Wszystko stało się jasne, gdy przeczytałam posta na blogu Anwen . Kiedy zaczęłam używać żelowego podkładu Rimmel Match Perfection, dziwiłam się że wiele osób poleca taki bubel. A później okazało się, że na polskim rynku są dostępne dwa identyczne produkty, tylko różnej jakości. Nie ukrywam, że jest to dla mnie zdumiewające i pierwszy raz spotkałam się z takim przypadkiem.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się jaka jest między nimi różnica, zachęcam do zajrzenia TUTAJ . Głównym znakiem rozpoznawczym jest wielkość liter na naklejce z boku, z nazwą i numerem odcienia. Uogólniając mniejsza czcionka to bubel, większa to lepszy produkt.
Jeżeli chodzi o mój podkład (z mniejszą czcionką) to niestety jest to istne rozczarowanie. Sama konsystencja bardzo mi odpowiada, bo szybko się rozciera, stapia ze skórą i wchłania. Z tym, że należy go szybko aplikować, ponieważ równie szybko wysycha, przez co mogą powstać plamy. Dlatego ja do jego aplikacji preferuję palce i wcieram go niczym krem.
Kolor może wydawać się ciemny na pierwszy rzut oka, ale po roztarciu jaśnieje i ujednolica się z kolorytem cery. Ja wybrałam wersję najjaśniejszą, czyli nr 100 Ivory.
Niestety na twarzy nie prezentuje się już tak ładnie, ponieważ bardzo podkreśla rozszerzone pory. Przy mojej cerze prezentuje się to naprawdę nieprzyjemnie i sam widok przyprawia mnie o dyskomfort. Jest średnio kryjący, a przez swoje wysychające właściwości nie nadaje się do stopniowania. Dodatkowo podkreśla wszystkie niedoskonałości i suchości, przez co nie nadaje się na gorsze dni i lepiej mieć pod ręką jakiś sprawdzony podkład.
I ostatni poważny zarzut dla żelowego Match Perfection, to komadogenność. Po tygodniowym użytkowaniu zauważyłam znaczne pogorszenie cery, zaczęło pojawiać się więcej zaskórników i innych niepożądanych gości.
Z tego powodu nie mam zamiaru sięgać po drugą wersję Rimmela i chyba wolałabym już wrócić do fluidu z tej serii, niż po kolejnego żelika. Poza tym opakowanie zawiera 18 ml produktu, który nie jest wcale wydajny.
Jestem ciekawa która wersja Wam się trafiła i co o niej sądzicie?
nie lubię go ;<
OdpowiedzUsuńJa miałam tą 'lepsza' wersje, ale też obwiniam go o pogorszenie stanu skóry...
OdpowiedzUsuńkurna nie pamiętam, który mi się trafił, ale to był bubel! :O
OdpowiedzUsuńNo nie mogę uwierzyć , no ja też mam bubla i nie mogę go skończyć i raczej wywalę .
OdpowiedzUsuń@The Bertka Show myślę o tym samym, bo aż wstyd go komuś oddać.
OdpowiedzUsuń@kosmetykoholiczkaTak przypuszczałam, że lepsza wersja będzie też komadogenna.
OdpowiedzUsuńi ten i stay matte to wielki niewypał, nigdy więcej podkładu z rimmela!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, wydaje mi się, że to jakaś "teoria spiskowa" :D
OdpowiedzUsuńMoże i są dwie wersje graficzne na rynku, ale nie sądzę, żeby akurat one się różniły. Tzn. nie twierdzę, że każdemu ten podkład przypasuje i że każdy słoiczek jest super, bo jakiś np. mój sobie skisnąć na słońcu czy coś ;)
Ale nie sądzę, żeby wielkość czcionki na opakowaniu miała tu kluczowe znaczenie :D Składy są takie same, więc... ;)
Ja również mam ten z drobnymi napisami i to mój ulubiony podkład na lato ;)
@OrlicaSeriously? Co by nie było, Ja już sobie o nim opinię wyrobiłam. Ale dziwi mnie, że są dwa różne opakowania.
OdpowiedzUsuńTam w poprzednim miało być "MÓGŁ skisnąć na słońcu" :P
OdpowiedzUsuńA różne opakowania, bo pewnie różne serie produkcji, nie różnią się drastycznie ;)
mam wersję z małymi napisami i jest beznadziejna. ale jakoś nie kusi mnie, żeby kupić wersję z dużymi napisami, bo nie mam pewności czy okaże się lepsza.
OdpowiedzUsuńmam dokładnie takie same odczucia jak Ty i niestety również nie mam już najmniejszej ochoty sprawdzać, czy wersja z większą czcionką jest faktycznie lepsza. zraziłam się do tego podkładu, z trudem go wykańczam, aplikuję jedynie raz na jakiś czas, a i tak mnie wysypuje.
