Ostatnio popadałam w makijażowy minimalizm. Na twarz nakładam tylko minerały, a na powieki oprócz tradycyjnej kreski oraz tuszu, ląduje jeszcze cień w kremie firmy Rimmel. Kupiłam go w Hebe podczas szalonej akcji promocyjnej za niecałe 20 zł. Bardzo dobrze wspominam wycofaną serię Colour Mousse tej marki i po cichu liczyłam, ze Scandaleyes będzie tym samym kosmetykiem, tylko w nowym wydaniu.
Jak widać ma "błyszczykową" formę z aplikatorem w formie pacynki. Od razu napiszę, że nakładanie cienia przy jego pomocy mija się z celem. Po pierwsze jest niewygodny, po drugie nieprecyzyjny, a po trzecie nakłada za dużo. Konsystencja jest bardzo lekka i dobrze napigmentowana, więc łatwo można z nim przesadzić. Osobiście wolę nabierać cień przy pomocy pędzelka (MAC 217, Zoeva 227, Hakuro H79) i dopiero wtedy rozprowadzać go na powiece. Dzięki temu uzyskuję cienką warstwę, która szybciej zastyga i mogę stopniować efekt. Ma dobre krycie, więc niewielka ilość wystarcza, aby uzyskać jednolitą warstwę.
Z trwałością bywa różnie, szczególnie na moich powiekach. Podczas zimy trzymał się nienagannie i dopiero pod wieczór potrafił zebrać się w załamaniu. Przy obecnych temperaturach wymaga niestety zastosowania bazy. Czasami dla lepszego efektu oprószam go jeszcze cieniem Inglota w podobnej kolorystyce. Mimo to uważam, że jest jednym z lepszych kosmetyków tego typu, bo metaliczny efekt utrzymuje się przez cały dzień, bez blaknięcia czy ścierania. I tutaj kolejny mały minus dla firmy, bo dostępnych jest raptem pięć odcieni.
Posiadam Rich Russet, czyli neutralny brąz o niesamowicie metalicznym wykończeniu. Pozostałe to: srebrny Mercury Silver, miedziany Golden Bronze, stalowy Slate Grey oraz intensywny fiolet Manganese Purple. Rozważałam jeszcze zakup tego ostatniego, ale jak wspomniałam ostatnio popadłam w makijażową rutynę, więc częściej leżałby w szufladzie niż gościł na moich powiekach.
Bardzo polubiłam Shadow Paint i uważam, że dorównuje serii Colour Mousse. Świetnie sprawdza się przy dziennym makijażu, jeszcze lepiej przy wieczorowym, a przy tym jest niezwykle przyjazny w aplikacji (szczególnie rano). Do tego mam wrażenie, że jest to kosmetyk bez dna, ponieważ mam go już pół roku, a ubytek jest niewielki. Szkoda, że pozostałe kolory takie nieciekawe... z drugiej strony może to i lepiej ;)
_________________________________________
Jak widać ma "błyszczykową" formę z aplikatorem w formie pacynki. Od razu napiszę, że nakładanie cienia przy jego pomocy mija się z celem. Po pierwsze jest niewygodny, po drugie nieprecyzyjny, a po trzecie nakłada za dużo. Konsystencja jest bardzo lekka i dobrze napigmentowana, więc łatwo można z nim przesadzić. Osobiście wolę nabierać cień przy pomocy pędzelka (MAC 217, Zoeva 227, Hakuro H79) i dopiero wtedy rozprowadzać go na powiece. Dzięki temu uzyskuję cienką warstwę, która szybciej zastyga i mogę stopniować efekt. Ma dobre krycie, więc niewielka ilość wystarcza, aby uzyskać jednolitą warstwę.
Z trwałością bywa różnie, szczególnie na moich powiekach. Podczas zimy trzymał się nienagannie i dopiero pod wieczór potrafił zebrać się w załamaniu. Przy obecnych temperaturach wymaga niestety zastosowania bazy. Czasami dla lepszego efektu oprószam go jeszcze cieniem Inglota w podobnej kolorystyce. Mimo to uważam, że jest jednym z lepszych kosmetyków tego typu, bo metaliczny efekt utrzymuje się przez cały dzień, bez blaknięcia czy ścierania. I tutaj kolejny mały minus dla firmy, bo dostępnych jest raptem pięć odcieni.
