Jeszcze nie tak dawno, bo zaledwie na początku sierpnia /klik/, wychwalałam na blogu eyeliner marki Urban Decay. Zdania na jego temat nie zmieniłam, ale dostrzegłam jeden poważny minus - skończył się! Byłam w lekkim szoku, kiedy kilka dni po publikacji posta nie mogłam namalować jednolitej kreski. Szybko przeliczyłam kiedy go kupiłam i wyszło na to, że wystarczył mi na niecałe pięć miesięcy użytkowania. Nie wiem co mnie bardziej zszokowało: fakt, że nic nie miałam w zapasie (hura!); czy fakt, że ten czas tak szybko minął, a ja jeszcze nie napisałam o nim pełnej recenzji.
Opakowanie zawiera 1,7 ml produktu i wydaje mi się, że jak na taką ilość, to służył mi wyjątkowo długo. Przynajmniej udało mi się go zużyć w terminie, bo ważny jest 9 miesięcy od otwarcia. Przez cały ten czas zachował swoją pierwotną konsystencję, co jest wielką zaletą w porównaniu do innych, podobnych kosmetyków. Jedyny mankament to zbierające się przy ujściu 'farfocle', które musiałam usuwać przy pomocy patyczka higienicznego. Ale jest to charakterystyczne dla tego typu linerów, bo pamiętam że Aqua Liner z MUFE /klik/ miał podobnie. Tak poza tym nie dostrzegam żadnych wad.
Głównym atutem eyelinera jest aplikator, czyli cienki oraz bardzo precyzyjny pędzelek. Jest o wiele wygodniejszy od gąbeczki, ponieważ dostosowuje się do linii rzęs i nie ciągnie delikatnej skóry. Przy jego pomocy bez problemu można wykonać idealnie cienką kreskę i ładnie zakończyć ją 'jaskółką'. Wykonanie grubszej również nie nastręcza problemu. Do tego wygodnie leży w dłoni oraz dobrze się nim manewruje, ale muszę nadmienić, że opakowanie jest typowe dla tego typu linerów (kupiłam niemal identycznie wyglądający z Catrice). Formuła jest lekko wodnista, ale na tyle kryjąca, że już przy jednym pociągnięciu równomiernie i bez prześwitów rozprowadza się na powiece. Poza tym nie ściąga skóry, a sama linia zawsze wychodzi równa. Na pewno trafił Wam się chociaż raz zbyt wodnisty liner, który rozlewał się nierównomiernie i kreska wychodziła przez to poszarpana. Gwarantuję, że Perversion tego nie robi. Nie podrażnił mnie też w żaden sposób, co często zdarzało mi się przy drogeryjnych odpowiednikach.
Kolor jest głęboki oraz intensywny z satynowym połyskiem. Nie wymaga poprawek w ciągu dnia, nie ściera się i nie blaknie. Faktycznie jest wodoodporny, ponieważ trzyma się w stanie nienaruszonym od rana do wieczora, nawet w największe upały. W moim przypadku wytrzymał w nienagannym stanie ponad 10 godzin. Na pewno przypadnie do gustu osobom, które tak jak ja mają problem z 'tłustymi' powiekami. Pomimo swojej wodoodporności dobrze zmywa się przy pomocy płynów czy preparatów do demakijażu. Ja stosowałam płyn micelarny Bioderma /klik/ zamiennie z balsamem Clinique Take the day off /klik/ i oba rozpuszczały go bardzo dobrze.
Kosztuje 85 zł i dostępny jest na stronie producenta oraz w Sephorze (chociaż teraz go nie widzę, więc może jest to chwilowy brak). Niestety w ofercie mają jedynie kolor czarny. Nie wiem dlaczego w Polsce nie me pełnej gamy kolorystycznej, ale miejmy nadzieję, że w przyszłości to się zmieni. Żałuję też, że nie starczyło go na tyle, abym mogła zrobić chociaż swatcha. Na szczęście jeśli będziecie nim zainteresowani, zawsze można przejść się do Sephory i przekonać się osobiście o jego cudownym działaniu. W każdym razie ja polecam i ubolewam, że nie mogę kupić go ponownie (niestety Urban Decay zostało wykupione przez koncern L'Oreal, więc nie do końca jest 'cruelty free').
