ASY

29.03.2012

Perełka!

 
To jest mój ostatni faworyt w codziennej pielęgnacji, ponieważ pomógł uporać mi się z moim dokuczliwym problemem. Mowa o maści Hud Salva marki Hudosil, którą dostałam w Kiss Boxie.   
Jest to silnie natłuszczająca maść, nie tylko do dłoni i stóp, ale także do każdego innego przesuszonego kawałka naszej powierzchni. Chroni także przed nadmiernym wysuszeniem i szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi (zimno, słońce, woda). Wygładza skórę, a dodatkowo leczy podrażnienia.



Najważniejsze składniki aktywne:

  • gliceryna – pozostaje na powierzchni skóry, tworząc warstwę chroniącą przed utratą wody i szkodliwym wpływem czynników atmosferycznych,
  • olej rycynowy – inaczej rącznikowy, doskonale nawilża i natłuszcza nawet najbardziej przesuszoną skórę,
  • bisabolol – pozyskiwany z rumianku ma wspaniałe właściwości łagodzące i przeciwzapalne, doskonale nadaje się do pielęgnacji nawet najbardziej wrażliwej i chorej skóry; usuwa zaczerwienienia i pomaga zmniejszyć ryzyko wystąpienia alergii,
  • mirystynian izopropylu – chroni, zmiękcza i uelastycznia skórę, poprawia konsystencję kosmetyku,
  • alantoina – działa regenerująco, przyspiesza odnowę i ułatwia odnowę uszkodzonego naskórka, zmniejsza podrażnienia, wygładza i zmiękcza skórę.


    Stosowanie maści zalecane jest przy suchej, wrażliwej, zaczerwienionej i popękanej skórze z nadmiernie zrogowaciałym naskórkiem; szczególnie dla osób z łuszczycą i atopowym zapaleniem skóry. 

    Mimo tego, że Hud Salva jest silnie natłuszczająca, to nie zostawia tłustego, świecącego filtru. Wciera się zupełnie do zera i pozostawia taką miłą, aksamitną warstewkę. Działanie, jak i wchłanianie ma błyskawiczne! Konsystencja natomiast jest trochę ciągnąca, jakby lepka, przy czym zupełnie nie jest to nieprzyjemne w użyciu i nie powoduje żadnego dyskomfortu. Po prostu przy precyzyjnej aplikacji nastręcza odrobinę trudności, ale przy hojnym smarowaniu nie robi różnicy. Zachwycił mnie jej kolor, który przywodzi na myśl perłę.


    Dzięki temu że po roztarciu jej nie widać świetnie sprawdziła się przy pielęgnacji skrzydełek nosa. Ostatnio walczyłam z uporczywym katarem i do tej pory wspierałam się Carmexem (tak, tak! nie tylko pielęgnuje, ale także pomaga swobodnie oddychać), aż przypomniałam sobie o tej maści. Smarowałam się nią nawet w pracy i nic nie było widać, a mój nos nareszcie nie przypominał nosa Rudolfa. Skóra była szybko ukojona, a zaczerwienia zniknęły już po jednym dniu systematycznego użytkowania

    Jednak jest jeszcze jedno, bardzo istotne zastosowanie tej maści. Po prostu świetnie sprawdza się jako balsam na suche skórki wokół paznokcia! Po prostu rewelacja! 
    Z moimi skórkami nie mogę się uporać od wieków. Do tej pory byłam zadowolona z masełka Burt's Bees, ale uwierzcie mi że ta maść daje zdecydowanie lepszy efekt i to przy mniejszym wkładzie.
    Stosuję ją tylko na noc. Wcieram niewielką ilość w skórki, tak żeby jeszcze biała linia zachowała się wokół paznokcia. Tutaj właśnie lepkowatość maści trochę przeszkadza, ale to naprawdę nie jest bardzo dokuczliwe.  Ot po prostu piszę, żeby się do czegoś przyczepić ;) A przez następny cały dzień, mimo częstego mycia dłoni, skórki są cały czas nawilżone. Nic nie sterczy, nic nie straszy swoim suchym widokiem. 

