Moim pierwszym balsamem do demakijażu był sławny Moringa Cleansing Balm Emmy Hardie. Niestety mocno mnie rozczarował i nie byłam zadowolona z zakupu. Po pierwsze konsystencja okazała się zbyt bogata i tłusta, wręcz oblepiała. Po drugie służył tylko do demakijażu twarzy, a po trzecie nie jest u nas bezpośrednio dostępny. Jednak sama forma spodobała mi się na tyle, że postanowiłam spróbować 'Take the day off' Clinique. Balsam zamówiłam w firmowym sklepie internetowym o czym wspominałam w zakupowym poście /klik/ i zapłaciłam około 120 zł.
'Take the day off' ma stałą postać ( przypomina olej kokosowy) i rozpuszcza się przy kontakcie ze skórą. Bez problemu nabiera się na palce, a po roztarciu zamienia się w olejek. Przeznaczony jest do każdego rodzaju cery i można nim zmyć makijaż z całej twarzy, włącznie z oczami. Jest nieperfumowany, dla mnie wręcz bezzapachowy, co bardzo doceniam. Doskonale rozpuszcza makijaż, włącznie z tuszem i bardziej trwałymi eyelinerami. Pozwala zaoszczędzić czas oraz waciki, bo wszystko zmywa za pierwszym razem. Działa skutecznie, ale delikatnie. Nie miałam problemu z przesuszoną skórą czy podrażnieniem. Nie pozostawia tłustej warstwy, pod warunkiem, że użytkownik zastosuje się do zaleceń producenta ;)
Na opakowaniu jest informacja, aby kosmetyk dobrze zmyć. Po demakijażu spłukuję twarz obficie wodą, a później myję twarz żelem Effaclar La Roche Posay. Musiałam odstawić czarne mydło Savon Noir, ponieważ w tym duecie okazało się niewystarczające. Ze względu na skład Clinique może być komadogenny, co niestety zauważyłam na początku używania. Dopiero kiedy zmieniłam kosmetyk do oczyszczania, zażegnałam problem. Czasami przed tradycyjnym myciem stosuję jeszcze kompres z ręcznika. Moczę po prostu w gorącej wodzie i nakładam na twarz. Cudowne uczucie, bardzo kojące, zwłaszcza po ciężkim dniu. Także dodatkowa korzyść, bo taki zabieg otwiera pory. Dzięki temu cera przygotowana jest na następny etap pielęgnacji.
ethylhexyl palmitate • carthamus tinctorius (safflower) seed oil • caprylic/capric triglyceride • sorbeth-30 tetraoleate • polyethylene • peg-5 glyceryl triisostearate • water purified • tocopherol • phenoxyethanol [iln28494]
Z kosmetyku jestem niezwykle zadowolona, chociaż jak zwykle moja cera trochę mniej. Gdybym miała skupić się na samej funkcjonalności 'Take the day off', to spełnia swoje zadanie w stu procentach. Sprawdza się zarówno przy demakijażu, jak i masażu twarzy, co rekompensuje dosyć wysoką cenę. Dodatkowym atutem jest wydajność, bo naprawdę niewielka ilość potrzebna jest do zmycia całego makijażu :)
Chciałam go kiedyś kupić, ale stacjonarnie u mnie nie było. Jak z wydajnością? Na zdjęciach wygląda tak ładnie jak olejek kokosowy :)
OdpowiedzUsuńTeż miałam problem z kupieniem stacjonarnie. Rozchodził się jak świeże bułeczki ;) Według mnie jest bardzo wydajny. Taka ilość jak na zdjęciu w zupełności wystarcza mi do zmycia makijażu.
UsuńKusisz, kusisz i jeszcze raz kusisz. Już od dawna się nad nim zastanawiam, a jak tu jeszcze mówisz o jego 100% działaniu to portfel sam się otwiera, żeby go kupić.
OdpowiedzUsuńPewnie niedługo ulegnę... i mam nadzieję, że nie będę żałować :)
Też mam taką nadzieję, bo wolę nie zbierać później batów za nieudany zakup ;P
UsuńOj kusisz chociaż może cena skutecznie odstraszy:-)
OdpowiedzUsuńOn mi się śni po nocach, ale jego cena to jakiś koszmar;)
OdpowiedzUsuńJa nie umiem używać tego typu produktów:D u mnie tylko dwufazy i micele:) ale fajnie, że Cię zadowolił:)
OdpowiedzUsuńHm...ostanio się trochę na niego napaliłam, ale jak trzeba go jeszcze dodatkowo zmywać, to nie wiem czy chce mi się bawić:(
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zaskoczyłaś, bo ja każdy kosmetyk do demakijażu zmywam. Niezależnie czy jest to płyn micelarny, balsam lub olejek. W swojej pielęgnacji rozdzielam te dwie kwestie: demakijaż i oczyszczanie.
UsuńMuszę go wreszcie kupić bo chodzi mi po głowie już od dłuższego czasu. Trochę mnie martwią te komedogenne ostrzeżenia ale zobaczymy. Miałaś porównanie z masełkiem do demakijażu z The Body Shop?