Macie swój sprawdzony eyeliner?
Głównym atutem eyelinera jest aplikator, czyli cienki oraz bardzo precyzyjny pędzelek. Jest o wiele wygodniejszy od gąbeczki, ponieważ dostosowuje się do linii rzęs i nie ciągnie delikatnej skóry. Przy jego pomocy bez problemu można wykonać idealnie cienką kreskę i ładnie zakończyć ją 'jaskółką'. Wykonanie grubszej również nie nastręcza problemu. Do tego wygodnie leży w dłoni oraz dobrze się nim manewruje, ale muszę nadmienić, że opakowanie jest typowe dla tego typu linerów (kupiłam niemal identycznie wyglądający z Catrice). Formuła jest lekko wodnista, ale na tyle kryjąca, że już przy jednym pociągnięciu równomiernie i bez prześwitów rozprowadza się na powiece. Poza tym nie ściąga skóry, a sama linia zawsze wychodzi równa. Na pewno trafił Wam się chociaż raz zbyt wodnisty liner, który rozlewał się nierównomiernie i kreska wychodziła przez to poszarpana. Gwarantuję, że Perversion tego nie robi. Nie podrażnił mnie też w żaden sposób, co często zdarzało mi się przy drogeryjnych odpowiednikach.
Kolor jest głęboki oraz intensywny z satynowym połyskiem. Nie wymaga poprawek w ciągu dnia, nie ściera się i nie blaknie. Faktycznie jest wodoodporny, ponieważ trzyma się w stanie nienaruszonym od rana do wieczora, nawet w największe upały. W moim przypadku wytrzymał w nienagannym stanie ponad 10 godzin. Na pewno przypadnie do gustu osobom, które tak jak ja mają problem z 'tłustymi' powiekami. Pomimo swojej wodoodporności dobrze zmywa się przy pomocy płynów czy preparatów do demakijażu. Ja stosowałam płyn micelarny Bioderma /klik/ zamiennie z balsamem Clinique Take the day off /klik/ i oba rozpuszczały go bardzo dobrze.
Kosztuje 85 zł i dostępny jest na stronie producenta oraz w Sephorze (chociaż teraz go nie widzę, więc może jest to chwilowy brak). Niestety w ofercie mają jedynie kolor czarny. Nie wiem dlaczego w Polsce nie me pełnej gamy kolorystycznej, ale miejmy nadzieję, że w przyszłości to się zmieni. Żałuję też, że nie starczyło go na tyle, abym mogła zrobić chociaż swatcha. Na szczęście jeśli będziecie nim zainteresowani, zawsze można przejść się do Sephory i przekonać się osobiście o jego cudownym działaniu. W każdym razie ja polecam i ubolewam, że nie mogę kupić go ponownie (niestety Urban Decay zostało wykupione przez koncern L'Oreal, więc nie do końca jest 'cruelty free').
Macie swój sprawdzony eyeliner?
Ja jestem trochę antytalentem jeśli chodzi o kreski, ale z tej serii miałam tusz do rzęs i byłam zadowolona;)
OdpowiedzUsuńJak to mówią 'praktyka czyni mistrza' :)
UsuńZainteresowałaś mnie nim. Obawiam się tylko, czy olejek jojoba poradzi sobie z jego zmyciem? (nienawidzę trzeć powieki). Na tę chwilę do robienia kresek używam cienia na mokro. Jako tako odpowiada mi ta metoda, ale czasem kusi mnie powrót do normalnych eyelinerów. Oko wygląda przy ich użyciu chyba jednak ładniej :)
OdpowiedzUsuńU mnie kreska robiona cieniem się nie sprawdza, bo po dwóch godzinach już jej nie ma :/
UsuńU mnie sprawdzony eyeliner to Supercat z Soap&Glory! Uwielbiam go i serdecznie polecam, bo jest wart każdej złotówki :) Do tego ma postać pisaka, więc jak dla mnie strzał w dziesiątkę :)
OdpowiedzUsuńDzięki za podpowiedź. Przyjrzę mu się bliżej.