    Jeżeli macie tą maść  w swoim posiadaniu, to koniecznie wypróbujcie ją w taki sposób jaki polecam. Gwarantuję, że się nie zawiedziecie, a Hud Salva stanie się Waszą perełką w pielęgnacji. Ja już zacieram rączki na pełnowymiarowe opakowanie :)



19.03.2012

Najlepszy! // PHARMACERIS Delikatny fluid intensywnie kryjący #01 Ivory

Nareszcie znalazłam podkład najlepszy dla mojej cery. Jest to moje drugie opakowanie, więc słowa zachwytu nie są podyktowane pierwszym zauroczeniem, a raczej zakochaniem przeradzającym się w stały związek ;) Same na pewno wiecie, że ciężko znaleźć idealny podkład. Nie tylko jeżeli chodzi o sam koloryt, ale także o pozostałe istotne czynniki, jak cena, pielęgnacja, dostępność. I tak o oto odnalazłam swój numer jeden , czyli podkład Pharmaceris Delikatny fluid intensywnie kryjący o przedłużonej trwałości. Dla przypomnienia mam cerę mieszaną w kierunku suchej na policzkach, jednak strefa T nie przetłuszcza się bardzo. Mam rozszerzone pory i niestety tendencję do zapychania, a od czasu do czasu pojedyncze wypryski.


Fluid dostępny jest w aptekach i kosztuje około 40 zł, chociaż swój kupiłam w przyzwoitej promocji w Super Pharm. Opakowanie zawiera 30 ml produktu i dostępny jest w trzech wersjach kolorystycznych. Tutaj można by się przyczepić, bo to stanowczo za mało. Jednak najjaśniejszy idealnie dopasowuje się do mojej cery i nie widać większej różnicy przed i po nałożeniu w tonacji skóry. Odcienie, które są dostępne to: 


  • 01 Ivory - kość słoniowa
  • 02 Sand - piaskowy        
  • 03 Bronze - brązowy      




Moja wersja kolorystyczna 01 Ivory jest beżowa i nie ma tonów pomarańczowych czy różowych. Fluid najczęściej aplikuję gąbeczką lateksową, kiedyś pędzlem. Przestawiłam się na inny sposób, ponieważ podkład szybko wysycha i trzeba dobrze go rozetrzeć, aby nie powstały smugi. Przy pomocy gąbeczki uzyskuję najbardziej naturalny i oczekiwany efekt. Najlepiej nakładać go po trochu na całą twarz, niż etapami. Jego konsystencja nie jest bardzo lejąca, ani bardzo gęsta. Dobrze się rozprowadza i niewielka ilość wystarczy do pokrycia całej twarzy. Ja z reguły nakładam dwie pompki (dla dobrego krycia) lub jedną dla ujednolicenia kolorytu. Większą ilość nakładam, kiedy na skórze mam coś więcej do ukrycia niż tylko lekkie przebarwienia, mam tu na myśli zaczerwienia i pozostałości po wypryskach.


Daje ładne pudrowe wykończenie na buzi, lekko matując. Dla mojej cery całkowicie jest to wystarczalne, chociaż zdarzało mi się sporadycznie używać bibułek matujących. Jednak wydaje mi się, że było to bardziej podyktowane zmianami hormonalnymi, bo na co dzień prezentuje się bardzo dobrze. Podkreśla suche skórki, jak każdy podkład, który nie jest nawilżający. Ogromną jego zaletą jest to, że nie przyczynił się do przesuszenia moich policzków jak i zapchania porów. Jest to dla mnie bardzo istotne, ponieważ większość drogeryjnych fluidów niestety to robi. Co powoduje u mnie konsternację, bo fluid może sprawdzać się świetnie, ale co z tego jeżeli pogarsza stan mojej skóry i trzeba zaostrzyć jej pielęgnację. 

Poza tym posiada całkiem wysoki filtr, bo SPF20. Niestety w moim przypadku poszukiwanie dobrego filtru skończyło się na przetłuszczeniu skóry oraz jej dużemu zanieczyszczeniu. Dlatego w końcu zrezygnowałam ze słonecznej ochrony, szukając dobrego ochraniacza wśród podkładów i Pharmaceris stanął na wysokości zadania. Tak samo jest z trwałością, trzyma się przez cały dzień, nie zostawiając plam na ubraniu czy telefonie, mimo tego że nie utrwalam go żadnym pudrem.


Zapomniałam wspomnieć o aplikatorze. Opakowanie ostatnio się trochę zmieniło i moim zdaniem na lepsze. Zamiast nieestetycznego dozownika, producent zrobił wygodny dziubek. Przy poprzedniej wersji, wszystko było dookoła upaćkane, z nowym atomizerem problem całkowicie zniknął. 
Minusem może być natomiast data ważności, ponieważ od pierwszego użycia ważny jest tylko przez pół roku. Dlatego polecam jego zakup na sezon jesienno-zimowy, niż letni.