Posiadam Rich Russet, czyli neutralny brąz o niesamowicie metalicznym wykończeniu. Pozostałe to: srebrny Mercury Silver, miedziany Golden Bronze, stalowy Slate Grey oraz intensywny fiolet Manganese Purple. Rozważałam jeszcze zakup tego ostatniego, ale jak wspomniałam ostatnio popadłam w makijażową rutynę, więc częściej leżałby w szufladzie niż gościł na moich powiekach.
Bardzo polubiłam Shadow Paint i uważam, że dorównuje serii Colour Mousse. Świetnie sprawdza się przy dziennym makijażu, jeszcze lepiej przy wieczorowym, a przy tym jest niezwykle przyjazny w aplikacji (szczególnie rano). Do tego mam wrażenie, że jest to kosmetyk bez dna, ponieważ mam go już pół roku, a ubytek jest niewielki. Szkoda, że pozostałe kolory takie nieciekawe... z drugiej strony może to i lepiej ;)
_________________________________________
przyglądałam się im kiedyś w Rossie, ale kolory wydały mi się takie jakieś siakieś nieciekawe. może czas na drugie podejście :)
OdpowiedzUsuńTeż doszłam do tego wniosku i mimo najszczerszy chęci nie widzę dla siebie żadnego innego ;)
UsuńDobrze, że wspomniałaś o sposobie aplikacji bo jak spojrzałam, to pierwsze co mi przyszło do głowy, to jak tą pacynką równo nałożyć kolor ;)
OdpowiedzUsuńTak naprawdę wszystkie cienie tego typu nakładam pędzlem, bo jest znacznie szybciej :)
UsuńBardzo ciekawy produkt, wcześniej o nim zupełnie nie słyszałam! Muszę się im przyjrzeć :)
OdpowiedzUsuńWarto zwrócić uwagę :)
UsuńWygląda na bardzo przyjemny w użytkowaniu, chociaż jak kiedyś miałam cień w takiej formie to zawsze wychodziły mi jakieś bure plamy :)
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od pigmentacji. Niektóre kosmetyki rozcierają się do szarości, ale w tym przypadku jest wręcz odwrotnie :)
UsuńAvon ma cos podobnego w swojej ofercie, i calkiem ladne kolory. Wprawdzie pomazialam sobie nimi cala reke, ale jakos nie jestem przekonana do cieni w takiej formie... zdziwilam sie jednak, poniewaz to na rece zastyglo i ciezko bylo zmyc woda z mydlem!
OdpowiedzUsuńa Rimmelkowe widzialam, ale nie czuje sie nimi skuszona ;) i tak jest najlepiej ;)
Wiele firm wypuszcza tego typu cienie, ale jakoś do Rimmela mam zaufanie ze względu na poprzednią serię :)
UsuńPiękny jest! Ja bym się skusiła jeszcze na ten fioletowy :D
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o kremowe cienie to osobiście uwielbiam te z Catrice :) Tylko szkoda, że nie mają żadnego nudziaka :/
OdpowiedzUsuńWłaśnie to jest duży minus, że nie wprowadzą takiego neutralnego odcienia.
Usuńsuper kolor, przypomina mi trochę jednego z moich ulubionych cieni Inglot 402 pearl :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie ten cień zazwyczaj ląduje na Rimmel ;)
UsuńBardzo lubię Rimmela :)
OdpowiedzUsuńA ten cień wygląda świetnie :) Jak koleżanka wyżej, też próbowałam takie cienie z Avonu i były całkiem fajne :)
Nie mogę jakoś przekonać się do cieni w kremie.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że na moich powiekach "rolowałyby" się jeszcze bardziej niż sypkie.
Mam go :) nawet ten sam odcien - piekny ale zbiera sie u mnie brzydko na powiekach, czasem po calym dniu potrafi zniknac nawet z powieki!
OdpowiedzUsuńDlatego używam bazy pod cienie, szczególnie przy takich temperaturach.
UsuńŁadny, kolor bardzo mój:)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio tez glownie tusz i kreska-czasem zaszaleje z kolor tatu i to wszystko!
OdpowiedzUsuńPiękny kolor ma ten cień. Pokażesz też na oczach jak wygląda?
OdpowiedzUsuńNie, ponieważ nie mam do tego cierpliwości ;)
UsuńMam, ale jakoś za nim nie przepadam. Szybko mi się roluje :(
OdpowiedzUsuńŚwietny kolor, ale nie nie mogę kupić koljnego brązu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tez mi się podobają te cienie :)
OdpowiedzUsuńKolor przypomina mi trochę On and On Bronze Color Tattoo, więc mi się podoba ;) Ja pewnie nakładałabym go palcem.