UsuńU mnie numer jeden to pisak Perfect Slim od L'Oreal :)
OdpowiedzUsuńTeż go lubiłam.
UsuńNa codzień nie maluję kresek więc temat eyelinerów jest mi zupełnie obcy :) Jedyny produkt do kresek jaki posiadam to żelowa pomada z Inglota i od czasu do czasu spisuje się ok.
OdpowiedzUsuńMiałam ten eyeliner, nawet w dwóch odcieniach, ale dosyć szybko wysechł :/
UsuńZaciekawiłaś mnie nim, bo zaczynam lubić kreski i chcę popróbować czegoś innego niż robienie ich cieniem z wodą ;-)
OdpowiedzUsuńEyeliner daje zdecydowanie mocniejszy efekt, więc jestem ciekawa czy taka kreska Ci się spodoba. W moim przypadku kreska wykonana cieniem niestety nie trzyma się zbyt długo. Już prędzej zrobiona kredką i roztarta cieniem wytrzyma kilka godzin.
Usuńja nie przepadam za takimi linerami :) wolę robić kreski cieniem lub kredką i je rozdymiać :)
OdpowiedzUsuńU mnie niestety oba opisane przez Ciebie sposoby nie dają pełnej satysfakcji. Cień znika, a kredka zbiera się w kącikach, dlatego zawsze poszukuję trwałych eyelinerów.
UsuńPrzez lata nosiłam czarne kreski a teraz rok już, jak robię je tylko na większe wyjścia ;) Ulubionego eyelinera niestety nie mam.
OdpowiedzUsuńJa nie wyobrażam sobie na dzień dzisiejszy swojego makijażu bez kresek. Ale może kiedyś dojdę do tego etapu co Ty.
UsuńKiedyś wydawało mi się, że fajne z kreską wyglądam. To było złe przeświadczenie, kreska dodaje mi lat i grozy :) nie używam więc eyelinerów :)
OdpowiedzUsuńA mi się wydaje, że z taką króciutką kreską, lekko wyciągniętą w górę (bez typowej jaskółki), wyglądałabyś świetnie. Wbrew pozorom taki makijaż ujmuje lat. Ale nie namawiam, bo każdy wie w czym najlepiej się czuje.
Usuńjak ja lubię takie małe pędzelki!
OdpowiedzUsuńNajlepsze do precyzyjnego malowania!
UsuńZ tego, co się orientuje to ten eyeliner występuje jedynie w czerni. Nowe Razor Sharp to kolorystyczna bomba ;) Ja osobiście do linerów nie przykładam wielkiej wagi, bo bardo rzadko ich używam. Preferuję czarny cień, chociaż i tak zazwyczaj nie przyczerniam lini rzęs ;)
OdpowiedzUsuńNa stronie stronie UD.com są dostępne inne odcienie, więc na pewno mają takie w ofercie. Może właśnie ze względu na nowy asortyment nie wprowadzili ich w PL do sprzedaży.
UsuńDaaawno nie robiłam kreski na powiece :) jestem przyzwyczajona do eyelinerów w pisaku, ale tym mnie zainteresowałaś :)
OdpowiedzUsuńU mnie codziennie kreska jest na powiekach.
UsuńMoja cierpliwość do kresek jest ograniczona, wydaje się być fajny ale wolę pisaki ;)
OdpowiedzUsuńMi bez różnicy czym zrobię kreski, ważne żeby były trwałe.
UsuńJa niestety z takimi linerami jestem na bakier i pozostaje mi tylko używanie linerów żelowych w słoiczkach :)
OdpowiedzUsuńPS. Nie wiem czy widziałaś moją odpowiedź na temat Clarena Naturalis. Na ich stronie widnieje informacja o braku testów na zwierzętach :)
Z tego co czytałam na stronie, to tylko ta seria jest nie testowana. O innych kosmetykach tego nie napisali, dlatego wysłałam do nich bardziej szczegółowe zapytanie. Niestety do tej pory nie uzyskałam odpowiedzi, ale jestem dobrej myśli. Niektórym zajmuje to więcej czasu, albo po prostu zlewają klienta ;) Zobaczymy.
Usuń