OdpowiedzUsuńNie używałam go,ale tylko dla tego że więcej osób skarżyło się na jego komadogenność. Może po skończeniu Clinique zdecyduję się na TBS.
Usuńja ciagle kupuje cos nowego i nie wiem w sumie dlaczego. Jestem mega zadowolona z tego kosmetyku i sprawdza sie idealnie.
OdpowiedzUsuńMnie też zawsze kuszą nowości ;)
UsuńBardzo fajna formuła kosmetyku, ale za demakijaż troszkę wysoka cena :/
OdpowiedzUsuńnie znalam tego produktu ....ciekawa sprawa :-)
OdpowiedzUsuńHm trochę tego zapychania się obawiam:/
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad nim :-)
OdpowiedzUsuńCenowo trochę dużo, ale kusi mnie na tyle, że może zażyczę sobie go w liście do Gwiazdora :)
OdpowiedzUsuńTrochę zaniepokoiłaś mnie jego komedogennością. Od dawna mam ochotę na opisywany przez Ciebie balsam Emmy Hardie, ale chyba na dobry początek wypróbuję wersję TBS. Jego cena jest najniższa, więc w razie czego będzie to najmniejsza strata ;)
OdpowiedzUsuńZ nim też musisz uważać, ponieważ spotkałam się kilka razy z opinią, że też jest komadogenny.
Usuńciekawi mnie forma balsamu do demakijażu, ale na razie chyba zostanę przy olejkach myjących :)
OdpowiedzUsuńTo jest praktycznie to samo, w końcu balsam zmienia się w olejek :)
UsuńCzytałam już o nim wiele dobrego. Fajnie, że Tobie też się sprawdza :) Może kiedyś uda mi się go kupić.
OdpowiedzUsuńTrochę inny- ale bardzo dobry do demakijazu jest olejek Hada Labo. Nie jest on bezpośrednio dostępny w Polsce ale zarówno eBay, słynny Azjatycki Bazar (Cukier), allegro i coraz czesciej widuje go w sklepach internetowych. Cenowo jest dużo sympatyczniejszy (na ebayu wygrzebałam za 50 zł z przesyłka w cenie - ale nie widziałam żeby gdziekolwiek cena przekraczała 100 zł)- bardzo wydajny, bez zapachu, świetnie radzi sobie z makijażem i co dla mnie bardzo ważne z BBkami. Olejek nakłada się na sucha twarz, masuje (wtedy lekko się pieni i zmienia konsystencję) i zmywa woda. Można oczywiście umyć dodatkowo twarz zelem, ale olejek nie tlusci i nie zapycha. Mogę gorąco polecić. A clinique rozwaze jak skończy sie Hada Labo.
OdpowiedzUsuńDzięki za podpowiedź :) Skoro radzi sobie z kremami BB, to naprawdę musi solidnie oczyszczać. Z moim makijażem rozprawi się raz dwa. No i cena bardzo przystępna.
UsuńWłaśnie to zapychanie mnie od niego odrzuca :(
OdpowiedzUsuńHm, czyli jednak chyba nie dla mnie on. Pozostanę przy sprawdzonej metodzie płyn micelarny - żel :)
OdpowiedzUsuńTo połączenie też bardzo lubię, chociaż wydaje mi się że przy użyciu olejku lub balsamu idzie szybciej :)
UsuńBrzmi fajnie, ale obecnie mnie nie kusi. Wolę płyny micelarne ;)
OdpowiedzUsuńJak to mówią: co kto lubi, wszystko jest dla ludzi ;)
Usuńniby trochę z nim zachodu skoro trzeba po zmyciu makijażu z jego użyciem jeszcze przemyć twarz innym żelem, ale z drugiej strony wymusza poświęcenie dłuższej chwili na masaż twarzy i właściwe zatroszczenie się o skórę :)
OdpowiedzUsuńZawsze po demakijażu oczyszczam dodatkowo twarz żelem lub mydłem, więc dla mnie to akurat rutyna :)
UsuńKręcę się wokół tego kosmetyku już dobre pół roku. Ogólnie nie mam problemu z nakładaniem na twarz takich bardziej oleistych w formie produktów ale cały czas obawiam się właśnie tego jak moja skóra na niego zareaguje :/
OdpowiedzUsuńDopóki nie spróbujesz to się nie przekonasz, ale tak jak wspomniałam ten kosmetyk potrafi być komadogenny.
UsuńCiągle się zastanawiam nad jego kupnem więc może kiedyś wpadnie w moje łapki ;)
OdpowiedzUsuńProdukt genialny, bardzo lubię:)
OdpowiedzUsuńBałabym się go, zwłaszcza że non stop używam czarnego mydła nawet nie mam nic innego.