Podsumowując, jeżeli macie cerę podobną do mojej, to warto rozważyć jego zakup. Nie polecałabym go osobom mającym cerę tłustą czy suchą, ale dla Was marka Pharmaceris też ma coś w zanadrzu. Osobiście zastanawiam się jeszcze nad wersją nawilżającą, a także nad innymi produktami tej marki. To było moje pierwsze spotkanie z Pharmaceris i jestem ciekawa co jeszcze by się u mnie sprawdziło. Dajcie znać co polecacie i czy miałyście podkłady z tej firmy :)

27.07.2011

Aqua Liner -Waterproof Eyeliner // MAKE UP FOR EVER

Od dawien dawna borykam się ze ścierającą kreską. Jako posiadaczka "tłustych powiek" zawsze miałam problem z cieniami, tak samo z kredkami, a  już latem podczas upałów mogłam zapomnieć o makijażu. Dlatego w Sephorze nie mogłam oprzeć się wodoodpornemu linerowi MUFE!


Jak wiecie z mojego poprzedniego posta (KLIK), kolorów jest multum! Ciężko było mi się zdecydować i z bólem serca odchodziłam z jednym linerem w koszyku. Niestety kwestie praktyczne wygrały z zachwytem i kupiłam odcień 12, czyli ciemny brąz. Doszłam do wniosku, że szaleć z kolorem na oczach i tak nie będę, a liner jest świeży tylko przez pół roku od otwarcia, więc dwóch w tym czasie nie dam rady zużyć. Chociaż nie ukrywam, że chętnie przygarnęłabym jeszcze fiolecika z brokatem.


Aplikator to typowa gąbeczka i taką formę najbardziej akceptuję. Jest cienka, precyzyjna, idealnie miękka. Bardzo dobrze się nią operuje i rysuje kreskę. Za pierwszym razem bez problemu uzyskujemy jednolity efekt, bez prześwitów. Konsystencja jest typowa- jak liner, dosyć wodnista i nie szczypie! Co było dla mnie prawdziwym objawieniem, bo ostatnio miałam same linery, które podrażniały mi oczy i ciężko było mi trafić na coś neutralnego.


Swatche będą tylko na ręce. Pogoda krzyżuje mi plany i od tygodnia albo i dłużej jest ciemno i ponuro kiedy wracam do domu. Pierwszą kreskę zrobiłam z rozmachem, dlatego ma prześwit, dwie pozostałe oddają dopiero prawdziwą naturę Aqua Linera ;D

No ale przejdźmy do merritum, czyli trwałości! Jest całkowicie wytrzymały i nic go nie rusza z miejsca przez cały dzień! Kolor jest intensywny do samego wieczora i nie blaknie.  100% gwarancji i pewności przez cały dzień, bez rozmazywania czy efektu xero! 
Pewnie się zastanawiacie czy da się go zmyć, czy trzeba już nosić tę kreskę do końca życia? Płynem dwufazowym bez problemu, micelem też! Tylko o ile dwufazą schodzi wszystko gładko, to micelem już nie, ponieważ ściera się w grudki. Niestety wpadają one do oka lub rozcierają się po całej twarzy, co sprawia pewien dyskomfort, ale coś za coś ;)

Wady? Jednak są! Opakowanie:


Przytrafiło mi się to po miesiącu użytkowania. Nakładka zabezpieczająca liner, niestety zaczęła odkręcać się razem z nakrętką. Jest to bardzo irytujące, bo trzeba się nieźle nakręcić żeby wszystko wróciło na swoje miejsce. Ale nie zmienia to mojego uwielbienia dla tego kosmetyku. Dzięki niemu czuję się pewnie, bo wiem że nareszcie nic mi się przypadkowo nie rozmaże.

A jak jest w Waszym przypadku? Znalazłyście już swojego ulubieńca, a może nie lubicie nosić kreski?

.

JAKO AUTORKA BLOGA NIE WYRAŻAM ZGODY NA KOPIOWANIE, POWIELANIE LUB JAKIEKOLWIEK INNE WYKORZYSTYWANIE W CAŁOŚCI LUB WE FRAGMENTACH TEKSTÓW I ZDJĘĆ Z SERWISU INTERNETOWEGO www.iwetto.com BEZ MOJEJ WIEDZY I ZGODY (PODSTAWA PRAWNA: DZ. U. 94 NR 24 POZ. 83, SPROST.: DZ. U. 94 NR 43 POZ. 170).