dobrze rozdzielone. Co najważniejsze nie były sztywne, nie sklejały się i pomimo wyrazistego koloru czerni, nie wyglądały ciężko. Silikonowa szczoteczka rewelacyjnie rozczesuje, dzięki małym wypustkom, które łapią nawet te najmniejsze włoski. Do tego jej wygięty kształt ułatwia malowanie zarówno dolnej, jak i górnej linii rzęs. Tusz nie osypywał się i nie rozmazywał w ciągu dnia.
Niby formuła nie jest wodoodporna, ale Feline to ciężki zawodnik w kwestii demakijażu. Na początku nastręczył mi niezłych problemów, bo ani olejek ani płyn micelarny nie był w stanie skutecznie go usunąć. Z pomocą przyszedł dwufazowy płyn, odpowiednio tłusty oraz dobrze rozpuszczający makijaż. Mimo wszystko i tak musiałam dwukrotnie zmywać tusz z każdego oka, ale zajmowało to znacznie mniej czasu niż poprzednio.
Pisząc tę recenzję tęsknię za nim, bo właśnie męczę się z dwoma tuszami Rimmel, gdzie jeden jest gorszy od drugiego... po prostu katastrofa. Dlatego tak bardzo doceniam Feline, a jeszcze bardziej So Couture - dla mnie oba są idealne. Rewelacyjnie podkreślają rzęsy, mają intensywny kolor oraz są długotrwałe. Na piedestale jednak zawsze będzie stać So Couture, który ma mniejszą szczoteczkę... no dobra! Będę szczera do końca - pachnie też czekoladą, co jest bezkonkurencyjne :D
Mieliście tusze L'Oreal z tej serii? Jak się u Was sprawdziły?
wstyd się przyznać, ale nie miałam tuszy z tej serii jeszcze :(
OdpowiedzUsuńWszystko przed Tobą ;)
UsuńTyle dobrego słyszę o tych tuszach, ale nadal jeszcze nie miałam okazji żadnego testować.. przy najbliższej promocji w Ross muszę w końcu któryś kupić! ; )
OdpowiedzUsuńWtedy zawsze kupuję faworyta - So Couture :)
UsuńChyba właśnie na niego się zdecyduję ; )
UsuńMiałam So Couture i byłam właśnie ciekawa tej wersji bo mieszane recenzję na blogach :).
OdpowiedzUsuńNie mam rozeznania co do ogólnej opinii, więc się nie wypowiem ;)
UsuńNie znam tych tuszy.
OdpowiedzUsuńKlasyczny VML w ogóle się u mnie nie sprawdził.
So Couture mam w zapasach - zobaczymy jak się sprawdzi.
Za to kocham Cienie Colour Infaillible <3
Te cienie są rewelacyjne! Szkoda że je wycofali, ale dzięki temu udało mi się kupić kilka egzemplarzy za grosze ;)
UsuńWygięte szczoteczki są moimi ulubionymi.
OdpowiedzUsuńJa natomiast preferuję proste.
UsuńMam go, ale na razie jest jeszcze świeży/mokry i skleja :/ ale dam mu trochę czasu, może akurat zaraz okaże się ulubieńcem.
OdpowiedzUsuńMusi niestety leżakować trochę, żeby nabrać odpowiedniej konsystencji.
UsuńU mnie nie spisał się kompletnie, żałowałam każdej złotówki wydanej na niego :( Ale wiadomo, że nie każdemu pasuje to co innym ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie! U mnie natomiast średnio sprawdził się ogólnie polecany tusz z Max Factor i Oriflame ;)
UsuńJa od lat używam wersji so couture. Nigdy nawet nie myślałam o zamianie, bo ta jako jedna z nielicznych nie odbija się i nic zlego się z nią nie dzieje :)
OdpowiedzUsuńTen egzemplarz akurat otrzymałam w ramach współpracy, więc pewnie sama też bym się nie zdecydowała, tylko kupiła kolejny tusz So Couture.
UsuńJeszcze nie miałam, ale zewsząd docierają bardzo dobre opinie o nim:)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ta szczoteczka :)
OdpowiedzUsuńKoleżanka raz pomalowała mnie tym tuszem, dla mnie szału nie robi za tą cenę
OdpowiedzUsuńMam bardzo podobne odczucia wobec tego tuszu - lubiłam, ale Couture wygrywa :)
OdpowiedzUsuńWszyscy mieli te tusze, tylko nie ja! Muszę nadrobić ;)
OdpowiedzUsuńdużo o nich słyszałam ale sama nie miałam z nimi do czynienia :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie miałam tuszu z Loreal. Jakoś ciężko mi wydać tyle kasy.Może przy promocji -49% coś przetestuje :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za tuszami, które trudno się zmywają :(
OdpowiedzUsuńNie używałam. Trochę nie zachęca mnie trudność zmywania i naturalny efekt, bo akurat ja lubię odwrotnie - wielkie wow na rzęsach i łatwość zmywania ;) Ale wiadomo, że każda z nas ma swoją "checklistę" i szuka tego, co będzie z nią jak najbardziej zgodne :)
OdpowiedzUsuńPół roku używania już mnie zachęca do zakupu :-))
OdpowiedzUsuńDługo zastanawiałam się nad jego zakupem, bo tak jak ty uwielbiam So Couture. W końcu jednak się kusiłam i muszę powiedzieć, że nie zawiodłam się. Jest naprawdę dobry i fioletowemu bratu depcze po piętach. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś z niego zadowolona :D
UsuńLubię tusze od Loreal :) jednak ten ma szczoteczkę której nie lubię wiec odpada ...
OdpowiedzUsuńWkurza mnie to, że jest strasznie mokry, otworzyłam go już dawno temu, a nadal oblepia mi rzęsy :(
OdpowiedzUsuńPierwsze spotkani e z Feline było koszmarem. Maskara posklejała rzęsy, kolejne wcale nie były lepsze. Dopiero teraz po około 1,5 miesiąca mogę nią normalnie pracować. Nie długo będę o niej pisać i wciąż mam bardzo mieszane uczucia.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że nie każdy kosmetyk sprawdzi się u wszystkich :)
Usuńkompletnie te tusze mi nei podchodzą, kupilam jeden oryginalny i natym sie skonczylo. Teraz "męczę" wersję butterfly efffect ale nie wytrzymalam i otworzylam kolejna tubkę Max Factor False Lash effect :p
OdpowiedzUsuńz tuszami loreala zawsze bylismy na bakier - jedyne ktore moge polecic od siebie to Voluminous i Lash Architect i to koniec listy niestety.