OdpowiedzUsuńCzarne mydło jest świetne, więc się nie dziwię że tylko po nie sięgasz :)
UsuńTroszkę boję się zapychania :-(
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie tym produktem :) Teraz do demakijażu używam masełka TBS i mimo że nadal czuję się trochę nieswojo, bo do usuwania make-up'u wolę płyn micelarny to jednak ciekawią mnie takie nowinki ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś mnie strasznie kusił ale bałam się jego zapychania wiec się nie skusiłam
OdpowiedzUsuńNigdy nie zmywałam makijażu olejami z twarzy choć słyszałam o metodzie ocm. Nie wzbudziła mojego zainteresowania, ten kosmetyk ma w sobie jednak coś czym intryguje.
OdpowiedzUsuńPewnie fajnie byłoby go wypróbować jakby nadarzyła się okazja, ale jakoś specjalnie mnie nie kusi. Na szczęście w sumie bo potrzeb wiele ;))
OdpowiedzUsuńz chęcią bym go wypróbowała tym bardziej że jest wydajny :)
OdpowiedzUsuńczuje się bardzo skuszona i chętnie wypróbowałabym ten produkt ;)
OdpowiedzUsuńBardzo się nad nim zastanawiałam, ale czytałam gdzieś, że może powodować uczucie ściągnięcia po zmyciu, a ja nie cierpię tego efektu. Ale może jeszcze kiedyś to przemyślę.
OdpowiedzUsuńMarka mało nam znana, ciekawy produkt:)
OdpowiedzUsuńJak wiesz, nie polubiłam się z tym wynalazkiem. Podobnie jak Ty lubię nowości - skusiło mnie opakowanie głównie :) oddałam w dobre ręce, które były zadowolone ;).
OdpowiedzUsuńMnie dla odmiany przesuszał po jakiejkolwiek aplikacji:) Ostatecznei totalnie zniechęciłam się do marki - oprócz kremu pod oczy all about eyes - nie mam na nic ochoty :)
Niemniej super - że Ty jesteś zadowolona :)
Po Twojej recenzji pobiegłam do Sephory i zrobiłam sobie wcześniejszy prezent urodzinowy:)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi ten produkt, głównie z chęci wypróbowania takiej metody demakijażu. Nie znoszę jednak kremowych kosmetyków do demakijażu i mycia twarzy, więc obawiam się, że to nie byłby najlepszy wybór dla mnie, tym bardziej jeśli jednak może mieć działanie komadogenne, obawiam się, że mogłabym go nie spłukiwać wystarczająco dokładnie. Za to zaciekawiłaś mnie tym gorącym ręcznikiem, to musi być bardzo przyjemne.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji kolejnych zakupów koniecznie go wypróbuję. Słyszałam o nim tyle dobrego, a przydałby mi się produkt do wieczornego masażu twarzy :)
OdpowiedzUsuńTakiego bajeru jeszcze nie miałam. :P Obecnie używam żelu LRP. :)
OdpowiedzUsuńja chyba pozostanę przy moim sprawdzonym mydełku i mleczku z Douglasa ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś o nim myślałam ale bardziej żeby przetestować go jako nowinkę aniżeli coś co 'przydałoby' mi się w wieczornym rytuale. Temat jednak porzuciłam, przyzwyczaiłam sie i wolę moje stare metody ;-)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się że taki kosmetyk może być komedogenny. U mnie może być z tym problem;/ Po tym masełku z TBS na szczęście nic takiego nie zauważyłam ale podobnie jak ty po zmyciu makijażu myłam buzię jeszcze dodatkowo żelem więc może dlatego nie zauważyłam nic niepokojącego. Teraz używam kremu/pasy coś na wzór Liz Earl (na drugim miejscu parafina o zgrozo) i faktycznie zauważyłam podskórne grudki.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy produkt, nigdy nie miałam do czynienia z balsamem do demakijażu i prędko się na taki nie skuszę, no chyba że jakieś inne firmy z niższych półek cenowych wprowadzą coś podobnego do sprzedaży. :)
OdpowiedzUsuńChciałam, naprawdę mocno, ale mnie wyleczyłaś z tego chciejstwa i bardzo Ci z tego miejsca dziękuję za trafne aspekty tej recenzji! Komedogenność mnie odstrasza, nawet, jeśli można sobie z tym niebezpieczeństwem jakoś poradzić... Z moją paskudną cerą wolę nie ryzykować. Raz jeszcze - dziękuję!
OdpowiedzUsuńIntrygują mnie produkty tego typu, ale mam obawy czy moja cera polubi się z taką formą demakijażu. Po Twojej recenzji z przykrością muszę stwierdzić, że chyba jednak powinnam odpuścić temat. Potencjalna komedogenność dodatkowo zniechęca, mam cerę wyjątkowo podatną na zapychanie.
OdpowiedzUsuńChciałabym go wypróbować, ale cena trochę odstrasza. Fajny patent z tym gorącym ręcznikiem, wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za takimi wynalazkami. Lubię zmyć mleczkiem makijaż oka, a później normalnie zastosować żel do twarzy i tonik.
OdpowiedzUsuń