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy nie zwracałam uwagi na te cienie ...
OdpowiedzUsuńPreferuję jednak standardowe rozwiązania i aplikację.
Wszelkie inne średnio się u mnie sprawdzają.
Zostanę przy Inglotach :)
Ciekawy produkt i śliczny ma kolor :)
OdpowiedzUsuńŁadny odcień, przypomina mi On nad On Brozne. Nigdy jakoś nie przepadałam za cieniami w takiej formie.
OdpowiedzUsuńPiękny kolorek :) Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio polubiłam Paint Pot w kolorze Groundwork. Ten cień wygląda ciekawie i bardzo podoba mi się jego kolor. Szkoda, że nie pokazałaś jak wygląda na oku ;)
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam takie kolory <3
OdpowiedzUsuńMuszę go wrzucić do koszyczka podczas jakiś zakupów, muszę :)
Zastanawiałam się nad nim, ale stwierdziłam, że chyba jednak zostanę przy sprawdzonych kremach od Maybelline i Chanel. Choć kolor ma naprawdę fajny.
OdpowiedzUsuńPrzyjemny kolorek. :)
OdpowiedzUsuńMam zloty z tej serii ;) Nie uzywam go solo, ale jako baza jest ekstra ;) Ja nakladam go tą pacynką i rozcieram paluszkiem później ;) Lubię go ;) Podobne cienie ma też Yves Rocher ;)
OdpowiedzUsuńOdcień zdecydowanie przypadł mi do gustu, a kremowe cienie darzę ogromną sympatią. Polecam Ci również grube kredki z Sephory, ich trwałość powinna przypaść Ci do gustu, a i kolorystyka chyba nie jest najgorsza :)
OdpowiedzUsuńwygląda podobnie do Color Tattoo z Maybelline :)
OdpowiedzUsuńKolor cudny! Jakoś nigdy nie zwróciłam uwagi na te cienie, ale muszę przyznać, że ten chętnie bym zgapiła od Ciebie:P
OdpowiedzUsuńŁadny jest :) wiele razy na niego spoglądałam w drogerii i badałam kolor testerem. Gdybym nie miała brązowych cieni to bym go kupiła, ale jak mam - to po co ? :) próbowałam go wetknąć mojej mamie, bo Color Tattoo jej się kończy, ale nie chciała :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten kolorek. Jeszcze nigdy nie miałam cienia w takiej formie :)
OdpowiedzUsuńjak dla mnie cienie moga byc tylko i wylacznie prasowane, inne mi nie pasuja
OdpowiedzUsuńJuż kiedyś w sklepie nam nim się zastanawiałam, podoba mi się kolorek. Obawiałam się natomiast tego, że będzie się na powiekach oddzielać w zagięciach.
OdpowiedzUsuńprzypomina mi color tattoo od maybelline, odcień on and on bronze :)
OdpowiedzUsuńKolor bardzo mi się podoba i pigmentacja też niczego sobie :)
OdpowiedzUsuńCiekawy produkt :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że cień w takiej formie i z takim aplikatorem miałam z YR ;P Niestety nie było to ani trochę wygodne, więc leży :P
OdpowiedzUsuńPokazałabyś jak wygląda na oku ? Jestem ciekawa :c
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMam pytanie co do twojego staaaarego postu xd Napisałaś, ze "Rimmel Colour Mousse to Breezy nr 007" świetnie sprawdzi się jako rozświetlacz, a jak go aplikować?
OdpowiedzUsuńNo tak, ten kolor z pewnością jest najbardziej popularny, osobiście też bym go wybrała, bo to taki "dzienniak" na każdą okazję :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że już dawno temu polecałaś mi jak go nakładać, a ja do tej pory go nie oswoiłam i lży sobie nieużywany w szufladzie...
OdpowiedzUsuńOdcień świetny, bardzo w moim guście, jednak sama za takimi cieniami kremowymi nie przepadam, jeszcze nie trafiłam na taki który by nie robił prześwitów. I w pewnym momencie w ogóle przestałam takie kupować. :)
OdpowiedzUsuńMam ten cień ale w kolorze srebrnym, dostałam go na spotkaniu blogerek i to niestety nie mój kolor :/
OdpowiedzUsuńNo tak to bywa z tymi podarunkami ;]
Usuń