OdpowiedzUsuń@OrlicaAle zajrzyj do Anwen, ten sam odcień, a kolory zupełnie różne http://anwena.blogspot.com/2012/05/niewosowo-o-dwoch-wersjach-podkadu-w.html
OdpowiedzUsuń@vilandreWychodzę z tego samego założenia ;)
OdpowiedzUsuń@m.m. /smoky evening eyes/ Dokładnie! Dobrze, że ma 12m przydatności, to jakoś się zużyje przez rok, ale nie wiem czy po prostu go nie wyrzucę ;(
OdpowiedzUsuńmiałam bubla i od razu puściłam go w świat ;/
OdpowiedzUsuńMam obie wersje - "lepszą" i "gorszą". U mnie nawet ta gorsza nie podkreśla porów - wprost przeciwnie, wygładza i ujednolica cerę. Widać co cera to opinia :) Rozumiem, że żelowy Rimmel ma wiele przeciwniczek, jednak ja zaliczam się do grona absolutnych fanek :)
OdpowiedzUsuńja chyba nie przepadam za takimi żelkami. "chyba" bo używam minerałów od dawna. :P chociaż pamiętam, kiedyś kupowałam Max Factor Miracle Touch i całkiej dobrze się sprawował.
OdpowiedzUsuń@ViolletA zauważyłaś między nimi różnicę?
OdpowiedzUsuń@One_LoVeMinerały to dla mnie "za szeroka rzeka" żeby w nią wchodzić ;)
OdpowiedzUsuńCałym sercem nienawidzę tego podkładu. Fuj fuj fuj. Sprawdziłam, moja wersja ma małą czcionkę. Niestety u Anwen ktoś pisał w komentarzu, że odcień 100 w wersji dużoczcionkowej jest ciemniejszy niż w małoczcionkowej, która na mnie ciemnieje i pomarańczowieje, więc nawet się nie będę rozglądać za tym podkładem w drogeriach.
OdpowiedzUsuń@IwettoNo właśnie? I jak z odcieniami?
OdpowiedzUsuńPodkłady Rimmel nigdy nie wzbudzały mojego zaufania...
OdpowiedzUsuńJa mam chyba wersję z mniejszymi napisami i nie narzekam na ten podkład. Owszem nie jest cudem i w cieplejsze dni się nie sprawdza, ale w chłodniejsze byłam z niego zadowolona :)
OdpowiedzUsuńNie przemawia do mnie kwestia opisu;) ponieważ miałam ten z mała czcionka i wygląda jak ten z dużej czcionki :crazy: W każdym razie, u mnie podkład furory nie zrobił- ot taki przeciętniak ale na plus pojemność- nie lubię tradycyjnych 30-tek może dlatego, że u mnie podkład spełnia rolę jedynie w okresie jesienno-zimowym później stawiam na kremy tonujace a teraz mam swój BB nr 1 :)
OdpowiedzUsuńWracając do Rimmela, podkład u mnie miał dobre i złe dni, poodbnie jak kryjacy z YR- do żadnego z nich juz nie wrócę. Nie lubie męczyć sie z podkładem i zastanawiać czy dzisiaj bedzie dobrze wyglądać czy tez nie... Jedno czego już na pewno nie zrobię- nie dokonam zakupu tzw. owczym pędzie;)
Zabieram się za obiecane recenzje i zestawienia:) Mam nadzieję, że niebawem się pokaża:)
Bardzo fajny i przydatny post ;) Teraz widzę,że należy go omijać szerokim łukiem :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o czymś takim... Ja go właśnie używam i nie mogę się pozbyć niespodzianek z twarzy, teraz już wiem co je powoduje. Dzięki :)
OdpowiedzUsuńja tez przeczytalam o tym u anwen i bardzo sie zdziwiłam
OdpowiedzUsuń@Atqa Beauty Dla mnie to też rozdział zamknięty.
OdpowiedzUsuń@HexxanaWiadomo, że jak coś jest dla każdego to do niczego ;) Ale babska ciekawość kazała mi go wypróbować :P Z tym że już nawet nie chodzi o jakość tego podkładu, tylko o to że na rynku pojawiły się dwa takie same produkty zgoła odmienne. I to mnie zastanawia...
OdpowiedzUsuńCo do postów cieszę się i na pewno zajrzę, a tym BB kusisz, oj kusisz ;D
@PaulinaJa chyba ogólnie strzelę focha na markę Rimmel :P
OdpowiedzUsuńMiałam próbkę i szczerze mówiąc cieszę się, że go nie kupiłam :)
OdpowiedzUsuńciekawą politkę ma mybelline
OdpowiedzUsuń@Yasminellato znaczy?
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że można się tak naciąć! I właśnie dlatego lubię blogi kosmetyczne!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog!Dodaje do obserwowanych:)
OdpowiedzUsuńJa mam i jedna i druga wersje i tez zauwazylam roznice:(
OdpowiedzUsuńTeż nie wiedziałam o jego drugim obliczu i trafiłam na bubla... Żałuje i nie zdradzę ponownie Revlona.
OdpowiedzUsuń@Iwetto
OdpowiedzUsuńWiesz, w razie potrzeby służę próbasem BB :)
Babska ciekawość jak najbardziej:) ale dziwna sprawa swoją drogą. Ciekawa jestem co na to firma Rimmel?
A u mnie sprawdził się fantastycznie i mam zamiar do niego wrócić : )
OdpowiedzUsuńCzyli miałam tą wersję 'lepszą' dziwne ...
OdpowiedzUsuń